Moje świadectwo
nawrócenia z perspektywy kaznodziejskiego powołania.
1Tm 1:18 Ten nakaz daję ci, synu Tymoteuszu, abyś
według dawnych głoszonych o tobie przepowiedni staczał zgodnie z nimi dobry
bój,
W taki sposób apostoł Paweł zachęca młodego kaznodzieje jakim
jest Tymoteusz do podejmowania wysiłków dla Królestwa Bożego i do wytrwałości w
wierze
Dzisiaj chce powiedzieć jak to wszystko się zaczęło i w jaki
sposób Bóg doprowadził mnie do tego miejsca. Może niektórzy z was słyszeli wcześniej
moje świadectwo nawrócenia, ale dzisiaj chciałbym je opowiedzieć w kontekście
powołania. Z perspektywy czasu dzięki Bogu pewne rzeczy, które wydarzyły się w
moim życiu widzę bardziej wyraźnie. Biblia uczy nas, że nic w życiu człowieka
nie dzieje się przypadkiem, że Bóg od samego początku kieruje krokami jego i
wyznacza mu przyszłość.
W psalmie 139 czytamy:
Psalm 139:16
Oczy twoje widziały czyny moje, W księdze twej zapisane były wszystkie
dni przyszłe, Gdy jeszcze żadnego z nich nie było.
Przypowieści Salomona
19:21 Wiele zamysłów jest w sercu człowieka, lecz dzieje się wola Pana.
Galacjan 1:15 Ale gdy
się upodobało Bogu, który mnie sobie obrał, zanim się urodziłem i powołał przez
łaskę swoją,
Tak więc Słowo Boże pokazuje nam wyraźnie, że jest coś
takiego jak powołanie, że Bóg kieruje krokami człowieka, że prowadzi go do
wyznaczonego celu. I choć może się nam wydawać, że to my podejmujemy pewne
decyzje, że to my decydujemy o swoim życiu, to jednak jest to złudne, dzieje
się to, co chce Bóg. Spoglądając wstecz
na swoje życie mogę śmiało powiedzieć, że dzisiaj bardziej to rozumiem i tego
doświadczam niż kiedykolwiek wcześniej.
Gdy byłem kilkuletnim chłopcem mój dziadek Józef zwykł mawiać, że
Jarek pozostanie księdzem. Nie wiem do dzisiaj dlaczego to powiedział, kiedyś nawet
nie zwracałem na to uwagi, bo nie brałem zbyt poważnie tych słów. Później w
wieku szkolnym jedna z moich znajomych mówiła, że zostanę kaznodzieją. Wydaje się mi, że już wtedy Bóg w pewien sposób przez tych ludzi komunikował mi, jaka
będzie moja przyszła droga. Jako chłopiec byłem może trochę bardziej religijny
niż moi rówieśnicy, ale nie zostałem nigdy ministrantem. Bóg interesował mnie
odkąd pamiętam, zastanawiałem się nad
tym kim Jest, czego oczekuje od ludzi w jaki sposób można Mu służyć? Będąc w
Kościele Katolickim i słysząc czytania Pisma Św. podczas mszy budziło się we mnie marzenie, żeby mieć choć Listu Apostoła Pawła do Koryntian
z którego ksiądz czytał. W późniejszym czasie Bóg na to marzenie (modlitwę) odpowiedział. Pierwszy Nowy Testament otrzymałem od misjonarza,
którego spotkałem nieopodal mojego domu. Miałem wtedy około 9 lat i zaczepił mnie pewien młody chłopak podczas zabawy, poprosił bym go zaprowadził do przydrożnej kapliczki, bo chciał się przy
niej pomodlić. Razem z moim bratem pomogliśmy mu znaleźć Krzyż stojący przy drodze.
Gdy dotarliśmy na miejsce, to otrzymaliśmy od niego Nowy Testament w przekładzie Ks. Eugeniusza
Dąbrowskiego - 4 Ewangelie i Dzieje Apostolskie. Było to pierwsze Boże Słowo
jakie trafiło do naszego domu, zresztą z wielką podejrzliwością - bo nie wiadomo kto to był, czy ten Nowy Testament można czytać, czy nie jest od diabła, czy nie dali go Świadkowie Jehowy itp. Dzisiaj mi się wydaje, że ten człowiek oddał
swój własny Nowy Testament, którym Bóg chciał się posłużyć w moim życiu. Pamiętam
że trochę byłem zawiedziony, że nie było w nim listu do Koryntian, który zawsze pragnąłem mieć, ale czytałem
to co było. I choć byłem kilkuletnim chłopcem, to ogromnie się przejąłem
tym, co przeczytałem w Dziejach Apostolskich. Bardzo dotknął mnie heroizm apostołów ich gorliwość, oddanie dla sprawy Ewangelii i gotowość opowiadania
dobrej nowiny każdemu człowiekowi bez względu na koszty. Zastanawiałem się jak można
dojść do posiadania takiej wiary i czy jest możliwe służyć Jezusowi w dzisiejszych
czasach jak czynili to apostołowie? Jednak z czasem lektura Nowego Testamentu
interesowała mnie coraz mniej. Bardziej byłem zainteresowany spędzaniem czasu z
rówieśnikami, rozrywką, dobra zabawą, a do Nowego Testamentu zaglądałem sporadycznie. Ale to, co się zmieniło w moim życiu pod wpływem tamtego czytania, to przyszła do mnie realność Boga. Zdałem sobie sprawę, że Bóg naprawdę
istnieje i jest mądry. W ten sposób zrodził się w moim życiu większy
szacunek do spraw religijnych i pojawiła się jakaś taka bojaźń w sercu przed
Bogiem. Zrozumiałem, że On Jest, jest świadkiem każdej chwili mojego życia i przygląda się mi. Jednak mijały
lata i wcale nie zbliżałem bardziej do Jezusa Chrystusa, wprost przeciwnie. Grzech miał
coraz większy wpływ na moje życie, jako nastolatek zacząłem próbować alkoholu, lekkich
narkotyków jak marihuana, uzależniłem się również od papierosów.
Mimo wszystko, uważałem się za dobrego człowieka, myślałem - przecież jest wielu gorszych ludzi ode mnie. Nadal starałem się chodzić w miarę
regularnie do kościoła i wciąż towarzyszyło mi jakieś wewnętrzne pragnienie
służenia Bogu. W tym czasie ukończyłem szkołę średnią w Nowym Dworze
Gdańskim i zostałem wcielony do zasadniczej służby wojskowej. Jakoś tak Bóg sprawił, że do jednostki
wojskowej i jednego pokoju trafiłem z z moim przyjacielem, a także kuzynem Remikiem. Kilka miesięcy wcześniej
nasze relacje stały się bardziej przyjacielskie, bo pracowaliśmy w jednej
firmie, a teraz mieliśmy być razem w wojsku przez cały rok w jednym pokoju. Czas wojska
z Bożymi sprawami niewiele miał wspólnego. W moim życiu, raczej postępowała bezbożność, stawałem się bardziej chamski i niespokojny z wizją świeckiego sukcesu na przyszłość. Ale na koniec służby wojskowej pojawiły się dwa incydenty, które miały wpływ
na późniejszą moją decyzję, by uwierzyć w Chrystusa. Pierwszy z nich to, sytuacja gdy wraz
z kolegami wypiliśmy w jednostce wojskowej trochę alkoholu i pod jego wpływem
byliśmy agresywni w stosunku do przełożonych, co skończyło się szarpaniną i późniejszymi oskarżeniami o napaść. Sprawa trafiła do sądu i przed sądem wojskowym otrzymałem wyrok więzienia w zawieszeniu. Następnie zdarzenie miało miejsce, gdy przed samym końcem
służby wojskowej przyjechałem do domu na przepustkę i z kolegami po raz kolejny pod wpływem alkoholu
zniszczyliśmy wystawy sklepowe. To zaowocowało następnym wyrokiem, tym razem przed
sądem cywilnym, dwa lata w zawieszeniu na cztery, oraz dozór kuratora sądowego. Wychodząc z wojska byłem trochę
zmartwiony całą sytuacją i przerażony przyszłością jaka mnie czeka. Zastanawiałem się w jakim kierunku ona dalej się potoczy i co z tego
wszystkiego wyjdzie? Na nowo zacząłem wołać do Boga i modlić się do Niego by mi
pomógł w problemach. Ze wspomnianym wcześniej Remikiem zaczęliśmy nieśmiało rozmawiać o Bożych sprawach i zastanawiać się nad Bogiem. Nierzadko nasze rozmowy były zakrapiane alkoholem lub innymi środkami. Wtedy tylko w ten sposób mieliśmy odwagę mówić otwarcie o Bogu i naszych uczuciach względem Niego. Ówczesna dziewczyna Remika teraz już żona
była kilka razy w Kościele Chrześcijan Baptystów w Elblągu i zapraszała tam Remika
a Remik mnie. W tym czasie spotkałem któregoś dnia na ulicach Nowego
Dworu Gdańskiego ewangelizacyjną grupę młodzieżową z Kościoła Zielonoświątkowego w Elblągu,
śpiewali i głosili o Bogu, Jezusie Chrystusie, że jest jedynym Zbawicielem świata przypadkowym ludziom. I chociaż przy moich znajomych śmiałem się z
nich, to jednak pragnienie poznania Boga było silniejsze i później poszedłem z
nimi porozmawiać. Otrzymałem od nich traktat o nawróceniu Nickiego Cruza.
Brutalnego przywódcy nowojorskiego gangu, który poznał Jezusa Chrystusa i Pan Jezus całkowicie go odmienił. Z mordercy i człowieka pełnego nienawiści stał się ewangelistą
pełnym ciepła i miłości do ludzi. Dzisiaj pełni On szeroko zakrojoną służbę ewangelizacyjną na całym świecie. W domu przeczytałem ten traktat i zdałem
sobie sprawę z tego, że Bóg mnie kocha, ale jestem grzesznikiem i potrzebuje Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Wcześniej
jak mówiłem uważałem się za dobrego człowieka, bo porównywałam się z innymi, często gorszymi ode mnie ludźmi, a w ich świetle wypadałem całkiem nieźle. Chodziłam do kościoła i wykonywałem jakieś
praktyki religijne, więc myślałem że jestem w porządku. Ale w tamtej chwili Pan Jezus pokazał cały ogrom mojej grzeszności, egoizm, pychę, nieczyste myśli, kłamstwo,
brak miłości do Boga i wiele innych grzechów, a z drugiej strony widziałem
Jezusa, który umierał za mnie na Krzyżu, za moje grzechy, a ja żyłem tak, jakby mnie to w ogóle nie obchodziło, jakby nie dotyczyło mojego życia. Zdałem sobie sprawę że nigdy Chrystusa tak naprawdę nie znałem i nigdy tak naprawdę w Niego nie wierzyłem, chociaż byłem ochrzczony jako dziecko i byłem w pewien sposób dumny ze swojej religijności. A jednocześnie
wiedziałem że Jezus mnie kocha i chce przebaczyć moje grzechy, On wtedy stał
przy mnie. Nie widziałem Jego postaci, ale czułem Jego obecność. Rozpłakałem się w tamtej chwili i wyznałem moje grzechy Panu. Powiedziałem Mu również, że nie chce tak dalej żyć i
pragnę, by moje życie od tej chwili było skupione na Nim. Tego wieczoru płakałem
przez wiele godzin nad sobą i moimi grzechami prosząc Pana Jezusa o przebaczenie. Gdy
wstałem rano czułem się dziwnie lekki, radosny i miałem pokój, którego nigdy wcześniej
nie miałem. Nie wiedziałem dokładnie co się ze mną stało i nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Ale wiedziałem że, Jezus był u mnie i moje grzechy są przebaczone. Od pierwszych
chwil sięgnąłem po Nowy Testament, który kiedyś w dzieciństwie otrzymałem od misjonarza.
Czytałem go godzinami i zastanawiałem się nad każdym zdaniem. Jak wcześniej
wiele rzeczy było dla mnie niezrozumiałych i odległych, tak po spotkaniu z
Jezusem jakby jakieś łuski spadły z moich oczu i wiele fragmentów Pisma
Świętego nabrało nowego znaczenia, było żywe i realne. Przeczytałem tam również
że to, co się ze mną stało Słowo Boże
nazywa nowym narodzeniem.
Jan 3:3 Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć
Królestwa Bożego.
Zacząłem poszukiwać społeczności z ludźmi wierzącymi i prosić
Boga o bieżące problemy, zacząłem Go uwielbiać i wywyższać, a moje serce od
tamtego momentu biło dla Jezusa. Bóg zaczął wysłuchiwać moich modlitw jak nigdy
wcześniej. Niemal każdego dnia miałem namacalne dowody Jego obecności, ludzie
umarzali mi stare długi, jednałem się ze starymi wrogami i dzieliłem się moim
spotkaniem z Jezusem niemal z każdą napotkaną osobą, a prawie każda moja modlitwa była niemal natychmiast wysłuchiwana. Spotykałem się również z Remikiem
na rozmowach o Bogu i po pewnym czasie odwiedziłem Kościół chrześcijan
Baptystów w Elblągu. Z czasem zaczęliśmy razem z Remikiem uczęszczać na te
społeczności. Zastanawialiśmy czy w naszej okolicy w Nowym dworze
Gdańskim nie ma społeczności baptystycznej i okazało, że jest od wielu lat, a
spotkania biblijne odbywają się za ścianą mieszkania Remika. Zaczęliśmy regularnie
w tych spotkaniach uczestniczyć. Przez wiele lat brałem udział w dwóch
niedzielnych nabożeństwach o 10.00 w Elblągu i po południu o 16 w Nowym Dworze
Gdańskim. Po pewnym czasie wzrostu w wierze postanowiłem ochrzcić się na
wyznanie wiary w Jezusa, miało to miejsce w Kościele Chrześcijan Baptystów w
Elblągu 07.04.2002. Pismo Św.
naucza, że tylko taki chrzest w wieku świadomym ma znaczenie przed Bogiem. Zanim
człowiek zostanie ochrzczony musi być wiara w Jezusa. Potwierdza to wiele fragmentów
Pisma. Ja zacytuje tylko jeden
Dzieje Ap 8:36 A gdy tak jechali
drogą, przybyli nad jakąś wodę, a eunuch rzekł: Oto woda; cóż stoi na
przeszkodzie, abym został ochrzczony?
37 Filip zaś powiedział mu: Jeśli wierzysz z
całego serca, możesz. A odpowiadając, rzekł: Wierzę, że Jezus Chrystus jest
Synem Bożym.
38 I kazał zatrzymać wóz, zeszli obaj, Filip i
eunuch, do wody, i ochrzcił go.
Podczas wzrostu w wierze miałem przekonanie o powołaniu
kaznodziejskim i podzieliłem się tą informacja z moim przyjacielem i liderem
młodzieżowym, który w tamtym czasie studiował na Wyższej Baptystycznej Uczelni
Teologicznej w Warszawie. Zachęcał mnie do modlitwy w tej sprawie i mówił, że jeśli to się potwierdzi, to bym nie wahał się podjąć tam studiów. Później na studiach był dla mnie wsparciem i zachętą w wielu trudnościach. Również wielu innych przyjaciół wspierało mnie, którzy nie są wspomniani w tym świadectwie. Za co Bogu i im dziękuje, bo nie byłbym tym kim jestem bez ich wkładu. Po studiach Bóg
poprowadził moją służbę w kierunku misjonarskim, zacząłem wzrastać szczególnie
w dziedzinie zakładania nowych kościołów i pracy ewangelisty.
Czynię to do dzisiaj i wierzę że Pan, który zaczął we mnie dobre dzieło będzie
je pełnił do dnia przyjścia Pana Jezusa lub mojego odejścia z tego świata do Niego.
Tak więc jak powiedziałem na początku jest coś takiego jak powołanie do służby
i chce być Bogu w tym wierny.

Z rodziną lato 2015 od lewej moja żona Iza, srednia córka Noemi, syn Samuel, ja, i najstarsza córka Alicja
1 komentarz:
Chwała Bogu Jarku :) pozdrawiam maciek
Prześlij komentarz