31.01.2020

Pascha wskazuje na Wieczerze Pańską



Wiemy o tym, że Pan Jezus przekształcił starotestamentową Paschę w Wieczerze Pańską. Ci którzy czytają Stary Testament zapewne pamiętają, że Pascha była jednym z najważniejszych świąt Izraelskich jeśli nie najważniejszym. Miała za zadanie przypominać Izraelitom jak Bóg w cudowny sposób przez Mojżesza wyprowadził ich z niewoli Egipskiej prowadząc ich do ziemi obiecanej. Dzisiaj naszą Paschą jest Wieczerza Pańska, a naszą niewolą z której zostaliśmy wyzwoleni jest niewola grzechu, a osobą która to uczyniła jest Jezus Chrystus. On dla nas dokonał tego, czego kiedyś Mojżesz dokonał dla Izraela z tą różnicą, że Mojżesz Izraela wyzwolił z fizycznej niewoli, a Pan Jezus wyzwolił nas z niewoli duchowej o wiele straszniejszej, bo prowadzącej na zatracenie wieczne.
Bóg chce byśmy szczególnie podczas Wieczerzy Pańskiej myśleli o Bogu jako o naszym wybawicielu, o Jezusie Chrystusie jako o naszym odkupicielu. On wydał siebie samego na okrutną męczeńską śmierć, by każdy kto w Niego wierzy otrzymał przebaczenie i życie wieczne. Tak więc ten chleb i to wino ma za zadanie przypominać nam o tym jak wielką cenę Pan Jezus za nas zapłacił i jak wielkie zbawienie nam zgotował.
Zrobił to dla nas, dla ciebie, dla naszego zbawienia, Jego sińce uleczyły nas. W ten sposób Bóg daje dowód swojej miłości ku nam, że wtedy kiedy nie zasługiwaliśmy na ratunek, On wyciągnął do nas rękę.
Apostoł Paweł powiedział, że czyni to, bo Pan kazał nam to czynić, że czyni to, by nie zapomnieć komu zawdzięczamy wolność i ile ona kosztowała.
I nie chodzi tylko o to, by sobie przypomnieć, by pamiętać że umarł za nas, ale gdy łamiemy chleb i pijemy wino wspominając ofiarę Jezusa powinniśmy to przeżywać w sercu w duszy i umyśle z pełną świadomością, że umarł tam za mnie.
Możemy tutaj przyjść dzisiejszego ranka, spotkać się, zjeść ten chleb, wypić to wino i zupełnie naszym sercem nie być połączonym z Panem.
Po prostu będzie to dla nas zwyczajny pusty rytuał, który bez wiary nie przyniesie nam żadnego pocieszenia, ani nie przybliży nas do Pana, a nie o to chodziło Panu Jezusowi. On mówi, bierz jedz i pij i pamiętaj, pamiętaj głęboko, pamiętaj z całych swoich sił, pamiętaj tak mocno jak to tylko możliwe, pamiętaj, pamiętaj, pamiętaj!
To wymaga od nas oczyszczenia umysłu, oczyszczenia naszych serc, odcięcia się od bieżących spraw, by w tej chwili skupić się na ofierze naszego Pana.
Czy potrafisz to zrobić w tej chwili? Czy możesz teraz odsunąć na bok, te wszystkie sprawy niecierpiące zwłoki, te wszystkie problemy, troski naszych serc i spojrzeć na Krzyż jak to śpiewamy w jednej pieśni, „ten stary szorstki Krzyż na którym cierpiał Pan”. Czy możemy popatrzeć tam na niego, na zakrwawionego cierpiącego człowieka i czy możesz powiedzieć w swoim sercu jestem wdzięczny i na świadectwo tej wdzięczności chce oddać tobie całe życie panie Jezu.
Tak więc, Wieczerza Pańska jest głębokim przypomnieniem, przypomnieniem, które ma nas pobudzać do wdzięczności, ale też wezwaniem. Wezwaniem do poświecenia swego życia Panu, wezwaniem do upamiętania, by odwrócić się od naszych grzechów i oddawać Panu cześć, tak jak jest Mu to miłe w czystości i wszelkiej świętobliwości.
Ilekroć jemy ten chleb i pijemy ten kielich, śmierć pańską zwiastujemy aż przyjdzie (w 26).
Wieczerza Pańska mówi nam o przeszłości, o tym co Jezus uczynił, o Jego śmierci za nas, ale mówi również o przyszłości, o naszym oczekiwaniu na Jego powrót. Wtedy kiedy to się stanie, kiedy On przybędzie z nieba, kiedy przez wielką swoją moc, podniesie nas z martwych lub przemieni nasze ciała na swój wzór, wtedy zacznie się dla nas wspaniałe prawdziwe życie. Wtedy razem z Panem w Jego Królestwie zasiądziemy wszyscy do niebiańskiej wieczerzy i będziemy świętować zwycięstwo Jezusa oraz nasze zbawienie. To będzie najwspanialsza wieczerza na jakiej kiedykolwiek byliśmy. Wtedy Pan nas pocieszy po wszystkich naszych trudach i zobaczymy wyraźnie, że wszelkie nasze zmagania, rzeczywiście nic nie znaczyły w porównaniu do wielkiej chwały, do jakiej nas przeznaczył.        

Hetyci – zapomniane imperium



Stary Testament wymienia wielokrotnie Hetytów, tymczasem starożytni dziejopisarze nie wspominali o takim ludzie. Brak pozostałości po Hetytach używano kiedyś za argument przeciwko historycznej wiarygodności Pisma Świętego, aż na terenie dzisiejszej Turcji odkryto stolicę dotąd nieznanego wielkiego imperium.

Kim są Hetyci?
Hetyci pojawiają się w Biblii wielokrotnie. Na przykład czytamy, że Abraham kupił ziemię od Hetyty blisko Hebronu (Rdz.23:7-20), jednym z oficerów w wojsku króla Dawida był Uriasz Hetyta (2Sm.11:3), Salomon wziął sobie Hetytki za żony (1Krl.11:1), aby przypieczętować stosunki handlowe z królami hetyckimi (2Krn.1:17), zaś Aramejczycy przestraszyli się na myśl, że król izraelski zjednał sobie pomoc Hetytów i Egipcjan (2Krl.7:6). Z tych wzmianek wynikało, że Hetyci byli w starożytności potęgą dorównującą Egiptowi, co jeszcze nie tak dawno wydawało się nieprawdopodobne w obliczu braku materialnych dowodów ich istnienia.
Odrzucanie historycznej wiarygodności Pisma Świętego ze względu na brak materialnych dowodów potwierdzających jego świadectwo stało się normą w środowisku naukowym, mimo że historycy nie mają tak irracjonalnej postawy wobec innych starożytnych tekstów. U jej źródeł leży agnostyczna ideologia preferowana przez świat akademicki, dlatego wielu uczonych cechuje bigoteryjny stosunek do Pisma Świętego, choć został on skarcony za sprawą niejednego odkrycia archeologicznego czy epigraficznego. Tak było w przypadku biblijnych tekstów o Hetytach. W XIX w. odnaleziono stolicę imperium hetyckiego zwaną Hatussa, z bogatą biblioteką tabliczek klinowych, a w XX w. odczytano pismo hetyckie. Dzięki temu wiemy dzisiaj o Hetytach niemal tyle samo, ile o Babilończykach i Egipcjanach.
Hetyci byli ludem indoeuropejskim, który przybył do Anatolii na przełomie III i II tysiąclecia p.n.e., zapewne z terenów na północ od Kaukazu. Podbili lud zwany Hatti (tzw. Protohetyci), od którego przejęli nazwę. W okresie swojej największej świetności kontrolowali Anatolię, północną Mezopotamię, Syrię i północną Palestynę. W niektórych okresach dorównywali największym potęgom Bliskiego Wschodu. Na przykład zdobyli Mari i Babilon w 1595 roku p.n.e. za panowania Mursilisa I (1620-1590), a pod wodzą Muwatallisa II (1291-1272) zadali ciężkie straty Egipcjanom w bitwie pod Kadesz nad Orontesem, co skłoniło Egipcjan do podpisania z nimi układu pokojowego.

Bitwa pod Kadesz
Hetyci byli świetnymi strategami. Starali się zaskoczyć wroga w otwartym polu, gdzie mogli wykorzystać swoje ciężkie rydwany, którym zawdzięczali wiele sukcesów. W 1274 r. p.n.e. Ramzes II zaniepokojony rosnącymi wpływami Hetytów w Palestynie poprowadził do południowej Syrii cztery dywizje, w sumie 20 tys. żołnierzy. Dywizje Ptah i Set zostawił w odwodzie, a z dywizjami Re i Amon pociągnął do przodu, sądząc, że Hetyci się wycofali. Tymczasem wódz hetycki Muwatallis przygotował pułapkę, ukrywając za północnymi murami Kadesz około 20 tys. żołnierzy. Pozostawił za sobą dwóch ludzi, którzy udawali dezerterów. Ich zadaniem było utwierdzić faraona w przekonaniu, że Hetyci cofnęli się do Aleppo. Faraon myśląc, że Hetyci są daleko, wysunął do przodu dywizję Re, a dywizja Amon szykowała obóz na równinie przed miastem. Egipcjanie złapali, co prawda, kilku szpiegów hetyckich, z których wydobyli torturami prawdę, ale poniewczasie. Kiedy Ramzes gorączkowo szykował się do bitwy, ustalając strategię z generałami, główne siły hetyckie wyłoniły się z brodu na rzece Orontes. Ciężkie rydwany Hetytów przełamały szyki dywizji Re, która rzuciła się do ucieczki. Hetyci skierowali się przeciwko dywizji Amon stojącej w obozie z faraonem. Widząc ucieczkę zdziesiątkowanej dywizji Re i nacierających Hetytów, żołnierze z dywizji Amon wpadli w popłoch. Prowizoryczny mur z tarcz utworzony wokół obozu nie wytrzymał przed szarżującymi Hetytami, którzy wdarli się do środka. Niestety, w obozie nie mogli wykorzystać przeciwko Egipcjanom swojej głównej broni, ponieważ namioty przeszkadzały ich mało zwrotnym rydwanom.
Ramzes rzucił się w wir walki na swoim zwinnym i szybkim rydwanie. Napisał później, że został sam w obliczu wroga, bez pomocy swoich oficerów i tarczowników , a jak dzielnie walczył, możemy zobaczyć na reliefie ze świątyni Ramzesa II w Abu Simbel (na zdjęciu). Hetytom wydawało się, że losy bitwy zostały przesądzone, toteż rzucili się na bogaty obóz wroga, zamiast ruszyć za nim w pogoń. To uratowało Egipcjan od wielkiej klęski. Chwila wytchnienia wystarczyła Ramzesowi, aby wycofać resztki żołnierzy obu rozbitych armii, zorganizować ich szyki i poprowadzić do kontrataku. Zmasowane uderzenie sił egipskich zaskoczyło Hetytów, zmuszając ich do bezładnego odwrotu w kierunku Orontesu. Na drugim brzegu czekał Muwatallis na czele piechoty, aby ruszyć za swoimi „czołgami” i dokończyć podboju. W osłupieniu obserwował, jak jego rydwany w popłochu wpadają na siebie, ich koła zagłębiają się w mule rzeki, a jego ludzie ratują się ucieczką wpław przed zaciekłym atakiem pragnących się zrehabilitować w oczach faraona dywizji Re i Amon, do których dołączyła dywizja Ptah. Egipcjanie chwytali każdego, kto nie zdążył uciec za rzekę.
Następnego dnia rano wszystkie dywizje egipskie zaatakowały pozycje Hetytów, którzy odparli żołnierzy Ramzesa, ale bez swoich „czołgów” Hetyci nie mieli dostatecznej siły uderzenia, aby przechylić szalę zwycięstwa zdecydowanie na swoją stroną. Z kolei Egipcjanie byli tak osłabieni stratami w ludziach, że nie mogli pokonać liczniejszych Hetytów, dlatego wycofali się. Kadesz wraz z całą Syrią pozostało w rękach Hetytów.
Obie strony zawarły w 1258 r. p.n.e. przymierze, które jest pierwszym znanym w historii traktatem pokojowym. Spisano go po egipsku i akadyjsku. Wersję akadyjską (na zdjęciu) można zobaczyć w Muzeum Archeologicznym w Istambule, a egipską na ścianie świątyni Amona w Karnak. Według wersji z Karnak to Hetyci byli stroną zabiegającą o pokój, choć akadyjska wersja podaje, że było odwrotnie. Także bitwę pod Kadesz egipskie źródła ukazywały jako zwycięstwo faraona, choć w najlepszym przypadku była ona nierozstrzygnięta. Mamy tu do czynienia z propagandą, jaką w Egipcie uprawiano wobec faraona, który jako żywy bóg nie mógł z nikim przegrać. Z tych względów należy powątpiewać, czy w oficjalnych kronikach egipskich kiedykolwiek wspomniano o wyjściu Izraelitów z niewoli egipskiej.

Przymierza hetyckie
Jak na owe czasy Hetyci byli humanitarnym ludem. Ich prawodawstwo przenika miłosierny duch, jaki cechuje Prawo Mojżeszowe. Podobne były traktaty, jakie zawierali z poddanymi sobie ludami. Miały one charakterystyczną siedmioczęściową strukturę. Rozpoczynał je tak zwany historyczny prolog, poświęcony wszelkiemu dobru, jakie Hetyci wyświadczyli narodowi, z którym zawierali przymierze. Dopiero potem apelowali o spełnienie powinności wynikających z przymierza, które miały wynikać bardziej z wdzięczności niż przymusu. Taki dokument zamykały szczegółowe warunki, a także błogosławieństwo, w którym na świadka był wzywany Bóg. Kopię takiego przymierza umieszczali w świętym miejscu, skąd miało być co jakiś czas odczytywane publicznie, tak jak Prawo Mojżeszowe (Pwt.31:11).
Badacze szybko dostrzegli uderzające podobieństwa między przymierzami Hetytów, a tymi, które znamy z Ksiąg Mojżeszowych[1]. Podobną formę do nich mają także traktaty z Mari i Tell Leilan w północnej Syrii, które pochodzą z II tysiąclecia p.n.e., a więc z czasów biblijnych patriarchów. Ich struktura i styl są zbieżne z tymi, jakie zawierali Abraham, Izaak i Jakub (Rdz.21, 26, 31). Kilka wieków później zastąpiły je przymierza asyryjskie, które miały już inną strukturę i innego ducha[2].
Odkrycie to jest znamienne dla datowania Pięcioksięgu Mojżeszowego, bo gdyby powstał on dopiero w I tysiącleciu p.n.e., jak zakładają uczeni krytyczni wobec Pisma Świętego, to opisane w nim przymierza odzwierciedlałyby przymierza zawierane w I tysiącleciu p.n.e. Uczeni nie mogą się tutaj oprzeć nawet na irracjonalnym argumencie braku dowodów potwierdzających historyczność Biblii, ponieważ hetyckie przymierza oraz zwyczaje opisane na tabliczkach odkrytych w Mari z II tysiąclecia p.n.e. korespondują z biblijnym opisem zwyczajów panujących w czasach patriarchów, świadcząc za tradycyjną datą powstania Pięcioksięgu w II tysiącleciu p.n.e.
Odkrycie stolicy Hetytów
Podróżnicy odwiedzający Turcję napotykali zabytki pokryte hieroglifami, które różniły się od egipskich, ale nie potrafili ich odczytać. W XIX w. misjonarz William Wright, a niezależnie od niego, prof. Archibald Sayce (1845-1933), wyrazili przekonanie, że wykonali je Hetyci. Sayce wiedział, że w świątyni Amona w Karnak na wielkiej płaskorzeźbie ukazującej bitwę pod Kadesz wielu z żołnierzy walczących przeciw Egipcjanom nosiło buty z zakręconymi w górę czubkami, które widywał na skalnych reliefach w Anatolii. Wysunął tezę, że Hetyci byli autorami napisów na bazaltowych kamieniach znalezionych w Hamat i Aleppo, a także ludem zwanym Cheta lub Hatti w pismach Egipcjan, Asyryjczyków i Babilończyków.
Kilka pokrytych dziwnymi znakami kamieni znalezionych w Hamat opisał już w 1812 r. szwajcarski podróżnik Johann Burckhardt, ten sam, który jako pierwszy Europejczyk dotarł do Petry. Miejscowa ludność wykorzystywała te bloki do budowy swoich domów. Pismo, które je pokrywało, przypominało hieroglify. Niestety, wrogie nastawienie tamtejszej ludności nie pozwalało na ich skopiowanie. Na podobne kamienie natrafił w 1872 r. wspomniany już protestancki misjonarz William Wright, który zrobił ich odlewy i wysłał kopie do Muzeum Brytyjskiego.
Wiele światła na potęgę Hetytów rzuciły tabliczki klinowe z egipskiej Amarny. W 1887 r. pewna kobieta, kopiąc ziemię w tej okolicy, natrafiła na 300 tabliczek, które pochodziły z Archiwum Państwowego stolicy wzniesionej tam przez faraona Echnatona (1377-1360). Listy z Amarna to korespondencja w języku akadyjskim prowadzona przez tego faraona i jego ojca Amenhotepa III (1417-1380) z bliskowschodnimi władcami. Wśród niej znaleziono list Suppiluliumy I (1344-1322), króla hetyckiego gratulującego Echnatonowi wstąpienia na tron, a także tabliczki pokryte nieznanym pismem, które okazało się pismem hetyckim.
Profesor Sayce zwrócił się do słynnego odkrywcy Troi, a zarazem zamożnego niemieckiego biznesmana Heinricha Schliemanna z pytaniem, czy ten zechciałby poprowadzić wykopaliska na wzgórzu w pobliżu tureckiej wioski Boazkale (dawniej Boazköy), położonej ponad 100 km na wschód od Ankary. W 1834 r. ruiny odkrył tam Charles Texier, a Sayce wierzył, że było to hetyckie miasto. Schliemann odmówił, gdyż był zajęty, choć na pewno znalazłby czas, gdyby wiedział, że ruiny to Hattusa, dawna stolica imperium Hetytów.
Koncesję na prowadzenie wykopalisk uzyskał niemiecki asyriolog Hugo Winckler. W 1906 r. odkrył w pobliżu Boazkale archiwum tabliczek klinowych złożone z około 10 tys. sztuk. Część z nich była zapisana – tak jak Listy z Amarna – językiem akadyjskim, który w II tysiącleciu p.n.e. spełniał na Bliskim Wschodzie podobną rolę jak łacina w średniowieczu.
Praca na tym górzystym terenie była trudna. Za dnia było tam jak w tureckiej łaźni, a w nocy wiał lodowaty wiatr. Dotkliwie kąsające muchy zmuszały Wincklera do noszenia zasłony na twarzy i rękawiczek, mimo największych upałów. Niedogodności nie umniejszały jego entuzjazmu, gdyż robotnicy wydobywali pod jego okiem ponad sto tabliczek dziennie! W latach 1990-1991, pod kierunkiem kolejnego niemieckiego archeologa Petera Neve’a, znaleziono jeszcze kilka tysięcy tabliczek. W sumie było ich tam ponad 25 tysięcy!
Tabliczki zawierały między innymi korespondencję między egipskimi faraonami a królami hetyckimi. Na jednej z nich Winckler rozpoznał treść traktatu pokojowego zawartego w Kadesz między Ramzesem II a hetyckim królem Hattusili III, która zdobiła ścianę świątyni Amona w Karnak.

Odczytanie pisma hetyckiego
Większość tabliczek odkrytych w Hattusie spisano nieznanym wówczas rodzajem pisma klinowego. Przez lata nikt nie potrafił go odczytać. Winckler do swej śmierci w 1913 r. nie poznał treści tabliczek zapisanych pismem hetyckim, które odkrył. W 1915 r. odczytał je Bedřich Hrozný (1879-1952), niezwykle uzdolniony czeski uczony, który już w wieku 24 lat został profesorem asyrologii na Uniwersytecie Wiedeńskim.
W 1914 r. Hrozný pojechał do Turcji, aby pomóc w odczytaniu pisma Hetytów. Zwrócił uwagę na zdanie, które stało się sławne wśród filologów: nu ninda-an ezzateni watar-ma ekutteni. Przeczytał je setki razy, analizując jego składnię. Nabrał przekonania, że ma do czynienia z językiem z grupy indoeuropejskich, a nie semickich, jak pozostałe języki bliskowschodnie. W tym zdaniu rozpoznał używane przez Hetytów babilońskie słowo ninda – „chleb” i stwierdził, że chleb musi być podmiotem tego zdania. Co się robi z chlebem? Chleb się je. Jak w językach indoeuropejskich brzmi słowo „jeść”? Po angielsku eat, po grecku edein, po łacinie edere, a w staroniemieckim ez-zan. W powyższym zdaniu występuje słowo ezzateni. Kolejne słowo watar było niewątpliwie indoeuropejskie – wystarczy je porównać z angielskim water czy polskim woda. Całe zdanie brzmiało: „Teraz zjesz chleb i napijesz się wody”.
Hrozný, czasem na bazie pozornych podobieństw do słów indoeuropejskich, nadał wyrazom hetyckim dowolne znaczenie. W rezultacie jego teza, choć prawdziwa, spotkała się z krytycznym przyjęciem na kongresie językoznawców w Berlinie. Krytycyzm miał źródło w tym, że jeśli czeski uczony miał rację, to do niedawna nieznany hetycki byłby najstarszym znanym językiem indoeuropejskim, co wielu językoznawcom wydawało się nieprawdopodobne!
W siedem dni po kongresie Hrozný otrzymał wezwanie do wojska, gdzie wcielono go do artylerii. Miał szczęście, że trafił na dowódcę o przychylnym stosunku do wiedzy i intelektualistów, bo dzięki temu mógł kontynuować badania wolny od większości obowiązków służbowych. W rezultacie już w 1917 r. opublikował książkę o piśmie hetyckim. Kilka lat później jego teza została powszechnie przyjęta i badania nad językiem hetyckim nabrały rozmachu.
Wciąż nieodczytane pozostawało hieroglificzne pismo hetyckie, używane głównie przez Hetytów w Syrii, którzy przetrwali tam po upadku ich anatolijskiego mocarstwa. Długo poszukiwano hetyckiego „kamienia z Rozetty”, podobnego do napisu w trzech językach, dzięki któremu Champollion rozszyfrował w 1822 r. hieroglify egipskie. W roku 1940 tureccy nomadzi naprowadzili w Karatepe na taki kamień niemieckiego uczonego Helmuta Bosserta (1889-1961). Na szczycie wzgórza, w pobliżu rzeki Ceyhan u podnóża gór Taurus znaleźli bramę do starożytnej warowni z napisem w języku starofenickim i hetyckim, co przyczyniło się do odczytania hetyckich hieroglifów. Nie było to łatwe, dopóki jeden z uczonych nie zorientował się, że Hetyci pisali tak zwanym bustrofedonem, co w języku greckim oznacza „tak, jak wół orze”, a więc z prawej strony do lewej, a w następnej linijce z lewej do prawej, jak możemy zobaczyć na zdjęciu kamiennej tabliczki z Karkemisz.

Koniec cywilizacji
Państwo Hetytów podupadło około 1200 roku p.n.e. pod naporem tak zwanych Ludów Morza, kiedy to zburzono hetycką stolicę w Hattussa. Odtąd centrum kultury Hetytów przeniosło się do południowo-wschodniej Anatolii i północnej Syrii, gdzie powstały państwa początkowo zdominowane przez Hetytów, którzy wymieszali się z ludnością aramejską. Wśród nich należy wymienić: Karkemisz, Hamat, Gurgum, Melid i Kummuhi. Państwa te utraciły swoją niezależność dopiero za sprawą Asyryjczyków. Z tego regionu Salomon brał sobie za żony Hetytki, pieczętując stosunki handlowe ze wspomnianymi państwami[3].
Z czasem pamięć o Hetytach zaginęła. Nie wspominał o nich żaden ze starożytnych dziejopisarzy. Jedynie księgi starotestamentowe wymieniały Hetytów jako potęgę równą Egiptowi. Jeszcze w XIX w. sceptycy brali to za dowód przeciwko historycznej wiarygodności Starego Testamentu, ale zmieniło to odkrycie Listów z Amarna oraz hetyckich archiwów i odczytanie ich pisma. Hetyci stali się kolejnym przykładem historycznej wiarygodności Pisma Świętego. Nic dziwnego, że wybitny amerykański archeolog William Albright napisał: „Odkrycie za odkryciem potwierdziło dokładność niezliczonych szczegółów, przyczyniając się do rozpoznania wartości Biblii jako rzetelnego źródła historycznego”[4].

[1] Miriam Lichtheim, Ancient Egyptian Literature, t. 2, The New Kingdom, s. 65.
[2] Np. Pwt.5:1; 7:7-8.11; 5:6; 11:7-8.
[3] Kenneth A. Kitchen, The Patriarchal Age: Myth of History, Biblical Archeology Review, marzec/kwiecień, 1995, s. 52.
[4] William F. Albright, The Archeology of the Palestine, s. 128.

Tekst: Alfred J. Palla

29.01.2020

Chrystus niszczy grzech 1 list Jana 3,3 – 6



Bóg okazał nam wielką miłość, wielkie miłosierdzie, że nazwał nas swoimi dziećmi i uczynił nas swoimi dziećmi przez zrodzenie z Ducha Św. oraz Słowo Boże, które było nam głoszone. Przed wierzącymi w Chrystusa obecnie jest wielka nadzieja, wielkie oczekiwanie na  spotkanie z Jezusem i całkowite upodobnienie się do Niego.

3.3
Nowe życie które się w nas narodziło, życie Bożego człowieka już w nas działa. Gdy pokładamy nadzieje w Chrystusie, to Duch Św. mobilizuje nas, by coraz bardziej się uświęcać i być bliżej Pana Jezusa upodabniając się do Niego w sposobie myślenia i postępowania.
Nie ma chrześcijanina, który naprawdę by się narodził na nowo i miał pragnienie coraz więcej grzeszyć.  Każdy prawdziwy chrześcijanin ubolewa nad swoim grzechem i pragnie grzeszyć coraz mniej, a najlepiej w ogóle oraz aktywnie z grzechem walczy w swoim życiu przez niepoddawanie się grzesznym pragnieniem i złym pokusom.
W naszym życiu jest tak, że czym dłużej chodzimy z Chrystusem, czym bliżej Niego jesteśmy, tym bardziej upodabniamy się do Niego w myśleniu w postępowaniu, w relacjach z innymi ludźmi w miłości do Boga i w każdym innym aspekcie naszego życia.
Wspaniale tutaj sprawdza się przysłowie „z kim przystajesz takim się stajesz”. Przystajesz z Chrystusem będąc posłusznym Jego słowu i trwając z Nim w społeczności stajesz się podobnym do Niego. Przystając natomiast ze światem upodabniasz się do tego świata w myśleniu w postępowaniu i relacjach z innymi ludźmi.
1 Jana 3,3 jest wspaniałym komentarzem  do 1 Jana 2,28, jeśli chcemy robić postępy w wierze i wzrastać w u święceniu musimy trwać w Chrystusie i zmierzać konsekwentnie do celu, do nagrody w górze do której zostaliśmy powołani przez Boga Filipian 3,12-14; 2 Kor 7,1; Hebr 12,14; 1 Piotra 1,14-16; Mat 5,48; Rodzaju 17,1   
Musimy wiedzieć, że to społeczność z Chrystusem, trwanie w Nim, działanie Jego Słowa i Jego Ducha w nas powoduje, że zwyciężamy grzech i uświęcamy się.
W ten sposób nosimy coraz bardziej doskonały Jego obraz, jak czytamy On jest czysty. Pan Jezus nigdy nie popełnił jako jedyny człowiek na świcie żadnego grzechu, żadnej nieprawości. Nie uczynił nigdy niczego co mogłoby zasmucić jego Ojca, co nie byłoby wolą Bożą. A jednocześnie zawsze czynił tylko to, co podobało się Bogu. 1 Piotra 2,22; 2 Kot 5,21; Hebr 4,15; 7,26-27; 1 Jana 3,5
Gdyby Pan Jezus kiedykolwiek zgrzeszył, to musiałby umrzeć za swój grzech i nie mógłby umrzeć z nas.

3.4
A czym jest grzech? Co to znaczy że grzech jest przestępstwem prawa?
Grzech jest wykroczeniem przeciwko Bożemu prawu. Jan tu ma na myśli prawo Mojżeszowe. Bóg w prawie mojżeszowym wyraził swoje standardy moralne i wymagania. Wyraził co jest w jego oczach dobre i miłe. Ale człowiek nienawidzi we własnym sercu tego prawa i buntuje się przeciw niemu. Z powodu mocy grzechu która jest w każdym człowieku, człowiek buntuje się przeciwko Bożym przykazaniom i chce postępować według własnych upodobań. W ten sposób daje świadectwo, że jest grzesznikiem, jest również buntownikiem przeciwko Bogu, przeciwko jego przykazaniom, co sprawa że jest przestępcą w oczach Bożym.
Bóg dał prawo, dał przykazania, by grzech mógł się okazać grzechem i byśmy przez Boże Prawo zobaczyli jakie są Boże wymagania moralne. Dzięki Prawu Bożemu widzimy,  że jesteśmy grzesznikami i potrzebujemy zbawiciela. Prawo nigdy nie było w tym celu, by nas zbawić, ale by nam pokazać że jesteśmy winni i byśmy mogli w Chrystusie szukać usprawiedliwienia z naszych win. Rzym 3,20; Rzym 5,20
Nawrócenie polega na tym, że człowiek odrzuca grzech i zaczyna kochać Boże przykazania jak mówi Dawid Psalm 119,27-28.
Świat, czyli ludzie którzy nie kochają Boga objawionego w Słowie Bożym ma takie poczucie w swoim sercu, że jak przyjmą Boże prawo, to staną się ograniczeni w swoich wyborach i zabierze im to radość oraz szczęście. Jednak gdy Boże przykazania wkraczają w nasze życie przez Nowe narodzenie, to wtedy dają prawdziwą wolność i radość. Dzieje się tak, bo na miejsce buntu rodzi się miłość do Bożych przykazań, Bóg zmienia serce z kamiennego na mięsiste Ezechiela 36,25-27.

3.5
Chrześcijanin nie może żyć w ciągłym grzechu, bo grzech w życiu chrześcijanina jest sprzeczny z tym co Jezus zrobił na Krzyżu. Jezus się objawił aby zniszczyć nasze grzechy, to znaczy zapłacić za nie krzyżu swoją śmiercią w sensie naszego usprawiedliwienia 2 Kor 5,21; Izaj 53,4-6; 1 Piotra 5,24; Kol 2,14. Ale zrobił jeszcze w swojej śmierci coś więcej, umarł byśmy już więcej nie żyli pod mocą grzechu. On chce zniszczyć grzech w życiu chrześcijanina byśmy nie byli posłuszni Jego woli Jan 8,34-36; Rzym 6,11; 1 Piotra 2,24.

3.6
Jak myślisz co to znaczy, że każdy kto w Nim w Jezusie nie grzeszy?
Czy Jan mówi tutaj o jakieś bezgrzeszności? Oczywiście nie, Jan mówi o trwaniu w grzechu bez upamiętania. Nie może mówić o bezgrzeszności, bo wcześniej powiedział że jeśliby ktoś zgrzeszył mamy Jezusa jako ubłaganie za nasze grzechy, lub o wyznawaniu grzechów 1 Jana 2,1;1,9.
Jan chce nam powiedzieć, że żaden chrześcijanin nie kocha grzechu i nie pragnie w nim żyć w odróżnieniu od świata, który ciągle pragnie grzechu. Chrześcijanin walczy z grzechem i odrzuca go, dzięki temu że w Chrystusie został ukrzyżowany i z martwych wzbudzony, by prowadzić nowe życie Rzym 6,4.
Czy to znaczy że w życiu chrześcijańskim grzechy nie mogą się powtarzać, czy ciągnąc za sobą?
Też nie, chrześcijanin może grzeszyć i często nawet robić ten sam grzech, ale z tego powodu będzie cierpiał i walczył, by ten grzech pokonać. Walkę tą opisał apostoł Paweł w 7 rodz. listu do Rzymian. Ostatecznie dla walczących z grzechem chrześcijan zawsze jest zwycięstwo w Jezusie Chrystusie. Jeśli nawet dzisiaj jakiegoś grzechu nie możemy pokonać, to mamy tą obietnicę, że w końcu go zwyciężymy, ale najważniejsze byśmy nigdy się poddawali Rzymian 6,16-16. Umysłem i sercem już służymy Bogu, ale ciało śmierci, nasze grzeszne namiętności ciągną nas do tego, co Bogu się nie podoba.
Jednak jeśli w naszym życiu nie nastąpiły żadne zamiany, upamiętanie po nawróceniu i nie następują w trakcie naszego podążania za Chrystusem oraz nie ma troski o to, by szukać Boga i walczyć z grzechem. A grzech nie sprawia nam bólu, to ktoś taki nigdy nie widział Chrystusa i nigdy Go nie poznał. Mamy siebie doświadczać i badać jaki jest stan naszego serca by wiedzieć, czy jesteśmy w Chrystusie, czy jesteśmy poza Nim.

3.7
W 7 wierszu Jan przestrzega nas „nie dajmy się zwieść” tak bardzo nam jako ludziom odpowiada, gdy nasz grzech jest usprawiedliwiany, gdy świat lub ktoś obok nas mówi, „że to nic takiego, że to normalne, że wszyscy tak robią”. A my przyjmujemy to i tolerujemy nasz grzech przestając w nim widzieć coś złego. Nie, nie róbmy tak, nie dajmy się oszukać jeśli rozmiłujemy się w grzechu, jeśli żyjemy w nim, to z Bogiem nie mamy nic wspólnego.
Z kolei ci którzy naprawdę kochają Boga postępują sprawiedliwie, zgodnie z Bożym prawem, zgodnie z Bożymi przykazaniami, bo zostali ukrzyżowani dla świata, a żyją dla Chrystusa Galacjan 2,20.

3.8
Tak naprawdę kto grzeszy jest z diabła diabeł grzeszy od początku i pragnie, by każdy człowiek w mocy grzechu pozostał, bo to doprowadzi go do zatracenia Jana 8,44; Efez 2,2.
Ludzie którzy kochają grzech są pod mocą szatana i szatan przez grzech trzyma ich w niewoli zmuszając ich do czynienia swojej woli (2 Tym 2,25-26). Są oni ciągle kuszeni przez diabła do grzechu i ulegają mu naśladując go. Należy jasno powiedzieć, że kochać grzech, to nie chodzi tylko o jakiś straszny grzech w sensie morderstwa, czy jakieś strasznej niemoralności, ale chodzi to o nieposłuszeństwo Chrystusowi, nie przestrzeganie Jego słowa, życie dla siebie swoim życiem, nie szukanie Królestwa Bożego i wszystko inne co związane jest z buntem przeciw Bogu.
Pan Jezus chce zniszczyć wszystkie dzieła diabła w naszym życiu i chce byśmy żyli w całkowitej wolności. Kiedy przyszliśmy do Chrystusa Panowanie szatana się skończyło, zostaliśmy wyrwani z Jego mocy i już nie musimy go słuchać, teraz należy do innego Pana Jezusa Chrystusa, Jego słuchajmy.

16.01.2020

A jednak I wiek



Na początku 2012r. dokonano sensacyjnego odkrycia. Znaleziono fragmenty Ewangelii Łukasza z początku II w. oraz Ewangelii Marka z I w. Profesor Daniel Wallace podał, że ten ostatni fragment jest starszy od najstarszego odkrytego do tej pory fragmentu Nowego Testamentu.

Odkrycia te pozwalają odrzucić krytyczne twierdzenia uczonych, takich jak Bart Ehrman. W swej książce „Przeinaczanie Jezusa, Kto i kiedy zmieniał Biblię”, bronił on poglądu, że nie da się odtworzyć tekstu Ewangelii w jego postaci z I w., gdyż posiadamy tylko późniejsze kopie. W świetle wspomnianych odkryć takie hipotezy trudno będzie utrzymać.

Krytyka Nowego Testamentu
Krytyka Nowego Testamentu skupiła się na Ewangeliach. Najbardziej aktywni na polu krytyki biblijnej byli są liberalni teolodzy. Wśród nich wpływowy Rudolf Bultmann, którego uczniowie kontynuują jego dzieło. Do nich należy m.in. teolog James Robinson, tłumacz gnostyckich pism odkrytych w Nag Hammadi, stawiający ich autorytet nad Ewangelie, aby – jak sam przyznał – Biblia przestała być dla chrześcijan jedynym autorytetem w sprawach wiary[1].

Próbują oni wyjaśnić chrześcijaństwo naturalistycznie, dlatego traktują nadprzyrodzone wydarzenia opisane w Ewangeliach jako mity skompilowane w późniejszych wiekach. Takie podejście cechowało zwłaszcza biblistów posługujących się metodą historii form (niem. Formgeschichte). Badania podały w wątpliwość wiele z jej założeń i wniosków, na przykład pogląd, że pouczający charakter Ewangelii eliminuje je jako historyczny gatunek literacki. Stawiając taki zarzut, krytycy wykazali się ignorancją. Po pierwsze, w zakresie form przekazu historycznego wypracowanego w środowisku judaistycznym, a po drugie, w pracach takich historyków, jak Herodot, Liwiusz czy Tacyt, które zawierają fragmenty napisane w podobnym pouczającym stylu jak Ewangelie, a jednak są słusznie traktowane przez historyków jako relacje historyczne[2].
Niestety krytycy Biblii często popełniają anachronizm, odrywając starożytne dzieła od kontekstu, i oceniają je według współczesnych kryteriów historiograficznych. Nasze standardy historiograficzne są inne. Historyk musi to rozumieć, ale nie może wyciągać na tej podstawie uproszczonych wniosków co do historycznej wiarygodności ksiąg biblijnych. Z postępem wiedzy o tych różnicach wzrasta akceptacja Ewangelii jako rzetelnych źródeł historycznych[3]. Ewangeliści byli żywo zainteresowani historyczną prawdą[4], co wielokrotnie widzimy u Łukasza, który zbadał dostępny materiał (Łk.1:3-4) i osadził go w historycznej chronologii, wymieniając panujących władców i arcykapłanów (Łk.2:1-2; 3:1-2).

Najwcześniejsze kopie
Konstantin von Tischendorf (1815-1874) uzyskał doktorat na uniwersytecie w Lipsku, gdzie następnie wykładał. Znał prace niemieckich krytyków Biblii, ale czytał też Biblię jako Słowo Boże, dlatego wierzył, że wyjdzie ona zwycięsko z ognia zarzutów. Nie był zamożnym człowiekiem, a jednak wyruszył na poszukiwanie wczesnych manuskryptów biblijnych. Opatrzność pozwoliła mu natrafić na bezcenną kopię Nowego Testamentu, zwaną Kodeksem Synajskim, z początku IV w.
Odkrycie to uciszyło niektóre zarzuty, ale wielu krytyków obstawało przy nonsensie, że Ewangelie powstały dopiero w IV wieku! Ich wyzwanie brzmiało: „Znajdźcie choćby najmniejszy fragment Ewangelii napisany między II a IV wiekiem!”. O tak wczesną kopię było trudno, gdyż podczas prześladowań rzymskich, które zakończyły się na początku IV w., niszczono księgi chrześcijan. Pierwsze kopie ksiąg nowotestamentowych, a zapewne i oryginały, powstały na papirusie. Papirus nie mógł przetrwać do naszych czasów, chyba tylko w Egipcie ze względu na tamtejszy suchy klimat.
W IV w., gdy wśród chrześcijan było już wielu zamożnych ludzi i prześladowania rzymskie ustały, zaczęto kopiować księgi Pisma Świętego na pergaminie, dlatego z tego wieku pochodzą pierwsze dobrze zachowane manuskrypty. Wiedząc o tym, krytycy domagali się choćby „najmniejszego fragmentu” Nowego Testamentu sprzed IV w. I wielu z nich dożyło takiego odkrycia, i to nie jednego. Dziś posiadamy około stu fragmentów Ewangelii z pierwszych trzech wieków!
Niedawno podobny argument powtórzył Bart Ehrman, sugerując, że nie możemy poznać tekstu Ewangelii z I w., ponieważ zachowały się jedynie kopie z późniejszych wieków. Czas pokazał, że także i on się mylił. Profesor Daniel Wallace, ekspert od nowotestamentowej greki, ogłosił w tym roku, że znaleziono kilka nowotestamentowych rękopisów z II w. n.e. Wśród nich był fragment Ewangelii według Marka z I wieku n.e. Został on zapisany na papirusie i ma długość kilku wersów. Nie zawiera nowych wariantów tekstowych. Dowodzi to możliwości odtworzenia tekstu oryginalnego. Jednym z najczęściej podawanych argumentów przeciwko temu była właśnie Ewangelia według Marka, której najwcześniejszy dotychczas znany rękopis pochodził z III w.
Do niedawna najstarszy fragment Ewangelii znaleziono w egipskiej mumii. Nabył go Bernard Grenfell w latach dwudziestych XX w. Nazywa się go papirusem Johna Rylandsa od nazwy biblioteki w Manchesterze, gdzie jest przechowywany. Zawiera tekst z Ewangelii według Jana, datowany przez jednych na 100 r., a przez innych na lata 117-125. Jego odkrycie było szokiem dla uczonych, którzy na ogół zakładali, że Ewangelia według Jana powstała dopiero pod koniec II w.
Oryginał Ewangelii według Jana powstał zapewne w Azji Mniejszej (Turcja), gdzie Jan spędził wiele lat życia. To, że fragment datowany na początek II w. dotarł do Egiptu, oznacza, że oryginał musiał powstać w I w. Niewykluczone, że jeszcze starsze są trzy niewielkie fragmenty Ewangelii według Mateusza z Magdalen College w Oksfordzie. Niemiecki historyk i papirolog dr Carsten Thiede oszacował, że powstały około 60 r. Wskazują na to uderzające podobieństwa do uncjalnego stylu pisma znanego z Qumran, które Rzymianie zniszczyli w 68 r., a także z Pompejów i Herkulanum, które zniszczył wybuch Wezuwiusza w 79 r.
Na początku lat trzydziestych XX w. milioner Alfred Chester Beatty zakupił na czarnym rynku w Egipcie kilkanaście papirusowych kodeksów, które zawierały prawie cały tekst Nowego Testamentu. Pochodziły z II w., a więc od oryginałów dzielił je zaledwie jeden wiek! Odkrycie to było zaskoczeniem dla tych, którzy wierzyli, że Ewangelie krążyły niezależnie od siebie aż do IV w. Inny kodeks zawierał listy apostoła Pawła, w którym po Liście do Rzymian następuje List do Hebrajczyków, co przyświadcza, że już w tym wczesnym okresie za jego autora uważano apostoła Pawła.
W latach pięćdziesiątych XX w. szwajcarski kolekcjoner Martin Bodmer w podobny sposób stał się właścicielem papirusowego kodeksu z Ewangeliami według Jana i Łukasza z końca II w. W ostatnich miesiącach znaleziono pięć manuskryptów z II w., które zawierają fragmenty listów apostoła Pawła. Wśród nich jest także rękopis kazania opartego na 11 rozdziale Listu do Hebrajczyków. Wskazuje to, że był on już wtedy uważany za autorytatywny, skoro na jego podstawie przygotowano kazanie.
Przy tej okazji warto wspomnieć, że datowanie wczesnych zabytków pisanych polega głównie na paleograficznej analizie stylu pisma, interpunkcji, a nawet sposobie przygotowania pergaminu, a także na ich porównaniu z podobnymi dokumentami, których data jest znana skądinąd.

Kiedy powstały Ewangelie?
Wspomniane wyżej odkrycia papirusów dowiodły, że Ewangelie powstały w I w. Dotąd główną przeszkodą w datowaniu ich przed 70 r. była niewiara w zjawiska nadprzyrodzone. Sceptycy zakładają, że skoro Ewangelie zawierają zapowiedź Jezusa o zniszczeniu świątyni, która ziściła się w 70 r., to znaczy, że musiały powstać później!
Takie aprioryczne założenia są nienaukowe. Wybitny brytyjski znawca Nowego Testamentu F.F. Bruce tak skomentował postawę swoich sceptycznych kolegów: „Założenie, że wszystkie wypełnione proroctwa są vaticinium ex eventu (wygłoszone po fakcie), jest dość bezkrytyczne”[5]. Biblista L.M. McDonald dodał: „Nie ma rzeczowych podstaw, aby założyć, że wszystkie spełnione proroctwa musiały powstać po wydarzeniach, do jakich się odnoszą”[6].
W książce Redating the New Testament (z ang. „Przedatowanie Nowego Testamentu”) dr John Robinson zwrócił uwagę na to, że gdyby Ewangelie powstały dopiero po zniszczeniu Jerozolimy, nie byłoby możliwe, aby Ewangeliści nie wspomnieli o wojnie z Rzymem, która się przyczyniła do największej tragedii w dziejach Judei. Nie zbyliby milczeniem katastrofy, która odmieniła los wszystkich mieszkańców Judei, w tym pierwsze pokolenia chrześcijan[7]. Jeśli Ewangelie spisano dopiero po roku 70, dlaczego ich autorzy nie skorzystali z okazji, aby wskazać na wypełnioną zapowiedź Jezusa o zniszczeniu świątyni?
Ewangelie konsekwentnie odzwierciedlają porządek społeczny, polityczny, religijny i ekonomiczny sprzed zniszczenia świątyni izraelskiej w 70 r.. Na przykład Mateusz napisał o obowiązku płacenia podatku na świątynię, który nie obowiązywał po jej zniszczeniu (Mt.17:24-27). Przestrzegał aż siedem razy przed wpływem saduceuszy, którzy zniknęli jako ugrupowanie po 70 r. Opisując stronnictwo faryzeuszy, Ewangelie ukazują sytuację sprzed 70 r. Dzielili się oni na zwolenników Szammaja i Hillela[8]. Pierwsi obstawali za surową interpretacją Tory, a drudzy byli pojednawczy i tolerancyjni. Do zniszczenia świątyni jerozolimskiej dominowała szkoła Szammaja, której nieugiętość przyczyniła się do wojny z Rzymem. Po upadku Jerozolimy większy wpływ zyskała szkoła Hillela.
Na wczesne datowanie Ewangelii wskazują niektóre zwroty. Na przykład apostoł Jan napisał: „Jest w Jerozolimie przy Owczej Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betezda, mająca pięć krużganków” (J.5:2). Rzymianie zniszczyli tę sadzawkę w 70 r., a zatem, gdyby Jan pisał Ewangelię po tym roku, nie użyłby słowa „jest”, lecz „była”. Podobieństwo między terminologią Janową a zwojami z Qumran, które powstały przed rokiem 68 n.e., jest jednym z powodów, dla których przybywa uczonych postulujących tak wczesne datowanie Ewangelii według Jana.
Ewangelia według Łukasza i Dzieje Apostolskie miały tego samego autora, na co wskazuje między innymi wstęp do Dziejów Apostolskich, które stanowią kronikę działalności Pawła z Tarsu. Apostoł ten zginął podczas prześladowań Nerona około 64-65 r. Możemy założyć, że oba pisma powstały przed jego śmiercią, gdyż poświęcone są głównie jego działalności, a zatem z pewnością zawierałyby wzmiankę o jego męczeństwie i śmierci, gdyby powstały po 65 r. F.F. Bruce zauważył, że sądząc po stosunku, jaki autor Dziejów Apostolskich ma do Rzymian, trudno przyjąć, iż powstały po prześladowaniach Nerona[9]. Na przykład apostoł Paweł spodziewał się przychylnego przesłuchania w Rzymie, na co nie mógłby liczyć po rewolcie Żydów w 66 r. Wątpliwe też, aby Ewangelie ukazywały Rzymian w tak korzystnym świetle, gdyby powstały po tragicznie zakończonej wojnie z Judeą, a tymczasem setnik rzymski stanowi w nich przykład wiary (Mt.8:10), namiestnik Poncjusz Piłat wstawia się za Jezusem i próbuje Go uwolnić (Mk.15:14; Łk.23:4; J.18:38; Dz.3:13), a inny setnik pod krzyżem rozpoznaje, że Jezus był Synem Bożym (Mk.15:39).
Wszystko to wskazuje, że Dzieje Apostolskie powstały przed śmiercią apostoła Pawła, a więc przed 65 r., a ponieważ stanowią one dalszy ciąg Ewangelii według Łukasza, to znaczy, że ta Ewangelia powstała jeszcze wcześniej, zapewne nie później niż w 60 r. Jeśli zaś Łukasz korzystał z Ewangelii według Marka, jak zakładają uczeni, to znaczy, że Marek spisał swoją Ewangelię jeszcze wcześniej. Na podstawie tych i wielu innych przesłanek wielu biblistów przyjmuje obecnie, że Ewangelie synoptyczne (Mateusza, Marka, Łukasza) powstały przed 70 r. Potwierdzeniem tego wniosku jest niedawno odnaleziony fragment Ewangelii według Marka z I w.
John Robinson, wykładowca z Trinity College w Cambridge, był swego czasu przekonany, że Nowy Testament powstał dopiero sto lub więcej lat po śmierci Jezusa, i nie wierzył, że spisali go apostołowie. Wiedząc, że ten pogląd był spuścizną XVIII i XIX w., postanowił zbadać jego podstawy. Wtedy odkrył, że opiera się on na uprzedzeniach i przestarzałych informacjach. Robinson zakończył badania wnioskiem, że Ewangelie powstały przed 64 r.!

Jak wierne są kopie?
Starotestamentowy tekst przetrwał do naszych czasów wiernie, o czym zaświadczyły kopie ksiąg biblijnych odkryte w Qumran. Czy to samo możemy powiedzieć o Nowym Testamencie? Tak. Istniejące kopie nowotestamentowe są ze sobą zgodne w około 99 procentach, co jest bez precedensu[10].
Nowy Testament przewyższa inne starożytne dokumenty mnogością kopii z różnych miejsc, a im ich więcej, tym łatwiej zrekonstruować oryginał. Liczba zachowanych kopii Nowego Testamentu jest imponująca, bo samych tylko greckich rękopisów skatalogowano już ponad 6 tysięcy[11]. Do tego mamy około 10 tysięcy łacińskich, 8 tysięcy etiopskich, gockich, gruzińskich i ormiańskich kopii.
W sumie dysponujemy ponad 25 tysiącami rękopisów z fragmentami lub całością Nowego Testamentu z pierwszych wieków! Dla porównania, kolejny starożytny dokument reprezentowany przez liczne wczesne kopie to Iliada Homera z „zaledwie” 650 rękopisami oraz tragedie Eurypidesa z 330 manuskryptami. Wojny Galijskie Juliusza Cezara zachowały się w 10 kopiach, a księgi Herodota oraz Tukidydesa w ośmiu kopiach.
Cały tekst Nowego Testamentu moglibyśmy dziś odtworzyć z samych cytatów zawartych we wczesnochrześcijańskich dziełach, a niektóre z nich powstały już na przełomie I i II wieku[12]. Jest to fenomen bez precedensu. Same tylko dzieła, które powstały przed 325 r. zawierają 32 tysiące cytatów z Nowego Testamentu! Gdyby więc w czasach rzymskich zniszczono każdą kopię Biblii, to z tych cytatów moglibyśmy odtworzyć cały tekst Nowego Testamentu, z wyjątkiem zaledwie 11 wersetów!
Czy było możliwe wprowadzenie zmian do tekstu Nowego Testamentu? Nie w średniowieczu, gdyż dysponujemy starożytnymi kopiami, które świadczą, że nic takiego nie miało miejsca. Do takiej zmiany nie mogło dojść w I w., kiedy jeszcze żyli autorzy pism nowotestamentowych oraz świadkowie opisanych w nich wydarzeń. W II wieku próba wprowadzenia zmiany do tekstu Nowego Testamentu wywołałaby kontrowersje w chrześcijaństwie, czego dowodzą reakcje, z jakimi spotkał się Marcjon z Pontu, który około 135 r. n.e. wydał wersję Nowego Testamentu „oczyszczoną” z tego, co uznał za żydowskie naleciałości. Taką zmianę trzeba by wprowadzić do wszystkich znaczniejszych kopii, a także do tłumaczeń syryjskich, łacińskich czy koptyjskich, które powstały w pierwszych wiekach, a co z dziełami wczesnochrześcijańskich pisarzy, którzy cytowali pisma nowotestamentowe od początku II w.
Do naszych czasów nie przetrwały żadne oryginały starożytnych pism, jedynie ich kopie. W przypadku ksiąg nowotestamentowych dysponujemy bardzo wczesnymi kopiami, które od oryginału dzieli zaledwie jedno pokolenie czy dwa. Jak to niewiele, przekonamy się, porównując Nowy Testament z innymi starożytnymi pismami, gdzie różnica wynosi zwykle tysiąc lat!
Na przykład Roczniki Tacyta, spisane około 116 r., przetrwały dzięki fragmentarycznym kopiom z połowy IX i XI w. Najwcześniejsze kopie Iliady Homera, która powstała około 800 r. p.n.e., pochodzą z II-III w. n.e., a pierwszy pełny tekst z XIII w. Pisma greckiego historyka Tukidydesa (460-393) ostały się w paru kopiach, pierwsza z X w. n.e., co daje różnicę około 1400 lat. To samo w przypadku Dziejów Herodota (488-428), zaś najstarsza dobrze zachowana kopia Wojen Galijskich Juliusza Cezara jest młodsza od oryginału o 900 lat.
Profesor F.F. Bruce z uniwersytetu w Manchesterze stwierdził: „Dowody na rzecz autentyczności Ewangelii są bez porównania większe, niż na rzecz któregokolwiek z dzieł klasycznych pisarzy, których autentyczności nikt nie ważyłby się zakwestionować. Jeśli księgi nowotestamentowe byłyby zbiorem pism świeckich, ich autentyczność byłaby uznana powszechnie za niepodlegającą dyskusji. Ciekawą rzeczą jest to, że historycy zwykle mają dużo więcej zaufania do pism Nowego Testamentu niż wielu teologów”[13].
Studiowałem na kilku wyższych uczelniach, między innymi historię starożytną, teologię i biblistykę. Znam liberalnych teologów, którzy kwestionują wiarygodność ksiąg biblijnych ze względu na to, że ich najstarsze kopie oddalone są od oryginałów, ale nie znam historyka specjalizującego się w starożytności, który kwestionowałby wiarygodność dokumentu tylko dlatego, że jego kopie są późne. Niestety, liberalni teolodzy i bibliści nie doceniają źródeł, jakie mają w Biblii. Jeden z nich przyznał się do tego, że kieruje nimi agenda, a nie historyczna metodologia. Napisał: „Jako teolog skłaniam się do tego, aby powątpiewać w zawarte w Ewangeliach historie, ale jako historyk muszę traktować je jako wiarygodne sprawozdania”[14].
Przystępując do badania wiarygodności Pisma Świętego, należy przyjąć założenie, z jakim mądrzy historycy podchodzą do każdego starożytnego źródła, a mianowicie, że jest ono prawdziwe. Następnie poddają je analizie, po czym biorą pod uwagę wszystkie obiekcje. Liberalni teolodzy obrócili ten proces do góry nogami: odrzucają biblijną relację wszędzie tam, gdzie nie ma ona wsparcia ze strony niezależnych źródeł. Gdyby historycy podchodzili z taką niefrasobliwą tendencyjnością do starożytnych pism, musieliby odrzucić niemal wszystkie, bo ich treść rzadko znajduje potwierdzenie w niezależnym materiale dowodowym. Wielki znawca historii starożytnej, prof. N. Sherwin-White wręcz napomniał liberalnych biblistów za to, że nie doceniają, jakie wspaniałe źródła mają do dyspozycji w Ewangeliach[15].
Bóg zadbał, aby Słowo Boże ostało się próbie czasu i było dostępne. Wybitny znawca starożytnych rękopisów, Frederic Kenyon, stwierdził:
„Chrześcijanin może wziąć całą Biblię w swoje ręce i stwierdzić bez obawy i wahania, że trzyma prawdziwe Słowo Boże, przekazywane bez jakichś braków z pokolenia na pokolenie przez całe wieki”[16].
Korzystajmy z tego, że obecnie Pismo Święte jest łatwo dostępne i zawiera receptę na szczęśliwe życie, którą jest Boży plan zbawienia.
Jeśli księgi nowotestamentowe byłyby zbiorem pism świeckich, ich autentyczność byłaby uznana powszechnie za bezdyskusyjną.

[1] James M. Robinson, How My Mind Has Changed, s. 495.
[2] Michael Grant, Jesus, s. 182.
[3] Ben D. Meyer, The Aims of Jesus, s. 54.
[4] O kryteriach historycznej autentyczności Ewangelii pisze Lee Martin McDonald, Stanley E. Porter, Early Christinity and Its Sacred Literature, s. 108-111.
[5] F. F. Bruce, The Acts of the Apostles: The Greek Text with Introduction and Commentary, s. 16.
[6] Lee M. McDonald, Early Christianity and Its Sacred Literature, s. 296.
[7] John Robinson, Redating the New Testament, s. 13.
[8] Hillel i Szammaj żyli od około 30 r. p.n.e. do około 10 r. n.e.
[9] F. F. Bruce, The Acts of the Apostles: The Greek Text with Introduction and Commentary, s. 14.
[10] Norman L. Geisler, William E. Nix, A General Introduction to the Bible, s. 346.
[11] Philip W. Comfort, Texts and Manuscripts of the New Testament, [w:] F. F. Bruce, J. I Packer, Philip Comfort, Carl F. H. Henry, The Origin of the Bible, s. 188.

[12] Np. Klemens Rzymski (zm. w 101), Ignacy z Antiochii (zm. w 110), Polikarp ze Smyrny (zm. w 155).
[13] F.F. Bruce, The New Testament Documents: Are They Reliable?, s. 15.
[14] Peter Stuhlmacher [w:] R. Ostling, Who Was Jesus, „Time”, 15 sierpnia 1988, s. 41.
[15] Cyt. w: James Robinson, Redating the New Testament, s. 355.
[16] Frederic Kenyon, Our Bible and the Ancient Manuscripts, s. 55.

Tekst: Alfred J. Palla



15.01.2020

Chrześcijanie dziećmi Bożymi 1 list Jana 3,1-2



Jan dalej ciągnie myśl o narodzeniu z Boga którą zaczął 29 wierszu „że każdy, kto postępuje sprawiedliwie, z Niego” czyli z Boga się narodził. Ostatnio mówiliśmy sporo o tym, że tak jak nosimy podobieństwo naszych ziemskich rodziców, tak będziemy nosić podobieństwo naszego duchowego Ojca, Boga.
Podobieństwo ziemskich rodziców nosimy przez przypisane nam cech fizyczne, podobieństwo do Boga polega na wartościach jakie człowiek wyznaje i postępowaniu na wzór Boga.  

3,1
Jak myślisz na co chce zwrócić naszą uwagę apostoł Jan mówić, że Ojciec okazał nam wielką miłość?
Następnie Jan przechodzi do zwrócenia uwagi, że nowe narodzenie i namaszczenie, którym Bóg łaskawie obdarzył wierzących, to nie jest coś zwyczajnego, ale wielka sprawa. Jan wyraża to w słowach „zobaczcie, spójrzcie, zwróćcie uwagę  jak wielką miłość okazał nam Ojciec”
Chodzi o to, że nasza decyzja o wybraniu Chrystusa, tak naprawdę nie była nasza, ale Bóg pierwszy nas umiłował i pował chrześcijan do swojego Królestwa. Jest to tym bardziej niesamowite, że w żaden sposób nie zasłużyliśmy sobie na ten wybór. Nie było w nas nic, co sprawiłoby, że Bóg mógłby okazać nam łaskę. Wcale nie byliśmy lepsi niż inni ludzie, czy mniej grzeszyliśmy, byliśmy równie zepsuci jak inni, ale upodobało się Bogu wedle Jego suwerennego wyboru powołać nas. To właśnie chce przekazać nam Jan, chce On powiedzieć „słuchajcie nie zasługiwaliście na nic dobrego. Wprost przeciwnie, zasługiwaliście na potępienie, ale Bóg wielce się nad wami zmiłował i dał za was swojego Go ukochaliśmy. Jakże teraz nie miałby kochać nas jako swoje dzieci skoro kochał nas jako swoich wrogów. 
Nie tylko nie zasługiwaliśmy na nic dobrego z Jego strony, ale zasługiwaliśmy na sąd i potępienie, a Bóg wtedy kiedy byliśmy grzesznikami zmiłował się nad nami i otworzył oczy naszego serca byśmy mogli ujrzeć Chrystusa jako naszego zbawiciela. 1 Jana 4,10; Rzym 5,8; Jana 6, 37.44; Tyt 3,3-7

Dlaczego chrześcijanie potrzebują sobie przypominać, że ich wiara w Chrystusa jest wielkim aktem Bożej łaski?
Chrześcijanie żyją w świecie który jest bardzo realny, a to co duchowe często odległe jakby za mgłą. Z tego powodu zawsze dla chrześcijan istnieje niebezpieczeństwo, by zapominać jak wielką miłość okazał nam Ojciec. Może nam się również zacząć wydawać, że zbawienie które otrzymaliśmy, to oczywista oczywistość, a wtedy zapominamy być wdzięcznymi. Zbawienie które mamy w Chrystusie, to tak wspaniały dar dla nas od Boga, że jest o wiele cenniejsze niż cokolwiek innego, co moglibyśmy mieć, czy kiedykolwiek otrzymać od kogokolwiek. Być może dzisiaj nie do końca widzimy w pełni wartość tego zbawienia, bo jeszcze w  go na 100% nie doświadczamy.
Wprawdzie Pan Jezus już jest naszym Panem, już mamy  życie wieczne, już jesteśmy dziećmi Bożymi, już jesteśmy pod specjalnym Bożym nadzorem i darowane nam zostały największe Boże obietnice, ale pod wieloma względami wcale nie żyje się chrześcijanom lepiej niż pozostałym ludziom.
Świat wcale nie widzi, że jesteśmy kimś wyjątkowym biorąc pod uwagę aspekt Bożej ochrony i Jego błogosławieństwa. Jak wchodzisz do sklepu to nie mówią „o zobacz to jest dziecko Boga, bardzo ważna osoba”, ale kiedyś to zobaczą. Póki co chrześcijanie wciąż chorują, umierają, doświadczają zwodów i porażek, bywają zdradzani przez innych ludzi i często są prześladowani. Więc chrześcijańskie zwycięstwo i wspaniałe życie jest teraz ukryte, ukryte w Chrystusie, gdy się Chrystus objawi w dzień swego przyjścia, to wszyscy chrześcijanie zatriumfują razem z Nim.

A w jaki sposób Jan uświadamia wielkość Bożej miłości wobec wierzących?
Mówi że, to jest Boża miłość która sprawiła w Jezusie Chrystusie, że wierzący w Jezusa zostali nazwani dziećmi Bożymi.

Często mówi się, że wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi, ale czy to jest prawda?
Nie, tylko osoby które wierzą w Jezusa Chrystusa stały się dziećmi Bożymi. Tylko te osoby które przyjęły Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Wszyscy ludzie są stworzeniami Bożymi, ale dziećmi Bożymi są tylko narodzeni z Ducha Świętego chrześcijanie. Jana 1,12; Rzymian 8,14-17; 2 Kor 6,18; Galacjan 4,5-6

Co to znaczy że chrześcijanie stali się dziećmi Bożymi?
To znaczy, że zostali odrodzeni z Ducha Św. Chrześcijanie mają z Bogiem szczególną relacje, szczególną bliskość, więź,  Bóg jest w nich przez swego Ducha, a oni są w Bogu i znają Boga w wyjątkowy sposób. To znaczy również, że są osobami, które Bóg chroni i opiekuje się nimi w szczególny sposób, czuwa nad wierzącymi jak Ojciec czuwa nad swoimi dziećmi. Bycie dzieckiem Bożym sprawia, co chce podkreślić Jan, że wierzący w Jezusa przez wiarę w Niego zostali przyjęci do Bożej rodziny.
Kiedyś byliśmy dziećmi gniewu (Efez 2,3), osobami które zasługiwały na Boży gniew za grzechy, ale teraz staliśmy się dziećmi Boga. 

Co ma Jan na myśli gdy mówi „dlatego świat nas nie zna, że Jego nie poznał”?
Nie liczmy na to, że teraz tutaj na ziemi świat zobaczy kim jesteśmy, że jesteśmy dziećmi Boga. Oczywiście widzi inne nowe życie chrześcijanina, nowe postępowanie, ale często nie rozumie skąd to wynika, czym jest spowodowana ta zmiana. Raczej nazywają nas sekciarzami, marzycielami, że ulegliśmy jakimś utopiom, że daliśmy się oszukać. Nie poznają nas jako dzieci Boga, raczej dla nich (dla świata) jesteśmy dziećmi diabła, bo odstajemy od świata, różnimy się od niego, zapowiadamy im sąd i wzywamy do upamiętania. Więc świat wolałby, by nas nie było, byśmy zniknęli, a jest tak, bo cały świat jest w grzechu w ciemności, w złym i nie widzi prawdy oraz Chrystusa. Świata traktuje chrześcijan jak potraktował Chrystusa 1 Jana 5,19; 16,1-3; Jana 15,18-19

3.2
Tak więc wiemy kim jesteśmy. Wiemy że jesteśmy dziećmi Boga, Bóg stał się naszym Ojcem, mamy z Nim związek i jesteśmy częścią Bożej rodziny oraz mamy życie wieczne. To wszystko jest bardzo pocieszające. Czekamy na pełne odkupienie i tak naprawdę nie wiemy dokładnie czego się spodziewać. Wiemy że będzie wspaniale, wiemy że to jest coś takiego, czego oko nie widziało, czego ucho nie słyszało i o czym żaden człowiek nie był w stanie pomyśleć, ale nie wiemy dokładnie co Bóg przygotował dla wierzących (1 Kor 2,9).
Teraz jesteśmy dziećmi, ale to, że jesteśmy dziećmi Boga prowadzi nas do czegoś wielkiego, czego do końca jeszcze teraz nie widzimy, to więc nie wiemy kim dokładnie będziemy, gdy nadejdzie Królestwo. Nie wiemy dokładnie jak będzie wyglądać nasza chwała i nie wiemy dokładnie, na czym polega dziedzictwo, które otrzymamy i jak będziemy wyglądać. Jest to dla nas wszystkich tajemnicą, przysłonięte i w zagadce, ale będzie to coś cudownego. Będzie to coś o czym ap. Paweł pisze 15 rozdz 1 listu do koryntian, wtedy nastanie rzeczywistość nieba i będziemy podobni do Chrystusa we wszystkim.
Będzie to podobieństwo we wszystkich sferach, fizycznej i duchowej. Będziemy podobni do jego nowego ciała, które miał po zmartwychwstaniu. Będziemy podobni do Niego w czystości, mądrości, poznaniu i będziemy oglądać Boga. Jeśli Chrystus jest zadowolony, przed obliczem Boga w miejscu pełnym chwały i majestatu Boga, to również my będziemy zadowoleni.
Filipian 3,20-21; 1 Kor 15,42-54; Kol 3,4

11.01.2020

Wielkie żniwo część 2. Ew. łuk 10,5 – 12



Dzisiaj wracamy do Ew. Łukasza do 10 rozdz. w listopadzie mieliśmy kazanie na temat wielkiego żniwa i rozważyliśmy 4 pierwsze wiersze 10 rozdz. Dzisiaj chciałbym byśmy przyjrzeli się kolejnym wersetom i mogli zobaczyć w jaki sposób Pan Jezus kazał swoim uczniom nieść przesłanie o Królestwie Bożym. Mówiliśmy o tym, że Chrystus tak bardzo troszczył się o to, by ludzie mieli szanse słyszeć ewangelię, bo wiedział, że tylko przez jej przyjęcie może człowiek dostąpić odpuszczenia grzechów i zbawienia. W związku z tym Pan sam poświęcał wiele czasu na niesie ludziom dobrej nowiny i w tym kierunku przygotowywał swoich uczniów. wysłał ponad 70 z nich, by udali się do miast do których sam zamierzał pójść, by  zwiastowali o nadejście Króla i Królestwa Bożego.
Modle się o to, byśmy podobnie jak Jezus wiedzieli jak ważne w oczach Bożych jest głoszenie ludziom ewangelii. Chrystus czynił to tak gorliwie, bo widział wielkie żniwo, widział wszystkich ludzi stojących na sądzie, którzy muszą zdać sprawę przed Bogiem ze swego życia i tylko ewangelia mogła ich uratować. Tylko ewangelia mogła im dać życie wieczne i miejsce w Królestwie Bożym. Dobrze jest pomagać ludziom: wyciągać do nich rękę w ich problemach, zdrowotnych, bytowych, problemach z nałogami. Pomagać im w problemach rodzinnych i społecznych, ale choćby nasza pomoc była najlepsza, to nie będzie w pełni skuteczna bez ewangelii, bo prawdziwy problem człowieka polega na tym, że dzieli go mór nieprzyjaźni z Bogiem z powodu Jego grzechów. Choćbyśmy zaspokoili wszystkie bytowe i emocjonalne potrzeby ludzkie, to bez Chrystusa i tak człowiek będzie potępiony. Pan Jezus karmił ludzi i uzdrawiał, ale czynił to przede wszystkim w tym celu, by te osoby mogły słuchać i przyjąć poselstwo o Królestwie Bożym.
Poselstwo o tym, że przez wiarę w Jezusa człowiek może przejść z królestwa ciemności, z królestwa szatana do królestwa światłości, Królestwa Pana Jezusa.
Nie ma czegoś pośrodku, albo jesteśmy w Królestwie Boga, po Jego stronie służąc Mu całym sercem z nadzieją na życie wieczne. Albo jesteśmy w Królestwie szatana w duchowym marazmie skupieni na tym świecie i sprawach tego świata, którego kształt przemija każdego dnia.
To właśnie było celem 70 - iść i o tym głosić, to jest również dzisiaj jeden z najważniejszych celów kościoła.

Skupiać się na ludziach, którzy są otwarci na ewangelię 
Teraz zaczynamy tam gdzie skończyliśmy ostatnio, czyli od piątego wiersza. W piątym wierszu Pan Jezus mówi, że wysłani uczniowie mają upewnić się jaki dom w tym mieście jest godny, by się w nim zatrzymać. Mają szukać miejsca, gdzie zostaną przyjęci, by pełnić swoją dalszą służbę.
Co to znaczy, szukać godnego domu? Co to znaczy że pokój nasz pozostaje w nim lub wraca do nas?
Pan Jezus mówi do wysłanych uczniów, że mają szukać osób, którzy chcą słuchać o królestwie Bożym i są przygotowani przez Boga, żeby ich przyjąć i udzielić im schronienia. Mają wejść do takiego domu i powiedzieć, pokój temu domowi, a jeśli będzie tam syn pokoju, to pokój zostanie w tym domu, a jeśli nie, to wróci do nich.
Sytuacja, że pokój pozostanie w tym domu lub wróci do nich jest odpowiedzą właściciela domu na zwiastowane poselstwo. Jeśli jest to człowiek otwarty na Boga, to przyjmie ich, jeśli zamknięty, to zatrzaśnie przed nimi drzwi lub ich przepędzi.
Gdy uczniowie znajdą takiego człowieka przychylnego ewangelii, człowieka który będzie gotowy ich przyjąć, syna pokoju, to powinni tam zostać, zwiastować mu Słowo Boże i pełnić dalszą swoją służbę.
Musimy być świadomi, że są osoby pośród nas w naszym środowisku, w naszej okolicy w naszym mieście, i w innych miejscach, którzy szukają Królestwa Bożego jak ten człowiek, o którym Jezus mówi, że jest synem pokoju. Osoby te są otwarte na ewangelię, chcą o niej rozmawiać, chcą więcej o niej się dowiedzieć w przeciwieństwie do wielu innych, którzy często są ewangelii przeciwni. Takim człowiekiem  był choćby Symeon, który błogosławi Jezusa, gdy Maria przyszła z nim do świątyni w 2 rozdz. Ew Łukasza. Czytamy o nim, że był sprawiedliwy i bogobojny oraz oczekiwał pociechy Izraela. Podobną osobą była Lidia w 16 rozdz. Dziejów Ap. którą Ap. Paweł spotkał w Filipi, gdy zwiastował ewangelię w Macedonii. Nie tylko była otwarta na przesłanie o Chrystusie, ale zaprosiła Pawła i Jego towarzyszy do swego domu i dała im utrzymanie.
Więc, gdy ewangelizujemy skupiajmy się na osobach, które chcą słuchać o Królestwie Bożym i mają otwarte serca, to są synowie pokoju, synowie Królestwa, którzy są gotowi przyjąć Mesjasza. Takich osób powinniśmy poszukiwać i nie zatrzymywać się dłużej nad tymi, którzy są zamknięci. Szczególnie to ma znaczenie, gdy głosimy w nowym środowisku w nowym miejscu. Zbyt często zniechęcamy się tymi, którzy nie przyjmują ewangelii zamiast poświęcać nasza uwagę tym, którzy są otwarci. Nie chodzi o takie osoby, które dla nas są miłe, czy przychylne nam. Czasami spotykamy osoby, które właściwie ewangelią nie są zainteresowane, ale są miłe i sprawiają wrażenie tak, jakby byli nią zainteresowani. Jednak nie o takich osobach mówi Jezus. Diabeł może zakorkować działania misyjne miłymi fajnymi osobami, które nigdy się nie nawrócą, a my zmarnujemy wiele dni, miesięcy lub nawet lat na służbę dla nich. Pamiętam pewnego misjonarza, który pojawił się w nowym miejscu i przejął tą służbę od innego pracownika misyjnego. Ten poprzedni pracownik misyjny, powiedział do do tego nowego, że jest taka rodzina, którą odwiedza już kilka lat, ale oni póki co, się nie nawracają i że jak ten nowy chce, to też może mieć tam spotkania. A ten nowy odpowiedział, że umarli niech grzebią swoich umarłych. Chodzi o to, że mieli dostatecznie długo możliwość słuchania ewangelii, ale nie chcieli z niej korzystać i ten nowy misjonarz postanowił, że nie będzie marnował więcej dla nich czasu, kosztem tych, którzy prawdziwie szukają Królestwa Bożego. To jest też to, co Pan Jezus mówił wcześniej, że nie zatrzymuj się na pozdrowienia. Naszym celem misyjnym nie jest mieć fajne spotkania z ciasteczkiem i herbatą, ale dotrzeć do ludzi szukających Chrystusa.
Jak przedstawisz poselstwo o Jezusie i cię przyjmą z powodu Niego, to wiedz, że masz do czynienia z synem królestwa. Gdy cię nie przyjmą, nie mają czasu na ewangelię, to weź ewangelie i zanieś w inne miejsce. Podobne jest to, do tego, co Chrystus mówił w 7 rozdz. Mateusza, że nie rzucaj pereł przed wieprze i nie dawaj tego, co święte psom (Mat 7,6). Ewangelia jest zbyt cenna, by dawać ją na siłę ludziom, którzy nią gardzą.

Dbaj o wiarygodność ewangelii
Kolejna rzecz jest w 7 wierszu, by dbać o wiarygodność ewangelii. Pan Jezus mówi, że gdy, misjonarze zostaną przyjęci, gdy znajdą synów królestwa, a oni przyjmą ich do domu, to powinni w tym domu zostać i nie przenosić się z domu do domu.
Dlaczego Pan Jezus tak mówi?
Musimy wiedzieć, że  dla wędrownych kaznodziejów była zawsze taka pokusa, żeby po jakimś czasie przenieść się w lepsze miejsce, iść do innego domu, mieć lepsze warunki, lepsze jedzenie, poprawić sobie sytuacje. Ale Pan mówi do wysłanych misjonarzy, żeby tak nie czynili. W ten sposób głównie zachowywali się fałszywi nauczyciele, którym nie zależało na ewangelii, ale na pieniądzach. Gdyby posłańcy ewangelii Królestwa zaczęli robić tak samo, to ewangelia straciłaby wiarygodność. W związku z tym mają się zatrzymać tam, gdzie ich przyjmą i zadowolić się tym, co im dadzą. Jeśli warunki będą dobre to w porządku, jeśli jednak gorsze, to należy zacisnąć zęby i je znosić. Po prostu zadowolić się tym, co w tym domu otrzymamy.
A może ktoś się martwi, że tacy misjonarze nadwyrężają gościnności tych, którzy ich przyjęli?
Pan Jezus ma to odpowiedź, że godzien jest robotnik zapłaty swojej (w.7). Chrystus pełniąc służbę żył właśnie w taki sposób, był utrzymywany przez tych, którym zwiastował ewangelię.
W Ew. Łukasza czytamy o niektórych kobietach, które uwierzyły w Niego i wspierały Go i uczniów swoimi pieniędzmi.
Łukasza 8:2  I kilka kobiet, które On uleczył od złych duchów i od chorób, Maria zwana Magdaleną, z której wyszło siedem demonów,
3  I Joanna, żona Chuzy, zarządcy dóbr Heroda, i Zuzanna, i wiele innych, które służyły im majętnościami swymi.
Ci którzy zajmują się zwiastowaniem ewangelii, nie powinni mieć wyrzutów sumienia, że otrzymują wsparcie od tych, którzy się nawracają. A ci którzy się nawracają powinni się uczyć, że Bożą wolą jest żeby wspierać dzieło Boże.
Podobnie mówił apostoł Paweł do Koryntian  
1 Koryntian 9:11  Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będziemy?
1 Koryntian 9:14  Tak też postanowił Pan, ażeby ci, którzy ewangelię zwiastują, z ewangelii żyli.
Jeśli płacimy mechanikowi, piekarzowi, elektrykowi, prawnikowi, nauczycielowi, kierowcy i wielu innym, którzy wykonują najróżniejsze zawody, to powinno być zrozumiałe, że wspieramy tych, którzy  zajmują się najważniejszą pracą na świecie, zwiastowaniem Słowa Bożego.
Pracownicy ewangelii natomiast nie mogą  pracować wyłącznie dla pieniędzy, nie mogą pozwolić by ich główną motywacją służby były dobre warunki materialne, aby wiarygodność ewangelii nie ucierpiała. Więc jemy, co nam podadzą, śpimy gdzie nas połżą, przebywamy w warunkach jakich mają nie domagając się więcej.
Tak na marginesie zobaczmy również, że Pan Jezus w naszym fragmencie znosi przepisy żywieniowe Starego Testamentu. Nie robi już różnicy między tym, co czyste, a tym co nieczyste, między tym co należy spożywać, a czego nie. On mówi, jedzcie i pijcie co wam podadzą (w. 7-8). Uczniowie Nie mają zastanawiać się nad tym, czy podany posiłek jest koszerny, czy zawiera czyste pokarmy w oparciu o prawo starotestamentowe, czy naczynia zostały odpowiednio umyte itp.
W innym miejscu Pan Jezus nauczał, że nie to, co wchodzi do ust czyni człowieka nieczystym, ale to, co z ust wychodzi, co znajduje się w sercu czyni go nieczystym (Mat 15,11). Czyli nie wszelkiego rodzaju pokarmy sprawiają, że człowiek grzeszy, nie kiełbasa, wieprzowina, czy niekoszerne potrawy, ale bluźnierstwa, złe myśli, kradzieże morderstwa, nienawiść itp. Nie powinniśmy martwić się tym, że zanieczyściliśmy się przed Bogiem jakimś jedzeniem, ale tym, że nasze serca często nie są czyste tak jakby Bóg tego od nas chciał.

Służba tym, którym zwiastujemy ewangelię
Następnie Pan Jezus przechodzi do usługiwania tym, którym misjonarze zwiastują ewangelię mówiąc że w tym mieście, którym są mają uzdrawiać chorych. Oczywiście musimy pamiętać, że wcześniej wysyłając ich na misje najwyraźniej dał im moc nad duchami nieczystymi i wszelką chorobą o czym więcej czytamy w 10 rozdz. Mateusza kiedy podobnie rozesłał apostołów:
Mateusza 10:1  I przywołał dwunastu uczniów swoich, i dał im moc nad duchami nieczystymi , aby je wyganiali i aby uzdrawiali wszelką chorobę i wszelką niemoc.
My dzisiaj bezpośrednio od Pana Jezusa takiej mocy nie otrzymaliśmy jak owych 72, czy jak 12 apostołów. Choć niektórzy uważają, że mają, ale nie są w stanie tego potwierdzić, bo nie mają skuteczności jaką miał Jezus, apostołowie, lub rozesłani uczniowie. Oczywiście to nie znaczy, że nie możemy modlić się o chorych, czy zniewolonych przez diabła, ale to znaczy, że nie możemy uzdrowić każdej choroby i niemocy oraz obiecywać ludziom, że z pewnością ich uzdrowimy, gdy do nas przyjdą. Dzisiaj zależy to od woli Bożej w odpowiedzi na modlitwę. Pan Jezus dał im wtedy taką moc, by mogli potwierdzić przez znaki i cuda, że prawdziwie zbliża się Mesjasz i królestwo już nadchodzi. My dzisiaj powołujemy się na największy dany nam znak, na znak autorytetu Słowa Bożego, na znak Zmartwychwstania Jezusa, tego, że On żyje i w mocy Ducha Św. przychodzi do każdego, kto w niego uwierzy.
Ale choć nie mamy takiej mocy jak 72, czy jak apostołowie, to mamy podobnie służyć ludziom jak oni. Nie chodzi o to, że teraz mamy uzdrowić każdego chorego, bo tego nie możemy uczynić, ale możemy modlić się o ludzi i być może w odpowiedzi na modlitwę Bóg dla niektórych z nich uczyni coś cudownego, pomagać im, karmić ich. Jeśli mamy środki możemy ich przyodziać, pomóc w problemach, poświęcić im czas, a przede wszystkim zwiastować im Chrystusa. To jest nasz cel, zobaczmy na końcówkę 9 wiersza, „i mówcie do nich: Przybliżyło się do was Królestwo Boże”.
Czyli celem naszej posługi ludziom jest skierować ich uwagę na Królestwo Boże przez środki i możliwości, które Bóg nam daje. Same środki i możliwości nigdy nie mogą być naszym dążeniem samym w sobie. Być może większość ludzi skorzysta jedynie z jakiejś posługi przez nas czynionej, ale się nie nawróci. Wielu z tych, których Pan Jezus i uczniowie uzdrowili  nigdy nie zostali zbawieni, ale to nie powstrzymywało ich służyć ludziom, bo pośród tych którym zależało jedynie na uzdrowieniu, byli tacy, którzy szukali Królestwa Bożego.

Biada tym, którzy odrzucają Królestwo Boże
W służbie zwiastowania ewangelii należy również ostrzegać ludzi przed piekłem za odrzucenie Pana Jezusa. Nie tylko mówimy o zbawieniu, przebaczeniu grzechów, miłości Bożej okazanej w Jezusie, wzywamy do upamiętania i zwiastujemy królestwo oraz służymy ludziom, ale należy również mówić o potępianiu dla osób, które odrzucają ewangelię czytamy o tym w wierszach 10-11.
Łukasza 10:10  Jeśli zaś do któregoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na ulicę i mówcie:
11  Nawet proch z miasta waszego, który przylgnął do nóg naszych, strząsamy na was, lecz wiedzcie, iż przybliżyło się Królestwo Boże.
Jest taka pokusa zwiastunów ewangelii, by mówić tylko o pozytywnych rzeczach, o tym co dobre i miłe, co nie wzbudza wielkich emocji i nie powoduje niepotrzebnego rozdrażnienia. Ale Pan Jezus mówi, że należy otwarcie poinformować ludzi, że nie przyjęcie Króla ściąga na ludzi Boży sąd i karę w dniu sądu ostatecznego. Nie od razu Bóg wyleje na nich swój gniew, ale Chrystus powiedział w 12 wierszu, że będzie to w owym w dniu. Ten owy dzień, to dzień naszego Pana Jezusa Chrystusa, dzień objawienia Jego chwały, dzień Jego powrotu, dzień sądu dla wszystkich niewierzących.
Pan Jezus mówi, że odrzuceni misjonarze mają strząsnąć nawet proch z butów tego miasta, które ich nie przyjęło (w.11). Odwołuje się tutaj do starożytnego zwyczaju praktykowanego na bliskich wschodzie. Strząsanie prochu z odzieży było najbardziej demonstracyjnym wyrazem pogardy. Kiedy Żydzi np. udawali się do pogańskiego kraju, to po powrocie zmywali kurz z nóg, żeby pogańskiego kurzu nie przynosić do świętej ziemi.
A Pan Jezus bierze ten zwyczaj i przez niego zwiastuje sąd tym, którzy odrzucili Boga, który w swoim Synu Jezusie Chrystusie chciał okazać wspaniałą łaskę grzesznikom.
W ten sposób Chrystus chce wysłanych misjonarzy i nas uczulić na to, że odrzucenie Jego przesłania to poważna sprawa. Nie przyjęcie ewangelii, nie posłuchanie jej, nie przyjęcie Jezusa Chrystusa nie jest czymś błahym jak postrzega to świat. Świat przesłanie ewangelii bardzo bagatelizuje i wszelkimi sposobami chce umniejszać jego znaczenie. Diabeł chce przekonać ludzi i nas, ze nasz stosunek do Chrystusa, to nic ważnego nad czym warto by było dłużej się zatrzymywać. Ale Jezus mówi, że przekaż ludziom iż  to poważna sprawa i upewnij się, że gdy odchodzą nie chcąc przyjąć Jezusa, to czynią to z informacją, że zostaną potępiani.
Nie pozwalajmy na to, żeby ludzie po cichu odchodzili po tym, gdy zwiastujemy im ewangelię, ale zawsze powinni się dowiedzieć jakie konsekwencje czekają ich z powodu odrzucenia Jezusa. Starajmy się nie czynić nic podczas głoszenia dobrej nowiny, co mogłoby w jakikolwiek sposób umniejszyć powagę ewangelii, czy to w gestach, czy w słowach. Wymaga to od nas dużej odwagi, ale ostatnie ostrzeżenie też jest w tym celu, żeby ratować tego człowieka. Być może ta ostatnia informacja, choć przykra spowoduje bojaźń Bożą i upamiętanie.
Pan Jezus mówi na końcu, ze w dzień sądu lżej będzie Sodomie niż tym, którzy go odrzucili. Sodoma została zniszczona za niemoralności seksualne, a szczególnie za homoseksualizm. W dzień sądu mieszkańcy Sodomy będą musieli odpowiedzieć przed Bogiem za swój grzech i z pewnością otrzymają surowy wyrok za swoją niemoralność. Ale o wiele gorszy grzech i o wiele surowszy wyrok ma ten, który odrzuci Jezusa Chrystusa. Najgorszy z możliwych grzechów o jakich mówi Słowo Boże, to nie przyjąć Bożej łaski w Jezusie Chrystusie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak straszny wyrok Bożego sądu na siebie ściągają, gdy odrzucają ewangelie. Myślą że to błahostka, że ich decyzja nie ma żadnych konsekwencji, a tymczasem spadnie na nich wyrok potępiania, piekło, gdzie będą dręczeni dniem i nocą, aż po wieki wieków.
Podsumowując
1.      Powinniśmy szukać i skupiać się na ludziach, którzy są otwarci na ewangelię i tym poświęcać najwięcej uwagi.
2.      Po drugie, podczas głoszenia dbajmy o wiarygodność ewangelii, byśmy przez własne postępowanie nie dawali żadnego zgorszenia.
3.      Po trzecie, służmy tym, którym zwiastujemy przez dostępne nam środki.
4.      I po czwarte, miejmy odwagę informować ludzi o tym jakie konsekwencje czekają ich za odrzucenie Mesjasza.       

Łączna liczba wyświetleń