Witam, nazywam się Korzeniowski Jarosław, jestem pastorem Kościoła Chrześcijan Baptystów, szczęśliwym mężem jednej żony i spełnionym ojcem czwórki dzieci. Obecnie mieszkamy i służymy w Wejherowie. Wszystkich odwiedzających tego bloga serdecznie pozdrawiam i cieszę się, że zajrzeliście tutaj. Mam nadzieje, że materiały tu zamieszczone zbudują twoją wiarę i przybliżą Cię do Boga. Większość postów jest wynikiem moich przemyśleń i opracowań na podstawie Pisma Św. Życzę owocnego pobytu.
28.08.2011
23.08.2011
Rozważanie List Św. Jakuba 1,26-27 Miara Pobożności
Dzisiaj rozważamy dalsze wersety Listu Jakuba. Drodzy żyjemy w kraju gdzie znaczna większość, obywateli deklaruje się jako wierzący. Ta liczba co prawda maleje z roku na rok, ale nadal bardzo wiele osób na pytanie czy wierzą w Boga odpowiada że tak. Jakubowi zależy na tym, by rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego kto jest wierzącym, a kto nim, nie jest. Zarówno pragnie pobudzić odbiorców listu do większej pobożności jak i wykazać, że nie wszyscy którzy mówią o sobie że są wierzący rzeczywiście są wierzącymi w Boga. Ludzie najczęściej szczególnie w naszym kraju są przekonani o swojej pobożności. Jeśli ktoś sądzi, myśli o sobie, że jest pobożny, to co z tego wynika.
Znam pewną kobietę, która wiele godzin w ciągu tygodnia poświęca na praktyki religijne. Chodzi do kościoła, niekiedy nawet dwa razy na dzień, w maju codziennie bierze udział w tzw. Nabożeństwach majowych przez cały miesiąc. Stara się odmawiać modlitwy według modlitewnika i uważa się za niezwykle pobożną, ale kiedy pewnego dnia została zapytana czy wierzy w zmartwychwstanie i życie po śmierci odpowiedziała słowami, „że w ogóle w to nie wierzy”. Podejrzewam, że ona nie jest wyjątkiem w polskim środowisku. Ludzie mogą się uważać za pobożnych z różnych powodów ale wcale ich pobożność nie musi wynikać z wiary i prawdziwej bogobojności. Podejrzewam, że ta biedna kobieta spełnia te wszystkie praktyki bo wynika to z pewnej tradycji, którą przejęła a nadto kultura naszego kraju podsyca i sprzyja takiemu myśleniu. Ludzie uważają się za pobożnych z wielu powodów. Niektórzy dlatego, że chodzą do kościoła inni dlatego, że spełniają pewne dobre uczynki. Ktoś inny myśli o sobie, że jest pobożny bo modli się więcej niż inni lub w jego domu jest wiele wizerunków świętych osób lub relikwii. Niekiedy ludzie uważają się za pobożnych bo śpiewają wiele pieśni, podnoszą ręce do góry. Prawda jest taka, że ludzie często lubią się afiszować ze swoją pobożnością, obnosić się z nią i pokazywać we wszelkich możliwych formach. Często mówią o sobie że są pobożni i chcą by uważano ich za szczególnie pobożnych wtedy czują się wyróżnieni i zauważeni. Pamiętamy faryzeuszy oni też pragnęli obnosić się swoją pobożnością mówić o niej pokazywać poprzez publiczne modlitwy czy specjalne ubranie. Możemy robić te wszystkie rzeczy, niektóre z nich są dobre takie jak śpiewanie pieśni czy modlitwa lub uczestnictwo w nabożeństwie, ale robiąc je może się okazać, że nie miały one żadnej wartości przed Bogiem. Dla ludzi owszem, mogło się wydawać, że jesteśmy szczególnie pobożni. Bóg jednak oczekuje o od nas czegoś więcej niż tych wszystkich ceremoniałów.
Dlatego powinniśmy sobie wyjaśnić na czym polega prawdziwa pobożność. Bo jak to mówi Jakub możemy wpaść w pułapkę i „oszukiwać własne serce” możemy się uważać za pobożnych a tymczasem przed Bogiem może się okazać, że nasze działania i wysiłki były próżne.
W innym tłumaczeniu „Nowego Przymierza” słowo „pobożny” oddano jako „bogobojny” i werset 26 brzmi tak:
Jak 1:26 Jeśli ktoś sądzi, że jest bogobojny, lecz nie powściąga swego języka, to oszukuje swoje serce i jego bogobojność pozbawiona jest treści.
Jest to lepsze tłumaczenie niż w naszych bibliach warszawskich. A w Biblii tysiąclecia dla przykładu słowo „thrēskos” przetłumaczono jako religijny. Raczej nie słusznie, bo dokładnie ono oznacza - „być religijnym obawiać się, drżeć, oddawać Bogu cześć” więc jakubowi raczej chodzi o to co wynika z naszej postawy religijnej?
Na czym polega prawdziwa praktyka chrześcijańska? Jest to niezwykle ważne pytanie od odpowiedzi na nie zależy nasze zbawienie. Powiedzieliśmy sobie, że jakubowi nie chodzi o zwykłą religijność wyrażoną w ceremoniałach choć wielu ludzi tak myśli, że chrześcijaństwo na tym polega. W księdze powtórzonego prawa czytamy:
Powtórzonego Prawa 13:5 Za Panem, waszym Bogiem, pójdziecie i jego będziecie się bać, i jego przykazań przestrzegać. Jego głosu będziecie słuchać, jemu będziecie służyć i jego się trzymać.
Czytamy, że bać się Boga, to znaczy przestrzegać Jego przykazań, słuchać Go, podążać za nim. Być człowiekiem pobożnym, Bogobojnym, to znaczy robić pewne rzeczy lub ich nie robić ze względu na Boga. Więc jeśli prawdziwie jesteśmy ludźmi pobożnymi, takimi o których pisze Jakub, to nasze życie będzie kształtowane przez Boże Słowo. Będziemy postępowali w taki sposób jak się Bogu podoba i będziemy uciekali od postępowania, którego Bóg nie akceptuje. Człowiek pobożny w świetle nauki Pisma Św. to taki, który dąży do tego żeby we wszelkich swoich działaniach, czy to dotyczących pracy zawodowej, służby w kościele, rodziny, relacji z innymi ludźmi podobać się Bogu. Bóg wyraził swoją wolę w Piśmie Św. dlatego Św Hieronim jeden z Ojców kościoła powiedział, że „nieznajomość Pisma Św. jest nieznajomością Chrystusa”
Prawdziwa pobożność o której piesze Jakub nigdy nie skupia się na nas samych i nie jest skierowana ku nam, ale zawsze jest skierowana ku Bogi i bliźniemu. To znaczy, że kościół może być tak pochłonięty i zachwycony samym sobą, splendorem nabożeństwa, budynkiem, że nie ma czasu na służbę, która jest najbardziej istotna, nieść obraz Chrystusa dla świata. Tak więc prawdziwe nabożeństwo nie obejmuje tylko niedzielnego spotkania, modlitwy, ceremonii, to nie jest suma i treść wiary chrześcijańskiej. Biblijna pobożność obejmuje wszystkie działania człowieka wierzącego.
Prorok Micheasz i Amos potępiali rytualne ofiary jeśli treścią życia nie była służba Bogu.
Micheasza 6:6 Z czym mam wystąpić przed Panem, pokłonić się Bogu Najwyższemu? Czy mam wystąpić przed nim z całopaleniami, z rocznymi cielętami?
7 Czy Pan ma upodobanie w tysiącach baranów, w dziesiątkach tysięcy strumieni oliwy? Czy mam dać swojego pierworodnego za swoje przestępstwo, własne dziecko na oczyszczenie mojego grzechu?
8 Oznajmiono ci, człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od ciebie: tylko, abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem.
Amosa 5:21 Nienawidzę waszych świąt, gardzę nimi, i nie podobają mi się wasze uroczystości świąteczne.
22 Nawet gdy mi składacie ofiary całopalne i ofiary z pokarmów, nie mam w nich upodobania, a na ofiary pojednania z tłustych waszych cieląt nie mogę patrzeć.
23 Usuń ode mnie wrzask twoich pieśni!I nie chcę słyszeć brzęku twoich harf.
24 Niech raczej prawo tryska jak woda, a sprawiedliwość jak potok nie wysychający!
Gdybyśmy skupili się tylko na tych formach, które wcześniej wymieniliśmy, a nasze życie chrześcijańskie byłoby skupione na nas samych, to nasza pobożność byłaby bezużyteczna. Można by było się zapytać. Po co to nabożeństwo? Po co te wszystkie modlitwy? Po co spotkania Biblijne? Jeśli w twoim życiu nie wiele z tego wynika. Jeśli ta cała ceremonia nie prowadzi ku Bogu i ku bliźniemu, to wszelkie nasze działania tutaj byłyby bezcelowe. Byłby to zmarnowany czas lepiej by było zająć się czymś bardziej pożytecznym. Jest, to wielką tragedią naszych czasów. Wielu ludzi należy do kościoła chrześcijańskiego deklarując się jako chrześcijanie, ale po za praktyką ceremonii nie widać ich działania poświęcenia i oddania. Zbawienie z łaski przez wiarę jest zbawieniem do dobrych uczynków byśmy w nich chodzili. Bóg zbawia nas byśmy mogli mu służyć. Więc prawdziwą pobożność można przedstawiać taką definicją.
Jest to cześć i uwielbienie dla Boga w oddzieleniu od sposobu życia i myślenia tego świata w służbie Bogu i ludziom.
1 Jana 3:18 Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą.
I tą właśnie prawdę Jakub pragnie przekazać odbiorcą swojego listu i nam. W 27 wersie Jakub mówi, że właściwą formą pobożności jest nieść pomoc wdowom i sierotom. Oczywiście, to nie znaczy, że żeby być człowiekiem pobożnym, to należy teraz zajmować się tylko sierotami i wdowami. Jakub przedstawia nam pewien wzór pobożności. Sieroty i wdowy w czasach Jakuba nie miały swojego obrońcy, była to grupa społeczna najbardziej narażona na skrzywdzenie i wykorzystanie. Bóg w Starym Testamencie nakazał otoczyć szczególną troską sieroty i wdowy.
Wyjścia 22:22 Nie będziesz uciskał żadnej wdowy ani sieroty.
23 Gdybyś je uciskał, a one wołać będą do mnie, na pewno wysłucham ich wołania
Zachariasza 7:9 Tak mówi Pan Zastępów: Wydawajcie sprawiedliwe wyroki i świadczcie sobie nawzajem miłość i miłosierdzie!
10 Nie uciskajcie wdów i sierot, przychodniów i ubogich, i nie zamyślajcie w swych sercach nic złego jedni przeciwko drugim.
Tak więc zasada, która wyłania się ze Słowa Bożego dotyczy pomocy i służby ludziom skrzywdzonym, biednym. Takim którzy nie mogą sobie poradzić sami w życiu. Innymi słowy Bożą wolą jest byśmy nie przechodzili obojętnie wobec tych ludzi, którzy często są spychani na margines poprzez ten świat. Oczywiście, to nie znaczy, że przez takie działanie będziemy zbawieni po za poselstwem ewangelii. Jakub takie działanie nazywa czystą i nieskalaną pobożnością, ale Jakub nie przedstawia w tym fragmencie pełnego obrazu pobożności. Ktoś by mógł dojść do wniosku, że gdy spełni pewną miarę dobrych uczynków, pomoże potrzebującym to będzie zbawiony.
Zresztą dosyć często możemy się z tym spotkać, gdy ludzie mówią że „wystarczy być dobrym i to zapewni nam trwałe miejsce w niebie”. Jakub zajmuje się tutaj małą częścią tego wielkiego tematu którym jest pobożność i pokazuje nam do czego powinna nas prowadzić prawdziwa wiara w Chrystusa.
Rich Mullins – sławny muzyk chrześcijański powiedział kiedyś takie słowa
Jezus powiedział: cokolwiek dla tych najmniejszych moich braci, zrobiłeś, to dla mnie zrobiłeś. I to właśnie dało mi do myślenia. , Że jeśli chcę utożsamiać się w pełni z Jezusem Chrystusem, którego nazywam, Panem i Zbawicielem, najlepszym sposobem w jaki mogę to zrobić jest identyfikacja z ubogimi. Wiem, że będzie to w sprzeczności z nauczaniem wielu popularnych ewangelicznych kaznodziejów. Ale nauczanie o posiadaniu majętności i dążeniu do niej jest błędne. Chrześcijaństwo nie jest budowaniem swojego bezpieczeństwa w świecie, gdzie można żyć z żoną, swoimi dziećmi w pięknym domku. I odcinać się od wszelkich problemów tego świata żeby tylko mi było wygodnie i dobrze. Chrześcijaństwo uczy kochać tak jak Jezus kochał, a Jezus kochał biednych, chorych, odrzuconych i tych których świat kochać nie chciał.
Tak więc Bogu zależy na tym, by chrześcijanie przynosili pomoc ubogim, odrzuconym, sierotom, chorym, narkomanom, alkoholikom tym którzy w oczach tego świata nie liczą się. Gdyby ten świat tylko mógł, to z chęcią pozbyłby się takich ludzi, bo są niewygodni i sprawiają problemy. W czasach gdy Hitler doszedł do władzy, to w planie oczyszczenia Niemiec było zabicie wszystkich, którzy nie pasowali do wizerunku rasy panów i właśnie byli to tacy ludzie jak wymieniłem wcześniej.
Około roku temu spotkałem pewnego człowieka, na misji w Elblągu, który ujął mnie swoim świadectwem. Opowiadał, że spał po dworcach i był alkoholikiem. Doszło do tego, że jego zdrowie zaczęło się sypać, odebrało mu władze w nogach, a na domiar złego gdy spał na klatce schodowej jacyś chuligani polali go płynem łatwopalnym i podpalili. Cudem ktoś go ugasił, był cały w bliznach. Opowiadał mi, że leżał już tylko na dworcu i chciał umrzeć. Nie mógł chodzić, był oszpecony i któregoś dnia gdy czekał na śmierć podeszło do niego dwoje ludzi powiedzieli mu, że zostali przysłani przez Jezusa i Chrystusa, który chce go uratować. On powiedział im, że jeśli chcecie mnie uratować kupcie mi alkohol, ale oni odparli, że nie kupią mu alkoholu, ale jeśli chce żyć to niech z nimi pójdzie, a jeśli tu zostanie to umrze. Zdecydował się na to by go zabrali, zawieźli go do odwykowego ośrodka ewangelicznego tam się nawrócił i dzisiaj służy Bogu. To jest jeden z przykładów kiedy Bóg ratuje życie człowieka i posługuje się swoim kościołem. Prawdziwy chrześcijanin nie pozostaje obojętny na potrzeby braci i sióstr, a także na potrzeby ludzi tego świata. Pan Jezus powiedział kiedyś przypowieść o miłosiernym samarytaninie (Ew Łuk 10,30-37) gdy został zapytany przez uczonego w zakonie kto jest jego bliźnim? Z pewnością ten człowiek nie spodziewał się takiej odpowiedzi od Jezusa myślał, że jego bliźnim są Żydzi, ale nie samarytanie. A jednak ten samarytanin okazał miłosierdzie pobitemu Żydowi i wyświadczył mu dobro, a nie ci którzy powinni mu je okazać jak kapłan i lewita. Tym samym przez tą przypowieść Pan Jezus chce nam powiedzieć, że naszym bliźnim mogą być wszyscy którzy naszej pomocy mogą potrzebować nawet jeśli pozornie ktoś mógłby uchodzić za naszego przeciwnika.
Tak więc Bóg chce, by nasza pobożność wychodziła po za nasze rytualne życie religijne. On pragnie by twoja i moja pobożność miała wpływ na ten pogrążony w grzechu świat. Tym samym dajemy świadectwo o miłości Boga do ludzi i do tego świata.
Pozostaje nam jeszcze jedna kwestia do omówienia z naszego fragmentu. Powiedzieliśmy sobie, że chrześcijanin ma być aktywny w tym świecie, nie powinien izolować się ze swoją pobożnością do wewnątrz lub ograniczać jej tylko do murów kościoła jak np. uczyniono w sytuacji zakonów. Pobożność chrześcijańska powinna emanować na zewnątrz i nieść ewangelię temu światu. Żyjąc w tym świecie i niosąc temu światu świadectwo musimy pamiętać, że ten świat pogrążony jest w ciemności. Nie zna ewangelii i nie wie dokąd zmierza, to my chrześcijanie mamy wpływać swoją postawą na ten świat, a nie świat ma wpływać na nasze życie. I o tym mówi Jakub „nieść pomoc i zachowywać siebie nie splamionym przez świat”.
Człowiek wierzący w Chrystusa, to człowiek oddzielony od tego świata, a żyjący dla Boga. Taki człowiek zawsze ucieka od brudów tego świata. Od grzechów, niemoralności sposobu załatwiania spraw przez ten świat, sposobu postrzegania i klasyfikowania ludzi. Ten świat tak mocno wciska się w nasze życie, że tylko trwała relacja z Chrystusem uchroni nas przed jego wpływem. Nie możemy żyć jak ludzie tego świata, którzy są w pewnym amoku nie widząc Bożej chwały i nie dostrzegając wspaniałej ewangelii. Za to widzą inne rzeczy i dla nich żyją, dobra materialne, władza, kultura, przyjemności. Nie, chrześcijanin tak nie żyje, nie pędzi w pogoni za bogactwem, stanem posiadania. Nie chce cos znaczyć w tym świecie i dążyć do tego by ludzie darzyli go wielką czcią, nie szuka w tym świecie swojej tożsamości, szczęścia i spełnienia. Chrześcijanin nie goni także za przyjemnościami, by dogadzać własnemu ciału we wszelkich możliwych formach. Pan Jezus powiedział: „że ludzie tego świata tego wszystkiego szukają” ale my szukamy jak się Bogu podobać. Człowiek wierzący znajduje swoją wartość, radość, sens życia w społeczności z Chrystusem.
W 4 rozdz. listu Jak czytamy:
Jakuba 4:4 Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.
Czytając te słowa musimy sobie zdać sprawę, że działa to również odwrotnie. Przyjaźń z Bogiem z Chrystusem jest wrogością do świata. Świat nie będzie cię akceptował jak nie akceptował naszego Pana. Ze strony świata, który jest pod wpływem szatana możemy się spodziewać jedynie krytyki, odrzucenia, a nawet prześladowania. Dlatego tak ważne jest zdecydować z której strony barykady chcemy stać, bo nie możemy pogodzić tych dwóch rzeczy. Albo żyjesz z Chrystusem i jesteś odrzucony przez ten świat lub żyjesz ze światem, ale wtedy jesteś wrogiem Boga, bo to co ważne jest dla tego świata jest obrzydliwe dla Boga.
A jak ty patrzysz na siebie? Czy dążysz do właściwej pobożności, która podoba się Bogu? Ta pobożność polega na służbie Bogu i ludziom w cichości serca i pokorze. Nie znajdziesz w niej zaszczytów ani chwały w tym świecie, a jednak jest najwspanialszą drogą jaką można pójść. Znajdziesz na tej drodze prawdziwą wolność i poczucie spełnienia jakiego nie znajdziesz nigdzie indziej, „bo prawda jest w Chrystusie” Amen.
19.08.2011
16.08.2011
Film "Jezus" Na Podstawie Ew. Św. Łukasza
13.08.2011
Życie W Obfitości Jezusa Chrystusa
8.08.2011
Kult wrażeń wizualnych - Marian Biernacki
Kogo dziś zainteresują wartości ukryte, mało rzucające się w oczy, przechowywane głęboko w sercu? Uwagę przyciąga wielkoformatowy obraz, ruch, wartka akcja i głośna muzyka. Bez tego nawet największe perły leżą niezauważone. Wszystko wymaga reklamy, a reklama koniecznie musi być coraz głośniejsza. Gdy coś się nie rusza, nie gra, nie migoce, nie hałasuje – może być uznane za nieistniejące, a już niemal na pewno – za martwe.
Flagi, taniec, dramy
Nikogo nie dziwi stosowanie flagowania w sporcie, wojsku, handlu, w akcjach protestacyjnych, w demonstracjach albo jako jednej z form dekoracji. W tych sprawach chodzi i zawsze chodziło o przyciągnięcie uwagi, zademonstrowanie siły i przynależności, zakreślenie terytorium, zareklamowanie towaru, wyrażenie oburzenia, zaprezentowanie poglądów lub po prostu ubarwienie danego miejsca.
Podobnie rzecz ma się z tańcem. Potrzeba rozrywki, ruchu, dania upustu nagromadzonej w ciele energii, wywołania silnych wrażeń zmysłowych – takie jest podłoże ogromnej popularności tańca. Ten społeczny popyt od zawsze steruje podażą.
Nie wszyscy mają świadomość, że taniec nie jest naturalną potrzebą człowieka, jak np. chodzenie, jedzenie lub spanie. Jest transformacją ruchów naturalnych. Powstaje pod wpływem bodźców emocjonalnych i jest zazwyczaj skoordynowany z muzyką. Od kiedy socjologia podzieliła czynności ludzkie na przyrodzone i kulturalne – zaliczono go do czynności kulturalnych. Biblia niewiele mówi o tańcu. W Starym Testamencie mówi o nim i dobrze, i źle. W Nowym natomiast wspomina już tylko o tańcu Salome, córki Herodiady, cudzołożnej żony Heroda, co zakończyło się ścięciem głowy Jana Chrzciciela. Okazało się, że taniec nie tylko powstaje pod wpływem bodźców emocjonalnych, ale też bardzo silne bodźce potrafi wywołać!
A teatr? Teatr (łac. theatrum, z gr. theatron, – przyglądanie się, widowisko) to rodzaj sztuki widowiskowej polegającej na tym, że aktor lub grupa aktorów na żywo daje przedstawienie dla zgromadzonej publiczności. Aktor i widz – to dwa najistotniejsze składniki, bez których istnienie teatru nie byłoby możliwe. Źródłem tej sztuki były przedstawienia obchodów świąt w starożytnym Egipcie i święta organizowane na cześć Dionizosa, boga wina, w Starożytnej Grecji. Na przestrzeni wieków sztuka teatralna rozwinęła się w różnych kierunkach, dostosowując się do ludzkich oczekiwań i pożądliwości.
Aktor i widz. Jak widać, wspomniana twórczość ma charakter wizualny i odwołuje się do naturalnych zmysłów człowieka, wywołując w nim określone wrażenia i odruchy. Człowiek zmysłowy pożąda takich bodźców. Cała twórczość świata, cała kultura i sztuka jest nakierowana na stymulację naturalnych zmysłów człowieka. Co jednak tego rodzaju techniki robią w zborze?
[Nie]najnowsze zjawisko
Powiedzieliśmy już, że jak świat światem, ludzie wymachiwali flagami, tańczyli i zabawiali się w aktorów. Warto wspomnieć, że od zawsze były to po prostu skuteczne środki perswazji. Mówią o tym światowe autorytety w dziedzinie psychologii wywierania wpływu na ludzi. Wyraźnie wskazuje na to licząca sobie już kilka tysięcy lat historia propagandy, czyli sztuki wizualnej, polegającej na perswazji intelektualnej i emocjonalnej za pomocą fotografii, muzyki, tańca, literatury, teatru oraz kina, a wszystko to w celu ukształtowania określonych poglądów i zachowań zbiorowości lub jednostki. Innymi słowy, za pomocą ww. środków można wywrzeć wrażenie na ludziach, wpłynąć na zmianę ich myślenia. Czy można jednak za pomocą takich samych środków wywrzeć jakieś wrażenie na Bogu?
Flagowanie, czyli wywieszanie lub noszenie flag i sztandarów, było i jest nieodłącznym elementem zewnętrznej oprawy defilad militarnych, uroczystości państwowych, ceremonii, świąt, festiwali i zawodów sportowych. To nic nowego także w świecie religijnym. Dla przykładu, na stronie internetowej parafii rzymsko–katolickiej w Olbrachcicach, w akapicie kroniki, dotyczącym 1936 roku, można przeczytać: "Wielka radość zapanowała, gdy dotarła do nas wiadomość, że Austria chce zjednoczyć się z Niemcami. Zewnętrzną formą tej radości było flagowanie. Gdy Führer wezwał do wyborów w dniu 10 kwietnia, zachwyt był powszechny". Jaką wartość duchową miało wspomniane tu flagowanie? Raczej taką, że dzisiaj należałoby się jej wstydzić?
Nie inaczej jest z tańcem. W 32 rozdziale 2 Księgi Mojżeszowej czytamy: "I pozdejmował cały lud złote kolczyki, które mieli w uszach swoich, i przynieśli je do Aarona. I przyjął je z ich rąk, i ulał z tego w formie z gliny posąg cielca. Wtedy oni rzekli: To są bogowie twoi, Izraelu, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej. Zobaczywszy to, zbudował Aaron ołtarz przed nim i kazał obwołać: Jutro będzie święto Pana. I wstawszy nazajutrz wcześnie rano, złożyli ofiary całopalne i przynieśli ofiary pojednania; i usiadł lud, aby jeść i pić. Potem wstali, aby się bawić". Jak na to zareagował Mojżesz? "A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał cielca i tańce. Wtedy Mojżesz zapłonął gniewem…" Pomyślmy: Dwaj bracia, a jakże odmienne podejście do tańca. Jeden go wprowadził, a drugi się z tego powodu uniósł świętym gniewem! Który z nich pełnił wolę Bożą?
Od jakiegoś czasu wielką popularnością w zborach cieszy się też tzw. drama. W połowie ubiegłego wieku uznany pisarz chrześcijański A. W. Tozer w książce pt. "Radykalny krzyż" napisał:
"Przez całe wieki Kościół stał mocno przeciwko wszelkim formom świeckich rozrywek, uznając je za to, czym one są: środkami marnotrawienia czasu, ucieczką przed niepokojącym głosem sumienia, sposobem odwracania uwagi od odpowiedzialności moralnej. Z tego powodu był on mocno atakowany przez synów tego świata. Ale ostatnio znudziło mu się znoszenie tych ataków i zaniechał walki. Wydaje się, jak gdyby doszedł on do przekonania, że skoro nie może zwyciężyć to wielkie bożyszcze rozrywki, lepiej będzie połączyć z nim swoje siły i skorzystać, na ile się da, z jego potęgi. Na skutek tego jesteśmy dzisiaj świadkami zdumiewającego spektaklu, kiedy miliony dolarów wydawane są na pospolity cel dostarczania ziemskich rozrywek tak zwanym synom nieba. Na wielu miejscach rozrywki religijne wypierają poważne sprawy związane z Bogiem.
Wiele kościołów w naszych czasach zamieniło się w niewiele więcej niż nędzne teatrzyki, gdzie niskiej klasy „wykonawcy” prezentują swoje tandetne sztuczki z pełną akceptacją przywódców ewangelicznych, którzy nawet potrafią zacytować święty tekst w obronie swoich przestępczych poczynań. A przy tym prawie nikt nie odważy się podnieść przeciw temu swojego głosu. To wielkie bóstwo rozrywki zabawia swoich wielbicieli przeważnie opowiadaniem historyjek.
Umiłowanie opowiastek, które jest charakterystyczne dla wieku dziecięcego, mocno zakorzeniło się w umysłach niedorozwiniętych świętych naszych dni. Tak mocno, że niemało przedsiębiorczych osób urządziło sobie wygodne życie, snując bajdurki i podając je w najróżniejszym przybraniu zborownikom. To, co jest naturalne, a nawet piękne u dziecka, może być wstrząsające, jeśli utrzymuje się aż do wieku dojrzałości, tym bardziej, gdy dzieje się to w miejscu świętym i próbuje uchodzić za prawdziwą pobożność".
Już widzę miny wielu współczesnych odkrywców i propagatorów tych 'nowoczesnych i bardzo skutecznych' form ewangelizacji i uwielbiania Boga. Spotykamy ich dziś niemal w każdym zborze i w każdej grupie misyjnej. Sądząc po tym, jak wiele uwagi poświęcają swej twórczości, można odnieść wrażenie, że bez dramy w ogóle nie da się już dzisiaj głosić ewangelii, a bez tańca i flag uwielbianie Boga jest marne i niewarte uczestnictwa.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. To 'oczywista oczywistość', że działania ewangelizacyjne na otwartej przestrzeni wymagają zastosowania środków przyciągających uwagę, takich jak muzyka i krótkie formy teatralne. Nawiasem mówiąc, byłoby najlepiej, gdybyśmy w celu przyciągnięcia uwagi przechodniów – jak nasz Pan – mogli dokonać na ulicy jakiegoś cudu, komuś naprawdę pomóc, np. uzdrawiając go w imieniu Jezusa. Tak czy owak, zgiełk ulicy wymaga użycia jakiegoś skutecznego atraktora. Nie o tym tu piszę. W tym rozważaniu chodzi o nasze serca, o to, co robimy podczas nabożeństwa, o zachowania w miejscu zgromadzenia zboru i o to, jakie znaczenie w tym wszystkim ma dla nas sam Pan.
Skąd w Kościele potrzeba wrażeń wizualnych?
Czy nie zastanawia nas powód tak wielkiej i wciąż rosnącej popularności omawianych form w zborach? Dlaczego podczas nabożeństwa, gdy nagle zabraknie prądu i zgaśnie nagłośnienie, w sali zapada kłopotliwa cisza? Dlaczego na zjazdach młodzieży chrześcijańskiej potrzebne są coraz to dziwniejsze, żeby nie powiedzieć – już całkowicie świeckie, atrakcje?
W cytowanej już książce A. W. Tozera czytamy: "Pewien niemiecki filozof powiedział przed wielu laty coś w tym sensie, że im więcej ma człowiek w swoim własnym sercu, tym mniej będzie potrzebował z zewnątrz. Nadmierna potrzeba dostaw z zewnątrz jest dowodem bankructwa wewnętrznego człowieka".
Taka jest prawda. Wiara i pobożność wielu współczesnych chrześcijan stała się przeraźliwie powierzchowna. Serca nie zostały przeorane przez dogłębną pokutę. Nieodrodzona z Ducha Świętego dusza pożąda cielesnych wrażeń a ucho chce słuchać tego, co będzie je łechtać.
Religia, by zachować swą atrakcyjność w oczach martwych duchowo ludzi – musi im dostarczać wciąż nowych bodźców wizualnych, karmić zmysły nowymi wrażeniami. Taką funkcję pełni kult świętych, obrazów i relikwii, zdobione świątynie, szaty, procesje, pielgrzymki i widowiskowa oprawa liturgii i świąt kościelnych. Bez tego ludzie nie wiedzieliby, co mają robić w kościele.
Oto dlaczego taką furorę zrobiła w Polsce w ostatnich latach muzyka gospel. W artykule Magdaleny Chojnackiej [Dziennik Wschodni z 21 grudnia 2007 roku] opisującym lubelski chór gospel "Gospeople" czytamy:
[…] "Muzyka gospel jest żywym, głośnym, tańczącym i szalonym świadectwem Chrystusa i jego mocy. Jest ponad kościołami i wyznaniami - opowiada Karolina Sępioł, socjolog z wykształcenia, a na co dzień jeden z głosów Gospeople. - A poza tym wszystkim, gospel mnie kręci i pozwolił znów zająć się muzyką. […] I chodzi nie tylko o śpiewanie. Razem z chórem występuje formacja taneczna "Kalejdoskop”, która przygotowuje specjalne dramy do utworów, wykonuje taniec z flagami wojennymi i tzw. praise dance (taniec uwielbienia)".
Cała gama zmysłowych atrakcji, a przy tym przekonanie, że robi się to dla Boga. Nie potrzeba już iść na dyskotekę. Dyskoteka przyszła do kościoła. I wilk syty, i owca cała.
Powinna nas jednak niepokoić duchowość towarzysząca owemu wielkiemu zachwytowi muzyką gospel, flagowaniu, tańcom uwielbiającym itp. Coś na pewno jest nie tak. Znam ludzi, którzy ze wzniesionymi rękami tańczą, uwielbiają Pana, a następnego dnia imprezują i to tak, że nie chce się tu tego opisywać. Z moich osobistych obserwacji wynika, że osoby najbardziej aktywnie i ekspresyjnie 'chwalące Pana' potrafią być wyjątkowo agresywne, gdy dotkniesz kwestii ich duchowości i spróbujesz skierować ich ku prawdzie Słowa Bożego. Wtedy dopiero staje się jasne, że w środku mają pustkę, że ich duchowość – to bańka mydlana.
Przykładowa fanka flagowania
Nie chcę bynajmniej wszystkich wrzucać do jednego worka [z pewnością są wyjątki], ale na podstawie rozmaitych obserwacji rysuje mi się następujący, dość typowy obraz osoby zafascynowanej tańcem, flagami i różnymi innymi nowoczesnymi formami ewangelizacji i uwielbiania. Nie musiałem go długo szukać ani też składać z kawałków. Wystarczyło poczytać jakiegoś bloga:
"30 listopada 2006
Mieszkam w […] i dlatego mam wszędzie daleko. Trochę jeżdżę po naszej Polsce pociągami, z uwagi na to, że jestem TeGieDówą. Jutro jadę do Bydgoszczy. Tam jeszcze nie byłam ;)
3 stycznia 2007
Byłam na konferencji młodzieżowej Przełom. Świetni ludzie, świetne wykłady, uwielbienie – no wszystko. A flagi! Po raz pierwszy widziałam takie namaszczenie! Kobieta macha flagami lub tańczy a we mnie dzieje się coś niesamowitego, zaczynam rozumieć jaki jest Bóg, jego czystość i dobroć i zachwyca mnie to. Kobieta zaczyna tańczyć z flagami i przychodzi Boża obecność… wow!
18 stycznia 2007
Cieszę się na jutro. Piątek i całonocne uwielbienie w Lublinie. Odpocznę w Jego obecności.
11 lutego 2007
W charakterze PS chciałabym coś wyznać. Strasznie lubię słowo "dupa" (jasna, blada, itp.) Wulgarna jestem?
27 marca 2007
Już od 2 miesięcy planowaliśmy ten czas. Rodziców miało nie być i wolna chata. Miały być sery i wino i duuuużo filmów. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym dwie pary kapci domowych. […]
26 września 2007
Modliłam się, by mieszkać tam, gdzie jest Boży tron. W momencie głębokiej frustracji Bóg przemówił używając mojej racjonalności. Zadał mi 2 pytania: 1). Co chcesz w życiu robić, jak myślisz do czego jesteś powołana? – wiedziałam, że uwielbienie – to jest moje życie. 2). W takim razie jak myślisz, gdzie najlepiej mogłabyś się w tym względzie rozwijać i uczyć? – i tu mnie oświeciło – KALISZ. W Kaliszu jest budowany Dom Modlitwy – miejsce gdzie uwielbienie i modlitwa trwają 24 godziny na dobę a pastor jest osobą kochającą Bożą obecność. A więc KALISZ".
Czy widzicie, jaki mix wyłania się z tych kilku wypowiedzi? Jedno jakby nie przeczy drugiemu. Jest miejsce i na jedno i na drugie. "Czy źródło wydaje z tego samego otworu wodę słodką i gorzką? Czy drzewo figowe, bracia moi, może rodzić oliwki albo winna latorośl figi?" [Jk 3,11–12]. Niepokojące jest to, że prawie nikt się nie dziwi, gdy na warsztatach gospel w przerwach wiele osób wychodzi na papierosa albo obściskuje się po kątach. Jeszcze bardziej źle o nas świadczy postępująca obojętność na to, co osoba stająca w niedzielę rano za zborowym mikrofonem, robiła minionej nocy.
Coś ze mną chyba jest nie tak! Obserwując na rozpalonych twarzach 'uwielbiaczy' wielkie zadowolenie z tego, jak wspaniale uwielbiali Pana, powinienem podzielać ich entuzjazm, a tymczasem - z jakiegoś powodu - chciałbym się upewnić, że wciąż jest dla nich ważne to, czy tak jak oni - z tego ich uwielbiania, zadowolony jest Pan.
Kto od kogo? – Unifikacja form pobożności
Uwielbianie – to zachwycanie się Bogiem i tylko Nim samym! Pamiętam czasy, gdy pieśni śpiewane w zborze i żarliwa modlitwa – były nie lada atrakcją dla szukającej Boga młodzieży z historycznych kościołów. Przychodzili na nasze spotkania i dziwili się widząc, jak można się modlić i wspólnie spędzać czas. A my nie robiliśmy przecież nic wymyślnego. Naszą całą atrakcją był Pan Jezus, któremu śpiewaliśmy przy gitarze pieśni płynące z serca i z przeżycia.
Niektórzy z tych gości zachwycili się Panem Jezusem i społecznością z Nim. Narodzili się na nowo. Odwrócili się więc od bałwochwalczej religii i przyłączyli się do zboru. Inni zaś, zachwyceni jedynie zewnętrzną formą naszych modlitw – pod dyskretnym kierownictwem wyznaczonych przez kler moderatorów – podpatrzyli co i jak robimy, skopiowali nasze piosenki i wrócili do swoich, aby tam animować takie same spotkania. Dziś nie widać już różnicy. To samo i tak samo śpiewają, zdaje się, że tyle samo, jeśli nie więcej, mówią językami itd., a jednocześnie nie przeszkadza to im w tym, by brać udział w mszy, czyli w ponawianiu ofiary Chrystusa, wierzyć w czyściec, praktykować kult świętych i obrazów, odmawiać różaniec, modlić się za zmarłych itd.
Nastąpiło ujednolicenie. Odrodzona z Ducha Świętego młodzież ewangeliczna podczas wieczoru uwielbiania śpiewa te same utwory, co katolicka pielgrzymka udająca się w bałwochwalczym kulcie maryjnym na Jasną Górę! Czy was to nie niepokoi? Mnie bardzo.
Jeżeli chodzi o flagi, dramy i taniec dla Boga – to odnoszę wrażenie, że uczeń przerósł już nauczyciela. Służę kilkoma przykładami. Pierwszy pochodzi z ubiegłorocznej, katolickiej akcji "Przystanek Jezus":
"Zapraszamy wszystkich, którzy mają pragnienie przyłączyć się do uwielbienia naszego Pana poprzez taniec, flagowanie etc. podczas tegorocznego Przystanku Jezus. Jesteśmy otwarci na wasze propozycje. Możesz się z nami skontaktować na stronie www.przystanekjezus.pl/pj2007".
"7:30 Jutrznia... krótka przerwa na śniadanko i wspólna modlitwa, przy energicznych dźwiękach naszego zespołu radośnie wielbić Boga..., ciężko się powstrzymać, by nie wyrwać sie do przodu, ręce same rwą sie w górę... "..to dla Ciebie, Panie".
– Modlić się Jego Słowem ..., Biblia to nieodzowny atrybut każdego uczestnika Przystanku Jezus.
– Uwielbiać Go tańcem... grupa taneczna ubarwia naszą modlitwę wielobarwnymi flagami, które wznoszą się ponad naszymi głowami.
– Jak wczoraj w naszych rekolekcjach prowadzi nas Ksiądz Biskup Edward Dajczak".
Za przykład drugi niech nam posłuży informacja o warsztatach ewangelizacyjnych, zorganizowanych przez katolicki Ruch Światło–Życie Diecezji Zielonogórsko–Gorzowskiej 9 września 2006 roku w Zielonej Górze:
"Warsztaty odbywały się w trzech grupach. Prowadzono następujące zajęcia: strategia inicjatywy, rozmowa ewangelizacyjna, flagowanie, taniec ewangelizacyjny, dramy kerygmatyczne oraz plakat ewangelizacyjny".
Przykład trzeci, to relacja ze zjazdu młodzieży zielonoświątkowej pn. "IV SKATOWANIE MŁODZIEŻY" - jaki odbył się jesienią 2005 roku w Katowicach.
"W końcu przyszedł czas na pierwszą sesję wykładów. Do wybory mieliśmy takie jak: taniec żydowski, relacje - różne płci, pantomima, kariera a służba, uwielbienie - mój styl życia, życie wolne od stresów i konfliktów, taniec, flagi, sztandary - różne formy ekspresji. Wszystkie cieszyły się dużym powodzeniem. Na każdych można było usłyszeć wiele wskazówek na temat swojego wybranego zakresu zainteresowań, problemów.
Na warsztatach "taniec, flagi, sztandary - różne formy ekspresji" jako jedną z osób demonstrujących była nasza koleżanka - Kasia Szagun. Pan bardzo mocno włożył jej w serce usługiwanie poprzez taniec, flagi i różne inne formy przekazu związane z ruchem. Po miło spędzonej godzinie był czas na krótki odpoczynek na kawę lub herbatę.
Od razu jednak musieliśmy udać się do sali głównej, gdzie występ miał nasz łódzki zespół hip-hopowy PoZIOM (Judyta Tylkowska i Paulina Kowalczyk). Zaśpiewali (zarymowali) kilka kawałków o tym, kim jest Bóg w ich życiu, co dla nich uczynił, dlaczego posługują się takim rodzajem ewangelizacji. Gościnnie wystąpił Adam Kowalczyk. Po występie poziomek każdy udał się na drugą sesję warsztatową.
Po tej sesji zebraliśmy się w sali głównej na występ utalentowanej tancerki. Przygotowała ona imponujący program na temat ludu żydowskiego. Różnorodność rekwizytów, muzyka, lektor nadawały ogromnej powagi. Nie kryję też, że popłynęło wiele łez. Jak wiele Żydzi musieli znieść cierpień i trudu na przestrzeni wieków, aby dopiero w XX wieku ich państwo otrzymało niepodległość. Program się przesunął, dlatego trzeba było trochę zwiększyć tempo. Po krótkiej przerwie udaliśmy się na trzecią i ostatnią już sesję warsztatową". [http://www.lodz.kz.pl/skatowanie2005.html].
I jeszcze przykład czwarty. Relacja ze strony PP Misjonarzy Klaretynów z XIV Kursu Nowego Życia:
"W dniach 13 – 31 lipca 2006 odbył się w Toporowie k. Wielunia XIV Kurs Nowego Życia, prowadzony przez Klaretyńską Szkołę Odnowy Życia Chrześcijańskiego i Nowej Ewangelizacji. Kurs ukończyło szesnastu uczestników z całej Polski, a także z Niemiec. Otrzymali oni podczas uroczystej Mszy Św., 28 lipca, krzyże Klaretyńskiej SNE i posłanie ewangelizatora.
Jak co roku celem kursu było doświadczenie osobistego spotkania z kochającym Bogiem, wyznanie Jezusa Panem swojego życia, otwarcie się na działanie Ducha Świętego, odkrycie w sobie pragnienia ewangelizacji i realizacja tego pragnienia. Pierwszymi owocami kursu były pełne radości świadectwa uczestników, a także ich zaangażowanie w koncert ewangelizacyjny, który odbył się w Wieluniu, 30 lipca, o godz. 19.00.
Mieszkańcom Wielunia zaoferowaliśmy muzykę, pantomimę, uwielbienie flagami, plakaty, warsztaty plastyczne, zajęcia z dziećmi, a nade wszystko osobiste rozmowy, wspólną modlitwę i świadectwa osobistego przeżywania wiary uczestników kursu. Koncert odbył się oczywiście za zgodą miejscowych władz i z wielką aprobatą i pomocą miejscowych duszpasterzy. Doświadczyliśmy też wiele bezinteresownej pomocy od wielu mieszkańców Wielunia, szczególnie od dyrekcji i akustyka Domu Kultury. Bogu niech będą dzięki! Już dziś zapraszamy na kolejny kurs, w przyszłe wakacje. Termin i miejsce zostaną ustalone w późniejszym czasie". [http://www.klaretyni.pl/wew.php?id=5].
Czy nasuwa się nam jakiś wniosek? Kto od kogo przejął taniec i flagowanie? Co robią tak powszechne w katolicyzmie cielesne formy uwielbiania Boga w duchowym zborze ewangelicznym? A może zbór przestał być duchowy? Pismo Święte zadaje pytanie: "Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami?" [2Ko 6,16]. Taneczny?
Prawdziwego uwielbiania Boga nie można podrobić. Jest ono dostępne tylko dla ludzi odrodzonych, dla tych, którzy odwrócili się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu [1Ts 1,9]. Gdyby przyjąć założenie, że taniec i flagi są duchowymi formami uwielbiania Boga, to nie spotkałyby się one z tak ciepłym przyjęciem w środowiskach bałwochwalczej religii. Z tej prostej przyczyny, że "człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać" [1Ko 2,14]. Gdyby natomiast uznać je za cielesne formy, służące wywoływaniu wrażeń wizualnych i zaspokajaniu potrzeb zmysłowych – to co w takim razie robią one w zborze?
Wyjaśnienie tego zagadnienia jest bardziej bolesne, niż można byłoby się spodziewać. W wielu przypadkach nie ma już granicy między ewangelicznym zborem a rzymskokatolicką parafią. I nie dlatego nie ma tej różnicy, że katolicy narodzili się na nowo, upamiętali się z grzechów, porzucili kult maryjny i ponawracali się do biblijnej wiary w Jezusa Chrystusa. To raczej ewangeliczni chrześcijanie poziomem życia i moralnością zrównali do poziomu przeciętnego katolika. A w tej sytuacji jak najbardziej mogą razem śpiewać, tańczyć i flagować dla Pana. Mogą też razem zabawiać się w inny sposób.
Zabolała kogoś taka konkluzja? Poboli i przestanie... Chyba, że się otrząśniemy i na nowo zaczniemy szukać oblicza Bożego! Wtedy ten ból na coś się przyda. Ozdrowiejemy w wierze!
W duchu i w prawdzie
Cielesność chrześcijan owocuje rozwojem kultu wrażeń wizualnych, potrzebą nowych bodźców i coraz nowszych form. Zajmuje się podglądaniem świata i adoptowaniem wszystkiego, co tylko da się przenieść i zastosować w zborze. Hałaśliwa muzyka, migające światła, dymy, magiczne sztuczki, kino, teatr, kabaret, taniec, flagi – to wszystko już mamy! Czytałem niedawno o spotkaniach biblijnych przy piwie w Ameryce, a nawet o nabożeństwie z tańcem erotycznym w Niemczech. Takie są po prostu potrzeby współczesnych 'chrześcijan'. Jakże można je zignorować? Jeszcze ludzie mogliby sie zniechęcić i odejść od zboru!
Jeśli ktoś bez 'podkręcania' atmosfery muzyką nie potrafi wielbić Boga, jeśli zgięcie kolan przed Panem jest dla niego zbyt niewygodne – to znaczy, że tak naprawdę nie poznał i nie umiłował Jezusa Chrystusa! Jeżeli chętnie by tańczył, a nie może z zamiłowaniem skupić się na kazaniu Słowa Bożego – to znaczy, że jest martwy duchowo. Co więc robi w zborze? Jest animatorem cielesności! Taki zawsze będzie starał się uraczyć zbór czymś, co odwołuje się do naturalnych, zmysłowych pragnień.
Od czasu, gdy Syn Boży przyniósł ludziom dar życia wiecznego i duchowe odrodzenie ich serc – Ojciec w niebie jest zainteresowany tylko jedną formą czci i uwielbienia: "Lecz nadchodzi godzina i teraz jest, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie; bo i Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie" [Jn 4,23–34]. Czy rozumiemy o co chodzi w takim oddawaniu czci Bogu? Jak to się wyraża i na czym polega?
Raczej wszyscy zgodnie mówimy, że w praktykowaniu wiary obowiązuje nas nauka Pisma Świętego. Zauważmy więc, że Nowy Testament jakby wycisza starotestamentowe instrumenty muzyczne. Sam Bóg w pewnym momencie zażądał, aby ucichły! "Usuń ode mnie wrzask twoich pieśni! I nie chcę słyszeć brzęku twoich harf" [Am 5,23]. Nowy Testament odwraca uwagę od zewnętrznych, pustych form uwielbiania i kładzie akcent na śpiewanie pieśni duchowych i pogłębianie wewnętrznej relacji z Bogiem. "Dlatego nie bądźcie nierozsądni, ale rozumiejcie, jaka jest wola Pańska. I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu" [Ef 5,17–19]. I jakby kto pytał, to poza tym w nauczaniu apostolskim nie ma już nic o graniu dla Boga, zaś jedynymi instrumentami widzianymi przez Jana w niebie są harfy Boże [Obj 5,8; 15,2].
Zdziwienie? W zborze nowotestamentowym nie widać tej całej hałaśliwej aparatury, bo oddawanie czci Bogu ma się odbywać z nabożnym szacunkiem i bojaźnią [Hbr 12,28]. A to raczej wymaga wyciszenia, ostrożności, uspokojenia i przyjęcia należytej postawy ciała. Z moich doświadczeń duszpasterskich wynika, że osobami domagającymi się głośniejszej i 'żywszej' muzyki w zborze, niemal zawsze byli ludzie, którzy okazywali się być ludźmi na wskroś cielesnymi. Niektórzy z nich odeszli do innych zborów, gdzie 'lepiej grają'.
Rolą instrumentów muzycznych w zborze jest, nie zdominowanie czasu uwielbiania Boga, a jedynie pomoc w stosowaniu się wierzących do następującej wskazówki apostolskiej: "A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też powołani jesteście w jednym ciele; a bądźcie wdzięczni. Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie; we wszelkiej mądrości nauczajcie i napominajcie jedni drugich przez psalmy, hymny, pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając Bogu w sercach waszych" [Kol 3,15–16].
Sugerując, że kult bodźców i wrażeń wizualnych zdradza cielesność zboru, nikogo nie oskarżam ani nie przekreślam. Czy św. Paweł przekreślał kogokolwiek z wierzących zboru korynckiego pisząc: "Jeszcze bowiem cieleśni jesteście. Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż cieleśni nie jesteście i czy na sposób ludzki nie postępujecie?" [1Ko 3,3]. Oczywiście, że nie. Chciał ich raczej pobudzić do refleksji nad swoim stanem wewnętrznym i zachęcić do wzrostu duchowego. Mnie też o to chodzi.
Marian Biernacki - Pastor Centrum Chrześcijańskiego "Nowe Życie" w Gdańsku
Flagi, taniec, dramy
Nikogo nie dziwi stosowanie flagowania w sporcie, wojsku, handlu, w akcjach protestacyjnych, w demonstracjach albo jako jednej z form dekoracji. W tych sprawach chodzi i zawsze chodziło o przyciągnięcie uwagi, zademonstrowanie siły i przynależności, zakreślenie terytorium, zareklamowanie towaru, wyrażenie oburzenia, zaprezentowanie poglądów lub po prostu ubarwienie danego miejsca.
Podobnie rzecz ma się z tańcem. Potrzeba rozrywki, ruchu, dania upustu nagromadzonej w ciele energii, wywołania silnych wrażeń zmysłowych – takie jest podłoże ogromnej popularności tańca. Ten społeczny popyt od zawsze steruje podażą.
Nie wszyscy mają świadomość, że taniec nie jest naturalną potrzebą człowieka, jak np. chodzenie, jedzenie lub spanie. Jest transformacją ruchów naturalnych. Powstaje pod wpływem bodźców emocjonalnych i jest zazwyczaj skoordynowany z muzyką. Od kiedy socjologia podzieliła czynności ludzkie na przyrodzone i kulturalne – zaliczono go do czynności kulturalnych. Biblia niewiele mówi o tańcu. W Starym Testamencie mówi o nim i dobrze, i źle. W Nowym natomiast wspomina już tylko o tańcu Salome, córki Herodiady, cudzołożnej żony Heroda, co zakończyło się ścięciem głowy Jana Chrzciciela. Okazało się, że taniec nie tylko powstaje pod wpływem bodźców emocjonalnych, ale też bardzo silne bodźce potrafi wywołać!
A teatr? Teatr (łac. theatrum, z gr. theatron, – przyglądanie się, widowisko) to rodzaj sztuki widowiskowej polegającej na tym, że aktor lub grupa aktorów na żywo daje przedstawienie dla zgromadzonej publiczności. Aktor i widz – to dwa najistotniejsze składniki, bez których istnienie teatru nie byłoby możliwe. Źródłem tej sztuki były przedstawienia obchodów świąt w starożytnym Egipcie i święta organizowane na cześć Dionizosa, boga wina, w Starożytnej Grecji. Na przestrzeni wieków sztuka teatralna rozwinęła się w różnych kierunkach, dostosowując się do ludzkich oczekiwań i pożądliwości.
Aktor i widz. Jak widać, wspomniana twórczość ma charakter wizualny i odwołuje się do naturalnych zmysłów człowieka, wywołując w nim określone wrażenia i odruchy. Człowiek zmysłowy pożąda takich bodźców. Cała twórczość świata, cała kultura i sztuka jest nakierowana na stymulację naturalnych zmysłów człowieka. Co jednak tego rodzaju techniki robią w zborze?
[Nie]najnowsze zjawisko
Powiedzieliśmy już, że jak świat światem, ludzie wymachiwali flagami, tańczyli i zabawiali się w aktorów. Warto wspomnieć, że od zawsze były to po prostu skuteczne środki perswazji. Mówią o tym światowe autorytety w dziedzinie psychologii wywierania wpływu na ludzi. Wyraźnie wskazuje na to licząca sobie już kilka tysięcy lat historia propagandy, czyli sztuki wizualnej, polegającej na perswazji intelektualnej i emocjonalnej za pomocą fotografii, muzyki, tańca, literatury, teatru oraz kina, a wszystko to w celu ukształtowania określonych poglądów i zachowań zbiorowości lub jednostki. Innymi słowy, za pomocą ww. środków można wywrzeć wrażenie na ludziach, wpłynąć na zmianę ich myślenia. Czy można jednak za pomocą takich samych środków wywrzeć jakieś wrażenie na Bogu?
Flagowanie, czyli wywieszanie lub noszenie flag i sztandarów, było i jest nieodłącznym elementem zewnętrznej oprawy defilad militarnych, uroczystości państwowych, ceremonii, świąt, festiwali i zawodów sportowych. To nic nowego także w świecie religijnym. Dla przykładu, na stronie internetowej parafii rzymsko–katolickiej w Olbrachcicach, w akapicie kroniki, dotyczącym 1936 roku, można przeczytać: "Wielka radość zapanowała, gdy dotarła do nas wiadomość, że Austria chce zjednoczyć się z Niemcami. Zewnętrzną formą tej radości było flagowanie. Gdy Führer wezwał do wyborów w dniu 10 kwietnia, zachwyt był powszechny". Jaką wartość duchową miało wspomniane tu flagowanie? Raczej taką, że dzisiaj należałoby się jej wstydzić?
Nie inaczej jest z tańcem. W 32 rozdziale 2 Księgi Mojżeszowej czytamy: "I pozdejmował cały lud złote kolczyki, które mieli w uszach swoich, i przynieśli je do Aarona. I przyjął je z ich rąk, i ulał z tego w formie z gliny posąg cielca. Wtedy oni rzekli: To są bogowie twoi, Izraelu, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej. Zobaczywszy to, zbudował Aaron ołtarz przed nim i kazał obwołać: Jutro będzie święto Pana. I wstawszy nazajutrz wcześnie rano, złożyli ofiary całopalne i przynieśli ofiary pojednania; i usiadł lud, aby jeść i pić. Potem wstali, aby się bawić". Jak na to zareagował Mojżesz? "A gdy Mojżesz zbliżył się do obozu, ujrzał cielca i tańce. Wtedy Mojżesz zapłonął gniewem…" Pomyślmy: Dwaj bracia, a jakże odmienne podejście do tańca. Jeden go wprowadził, a drugi się z tego powodu uniósł świętym gniewem! Który z nich pełnił wolę Bożą?
Od jakiegoś czasu wielką popularnością w zborach cieszy się też tzw. drama. W połowie ubiegłego wieku uznany pisarz chrześcijański A. W. Tozer w książce pt. "Radykalny krzyż" napisał:
"Przez całe wieki Kościół stał mocno przeciwko wszelkim formom świeckich rozrywek, uznając je za to, czym one są: środkami marnotrawienia czasu, ucieczką przed niepokojącym głosem sumienia, sposobem odwracania uwagi od odpowiedzialności moralnej. Z tego powodu był on mocno atakowany przez synów tego świata. Ale ostatnio znudziło mu się znoszenie tych ataków i zaniechał walki. Wydaje się, jak gdyby doszedł on do przekonania, że skoro nie może zwyciężyć to wielkie bożyszcze rozrywki, lepiej będzie połączyć z nim swoje siły i skorzystać, na ile się da, z jego potęgi. Na skutek tego jesteśmy dzisiaj świadkami zdumiewającego spektaklu, kiedy miliony dolarów wydawane są na pospolity cel dostarczania ziemskich rozrywek tak zwanym synom nieba. Na wielu miejscach rozrywki religijne wypierają poważne sprawy związane z Bogiem.
Wiele kościołów w naszych czasach zamieniło się w niewiele więcej niż nędzne teatrzyki, gdzie niskiej klasy „wykonawcy” prezentują swoje tandetne sztuczki z pełną akceptacją przywódców ewangelicznych, którzy nawet potrafią zacytować święty tekst w obronie swoich przestępczych poczynań. A przy tym prawie nikt nie odważy się podnieść przeciw temu swojego głosu. To wielkie bóstwo rozrywki zabawia swoich wielbicieli przeważnie opowiadaniem historyjek.
Umiłowanie opowiastek, które jest charakterystyczne dla wieku dziecięcego, mocno zakorzeniło się w umysłach niedorozwiniętych świętych naszych dni. Tak mocno, że niemało przedsiębiorczych osób urządziło sobie wygodne życie, snując bajdurki i podając je w najróżniejszym przybraniu zborownikom. To, co jest naturalne, a nawet piękne u dziecka, może być wstrząsające, jeśli utrzymuje się aż do wieku dojrzałości, tym bardziej, gdy dzieje się to w miejscu świętym i próbuje uchodzić za prawdziwą pobożność".
Już widzę miny wielu współczesnych odkrywców i propagatorów tych 'nowoczesnych i bardzo skutecznych' form ewangelizacji i uwielbiania Boga. Spotykamy ich dziś niemal w każdym zborze i w każdej grupie misyjnej. Sądząc po tym, jak wiele uwagi poświęcają swej twórczości, można odnieść wrażenie, że bez dramy w ogóle nie da się już dzisiaj głosić ewangelii, a bez tańca i flag uwielbianie Boga jest marne i niewarte uczestnictwa.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. To 'oczywista oczywistość', że działania ewangelizacyjne na otwartej przestrzeni wymagają zastosowania środków przyciągających uwagę, takich jak muzyka i krótkie formy teatralne. Nawiasem mówiąc, byłoby najlepiej, gdybyśmy w celu przyciągnięcia uwagi przechodniów – jak nasz Pan – mogli dokonać na ulicy jakiegoś cudu, komuś naprawdę pomóc, np. uzdrawiając go w imieniu Jezusa. Tak czy owak, zgiełk ulicy wymaga użycia jakiegoś skutecznego atraktora. Nie o tym tu piszę. W tym rozważaniu chodzi o nasze serca, o to, co robimy podczas nabożeństwa, o zachowania w miejscu zgromadzenia zboru i o to, jakie znaczenie w tym wszystkim ma dla nas sam Pan.
Skąd w Kościele potrzeba wrażeń wizualnych?
Czy nie zastanawia nas powód tak wielkiej i wciąż rosnącej popularności omawianych form w zborach? Dlaczego podczas nabożeństwa, gdy nagle zabraknie prądu i zgaśnie nagłośnienie, w sali zapada kłopotliwa cisza? Dlaczego na zjazdach młodzieży chrześcijańskiej potrzebne są coraz to dziwniejsze, żeby nie powiedzieć – już całkowicie świeckie, atrakcje?
W cytowanej już książce A. W. Tozera czytamy: "Pewien niemiecki filozof powiedział przed wielu laty coś w tym sensie, że im więcej ma człowiek w swoim własnym sercu, tym mniej będzie potrzebował z zewnątrz. Nadmierna potrzeba dostaw z zewnątrz jest dowodem bankructwa wewnętrznego człowieka".
Taka jest prawda. Wiara i pobożność wielu współczesnych chrześcijan stała się przeraźliwie powierzchowna. Serca nie zostały przeorane przez dogłębną pokutę. Nieodrodzona z Ducha Świętego dusza pożąda cielesnych wrażeń a ucho chce słuchać tego, co będzie je łechtać.
Religia, by zachować swą atrakcyjność w oczach martwych duchowo ludzi – musi im dostarczać wciąż nowych bodźców wizualnych, karmić zmysły nowymi wrażeniami. Taką funkcję pełni kult świętych, obrazów i relikwii, zdobione świątynie, szaty, procesje, pielgrzymki i widowiskowa oprawa liturgii i świąt kościelnych. Bez tego ludzie nie wiedzieliby, co mają robić w kościele.
Oto dlaczego taką furorę zrobiła w Polsce w ostatnich latach muzyka gospel. W artykule Magdaleny Chojnackiej [Dziennik Wschodni z 21 grudnia 2007 roku] opisującym lubelski chór gospel "Gospeople" czytamy:
[…] "Muzyka gospel jest żywym, głośnym, tańczącym i szalonym świadectwem Chrystusa i jego mocy. Jest ponad kościołami i wyznaniami - opowiada Karolina Sępioł, socjolog z wykształcenia, a na co dzień jeden z głosów Gospeople. - A poza tym wszystkim, gospel mnie kręci i pozwolił znów zająć się muzyką. […] I chodzi nie tylko o śpiewanie. Razem z chórem występuje formacja taneczna "Kalejdoskop”, która przygotowuje specjalne dramy do utworów, wykonuje taniec z flagami wojennymi i tzw. praise dance (taniec uwielbienia)".
Cała gama zmysłowych atrakcji, a przy tym przekonanie, że robi się to dla Boga. Nie potrzeba już iść na dyskotekę. Dyskoteka przyszła do kościoła. I wilk syty, i owca cała.
Powinna nas jednak niepokoić duchowość towarzysząca owemu wielkiemu zachwytowi muzyką gospel, flagowaniu, tańcom uwielbiającym itp. Coś na pewno jest nie tak. Znam ludzi, którzy ze wzniesionymi rękami tańczą, uwielbiają Pana, a następnego dnia imprezują i to tak, że nie chce się tu tego opisywać. Z moich osobistych obserwacji wynika, że osoby najbardziej aktywnie i ekspresyjnie 'chwalące Pana' potrafią być wyjątkowo agresywne, gdy dotkniesz kwestii ich duchowości i spróbujesz skierować ich ku prawdzie Słowa Bożego. Wtedy dopiero staje się jasne, że w środku mają pustkę, że ich duchowość – to bańka mydlana.
Przykładowa fanka flagowania
Nie chcę bynajmniej wszystkich wrzucać do jednego worka [z pewnością są wyjątki], ale na podstawie rozmaitych obserwacji rysuje mi się następujący, dość typowy obraz osoby zafascynowanej tańcem, flagami i różnymi innymi nowoczesnymi formami ewangelizacji i uwielbiania. Nie musiałem go długo szukać ani też składać z kawałków. Wystarczyło poczytać jakiegoś bloga:
"30 listopada 2006
Mieszkam w […] i dlatego mam wszędzie daleko. Trochę jeżdżę po naszej Polsce pociągami, z uwagi na to, że jestem TeGieDówą. Jutro jadę do Bydgoszczy. Tam jeszcze nie byłam ;)
3 stycznia 2007
Byłam na konferencji młodzieżowej Przełom. Świetni ludzie, świetne wykłady, uwielbienie – no wszystko. A flagi! Po raz pierwszy widziałam takie namaszczenie! Kobieta macha flagami lub tańczy a we mnie dzieje się coś niesamowitego, zaczynam rozumieć jaki jest Bóg, jego czystość i dobroć i zachwyca mnie to. Kobieta zaczyna tańczyć z flagami i przychodzi Boża obecność… wow!
18 stycznia 2007
Cieszę się na jutro. Piątek i całonocne uwielbienie w Lublinie. Odpocznę w Jego obecności.
11 lutego 2007
W charakterze PS chciałabym coś wyznać. Strasznie lubię słowo "dupa" (jasna, blada, itp.) Wulgarna jestem?
27 marca 2007
Już od 2 miesięcy planowaliśmy ten czas. Rodziców miało nie być i wolna chata. Miały być sery i wino i duuuużo filmów. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym dwie pary kapci domowych. […]
26 września 2007
Modliłam się, by mieszkać tam, gdzie jest Boży tron. W momencie głębokiej frustracji Bóg przemówił używając mojej racjonalności. Zadał mi 2 pytania: 1). Co chcesz w życiu robić, jak myślisz do czego jesteś powołana? – wiedziałam, że uwielbienie – to jest moje życie. 2). W takim razie jak myślisz, gdzie najlepiej mogłabyś się w tym względzie rozwijać i uczyć? – i tu mnie oświeciło – KALISZ. W Kaliszu jest budowany Dom Modlitwy – miejsce gdzie uwielbienie i modlitwa trwają 24 godziny na dobę a pastor jest osobą kochającą Bożą obecność. A więc KALISZ".
Czy widzicie, jaki mix wyłania się z tych kilku wypowiedzi? Jedno jakby nie przeczy drugiemu. Jest miejsce i na jedno i na drugie. "Czy źródło wydaje z tego samego otworu wodę słodką i gorzką? Czy drzewo figowe, bracia moi, może rodzić oliwki albo winna latorośl figi?" [Jk 3,11–12]. Niepokojące jest to, że prawie nikt się nie dziwi, gdy na warsztatach gospel w przerwach wiele osób wychodzi na papierosa albo obściskuje się po kątach. Jeszcze bardziej źle o nas świadczy postępująca obojętność na to, co osoba stająca w niedzielę rano za zborowym mikrofonem, robiła minionej nocy.
Coś ze mną chyba jest nie tak! Obserwując na rozpalonych twarzach 'uwielbiaczy' wielkie zadowolenie z tego, jak wspaniale uwielbiali Pana, powinienem podzielać ich entuzjazm, a tymczasem - z jakiegoś powodu - chciałbym się upewnić, że wciąż jest dla nich ważne to, czy tak jak oni - z tego ich uwielbiania, zadowolony jest Pan.
Kto od kogo? – Unifikacja form pobożności
Uwielbianie – to zachwycanie się Bogiem i tylko Nim samym! Pamiętam czasy, gdy pieśni śpiewane w zborze i żarliwa modlitwa – były nie lada atrakcją dla szukającej Boga młodzieży z historycznych kościołów. Przychodzili na nasze spotkania i dziwili się widząc, jak można się modlić i wspólnie spędzać czas. A my nie robiliśmy przecież nic wymyślnego. Naszą całą atrakcją był Pan Jezus, któremu śpiewaliśmy przy gitarze pieśni płynące z serca i z przeżycia.
Niektórzy z tych gości zachwycili się Panem Jezusem i społecznością z Nim. Narodzili się na nowo. Odwrócili się więc od bałwochwalczej religii i przyłączyli się do zboru. Inni zaś, zachwyceni jedynie zewnętrzną formą naszych modlitw – pod dyskretnym kierownictwem wyznaczonych przez kler moderatorów – podpatrzyli co i jak robimy, skopiowali nasze piosenki i wrócili do swoich, aby tam animować takie same spotkania. Dziś nie widać już różnicy. To samo i tak samo śpiewają, zdaje się, że tyle samo, jeśli nie więcej, mówią językami itd., a jednocześnie nie przeszkadza to im w tym, by brać udział w mszy, czyli w ponawianiu ofiary Chrystusa, wierzyć w czyściec, praktykować kult świętych i obrazów, odmawiać różaniec, modlić się za zmarłych itd.
Nastąpiło ujednolicenie. Odrodzona z Ducha Świętego młodzież ewangeliczna podczas wieczoru uwielbiania śpiewa te same utwory, co katolicka pielgrzymka udająca się w bałwochwalczym kulcie maryjnym na Jasną Górę! Czy was to nie niepokoi? Mnie bardzo.
Jeżeli chodzi o flagi, dramy i taniec dla Boga – to odnoszę wrażenie, że uczeń przerósł już nauczyciela. Służę kilkoma przykładami. Pierwszy pochodzi z ubiegłorocznej, katolickiej akcji "Przystanek Jezus":
"Zapraszamy wszystkich, którzy mają pragnienie przyłączyć się do uwielbienia naszego Pana poprzez taniec, flagowanie etc. podczas tegorocznego Przystanku Jezus. Jesteśmy otwarci na wasze propozycje. Możesz się z nami skontaktować na stronie www.przystanekjezus.pl/pj2007".
"7:30 Jutrznia... krótka przerwa na śniadanko i wspólna modlitwa, przy energicznych dźwiękach naszego zespołu radośnie wielbić Boga..., ciężko się powstrzymać, by nie wyrwać sie do przodu, ręce same rwą sie w górę... "..to dla Ciebie, Panie".
– Modlić się Jego Słowem ..., Biblia to nieodzowny atrybut każdego uczestnika Przystanku Jezus.
– Uwielbiać Go tańcem... grupa taneczna ubarwia naszą modlitwę wielobarwnymi flagami, które wznoszą się ponad naszymi głowami.
– Jak wczoraj w naszych rekolekcjach prowadzi nas Ksiądz Biskup Edward Dajczak".
Za przykład drugi niech nam posłuży informacja o warsztatach ewangelizacyjnych, zorganizowanych przez katolicki Ruch Światło–Życie Diecezji Zielonogórsko–Gorzowskiej 9 września 2006 roku w Zielonej Górze:
"Warsztaty odbywały się w trzech grupach. Prowadzono następujące zajęcia: strategia inicjatywy, rozmowa ewangelizacyjna, flagowanie, taniec ewangelizacyjny, dramy kerygmatyczne oraz plakat ewangelizacyjny".
Przykład trzeci, to relacja ze zjazdu młodzieży zielonoświątkowej pn. "IV SKATOWANIE MŁODZIEŻY" - jaki odbył się jesienią 2005 roku w Katowicach.
"W końcu przyszedł czas na pierwszą sesję wykładów. Do wybory mieliśmy takie jak: taniec żydowski, relacje - różne płci, pantomima, kariera a służba, uwielbienie - mój styl życia, życie wolne od stresów i konfliktów, taniec, flagi, sztandary - różne formy ekspresji. Wszystkie cieszyły się dużym powodzeniem. Na każdych można było usłyszeć wiele wskazówek na temat swojego wybranego zakresu zainteresowań, problemów.
Na warsztatach "taniec, flagi, sztandary - różne formy ekspresji" jako jedną z osób demonstrujących była nasza koleżanka - Kasia Szagun. Pan bardzo mocno włożył jej w serce usługiwanie poprzez taniec, flagi i różne inne formy przekazu związane z ruchem. Po miło spędzonej godzinie był czas na krótki odpoczynek na kawę lub herbatę.
Od razu jednak musieliśmy udać się do sali głównej, gdzie występ miał nasz łódzki zespół hip-hopowy PoZIOM (Judyta Tylkowska i Paulina Kowalczyk). Zaśpiewali (zarymowali) kilka kawałków o tym, kim jest Bóg w ich życiu, co dla nich uczynił, dlaczego posługują się takim rodzajem ewangelizacji. Gościnnie wystąpił Adam Kowalczyk. Po występie poziomek każdy udał się na drugą sesję warsztatową.
Po tej sesji zebraliśmy się w sali głównej na występ utalentowanej tancerki. Przygotowała ona imponujący program na temat ludu żydowskiego. Różnorodność rekwizytów, muzyka, lektor nadawały ogromnej powagi. Nie kryję też, że popłynęło wiele łez. Jak wiele Żydzi musieli znieść cierpień i trudu na przestrzeni wieków, aby dopiero w XX wieku ich państwo otrzymało niepodległość. Program się przesunął, dlatego trzeba było trochę zwiększyć tempo. Po krótkiej przerwie udaliśmy się na trzecią i ostatnią już sesję warsztatową". [http://www.lodz.kz.pl/skatowanie2005.html].
I jeszcze przykład czwarty. Relacja ze strony PP Misjonarzy Klaretynów z XIV Kursu Nowego Życia:
"W dniach 13 – 31 lipca 2006 odbył się w Toporowie k. Wielunia XIV Kurs Nowego Życia, prowadzony przez Klaretyńską Szkołę Odnowy Życia Chrześcijańskiego i Nowej Ewangelizacji. Kurs ukończyło szesnastu uczestników z całej Polski, a także z Niemiec. Otrzymali oni podczas uroczystej Mszy Św., 28 lipca, krzyże Klaretyńskiej SNE i posłanie ewangelizatora.
Jak co roku celem kursu było doświadczenie osobistego spotkania z kochającym Bogiem, wyznanie Jezusa Panem swojego życia, otwarcie się na działanie Ducha Świętego, odkrycie w sobie pragnienia ewangelizacji i realizacja tego pragnienia. Pierwszymi owocami kursu były pełne radości świadectwa uczestników, a także ich zaangażowanie w koncert ewangelizacyjny, który odbył się w Wieluniu, 30 lipca, o godz. 19.00.
Mieszkańcom Wielunia zaoferowaliśmy muzykę, pantomimę, uwielbienie flagami, plakaty, warsztaty plastyczne, zajęcia z dziećmi, a nade wszystko osobiste rozmowy, wspólną modlitwę i świadectwa osobistego przeżywania wiary uczestników kursu. Koncert odbył się oczywiście za zgodą miejscowych władz i z wielką aprobatą i pomocą miejscowych duszpasterzy. Doświadczyliśmy też wiele bezinteresownej pomocy od wielu mieszkańców Wielunia, szczególnie od dyrekcji i akustyka Domu Kultury. Bogu niech będą dzięki! Już dziś zapraszamy na kolejny kurs, w przyszłe wakacje. Termin i miejsce zostaną ustalone w późniejszym czasie". [http://www.klaretyni.pl/wew.php?id=5].
Czy nasuwa się nam jakiś wniosek? Kto od kogo przejął taniec i flagowanie? Co robią tak powszechne w katolicyzmie cielesne formy uwielbiania Boga w duchowym zborze ewangelicznym? A może zbór przestał być duchowy? Pismo Święte zadaje pytanie: "Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami?" [2Ko 6,16]. Taneczny?
Prawdziwego uwielbiania Boga nie można podrobić. Jest ono dostępne tylko dla ludzi odrodzonych, dla tych, którzy odwrócili się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu [1Ts 1,9]. Gdyby przyjąć założenie, że taniec i flagi są duchowymi formami uwielbiania Boga, to nie spotkałyby się one z tak ciepłym przyjęciem w środowiskach bałwochwalczej religii. Z tej prostej przyczyny, że "człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać" [1Ko 2,14]. Gdyby natomiast uznać je za cielesne formy, służące wywoływaniu wrażeń wizualnych i zaspokajaniu potrzeb zmysłowych – to co w takim razie robią one w zborze?
Wyjaśnienie tego zagadnienia jest bardziej bolesne, niż można byłoby się spodziewać. W wielu przypadkach nie ma już granicy między ewangelicznym zborem a rzymskokatolicką parafią. I nie dlatego nie ma tej różnicy, że katolicy narodzili się na nowo, upamiętali się z grzechów, porzucili kult maryjny i ponawracali się do biblijnej wiary w Jezusa Chrystusa. To raczej ewangeliczni chrześcijanie poziomem życia i moralnością zrównali do poziomu przeciętnego katolika. A w tej sytuacji jak najbardziej mogą razem śpiewać, tańczyć i flagować dla Pana. Mogą też razem zabawiać się w inny sposób.
Zabolała kogoś taka konkluzja? Poboli i przestanie... Chyba, że się otrząśniemy i na nowo zaczniemy szukać oblicza Bożego! Wtedy ten ból na coś się przyda. Ozdrowiejemy w wierze!
W duchu i w prawdzie
Cielesność chrześcijan owocuje rozwojem kultu wrażeń wizualnych, potrzebą nowych bodźców i coraz nowszych form. Zajmuje się podglądaniem świata i adoptowaniem wszystkiego, co tylko da się przenieść i zastosować w zborze. Hałaśliwa muzyka, migające światła, dymy, magiczne sztuczki, kino, teatr, kabaret, taniec, flagi – to wszystko już mamy! Czytałem niedawno o spotkaniach biblijnych przy piwie w Ameryce, a nawet o nabożeństwie z tańcem erotycznym w Niemczech. Takie są po prostu potrzeby współczesnych 'chrześcijan'. Jakże można je zignorować? Jeszcze ludzie mogliby sie zniechęcić i odejść od zboru!
Jeśli ktoś bez 'podkręcania' atmosfery muzyką nie potrafi wielbić Boga, jeśli zgięcie kolan przed Panem jest dla niego zbyt niewygodne – to znaczy, że tak naprawdę nie poznał i nie umiłował Jezusa Chrystusa! Jeżeli chętnie by tańczył, a nie może z zamiłowaniem skupić się na kazaniu Słowa Bożego – to znaczy, że jest martwy duchowo. Co więc robi w zborze? Jest animatorem cielesności! Taki zawsze będzie starał się uraczyć zbór czymś, co odwołuje się do naturalnych, zmysłowych pragnień.
Od czasu, gdy Syn Boży przyniósł ludziom dar życia wiecznego i duchowe odrodzenie ich serc – Ojciec w niebie jest zainteresowany tylko jedną formą czci i uwielbienia: "Lecz nadchodzi godzina i teraz jest, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie; bo i Ojciec takich szuka, którzy by mu tak cześć oddawali. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie" [Jn 4,23–34]. Czy rozumiemy o co chodzi w takim oddawaniu czci Bogu? Jak to się wyraża i na czym polega?
Raczej wszyscy zgodnie mówimy, że w praktykowaniu wiary obowiązuje nas nauka Pisma Świętego. Zauważmy więc, że Nowy Testament jakby wycisza starotestamentowe instrumenty muzyczne. Sam Bóg w pewnym momencie zażądał, aby ucichły! "Usuń ode mnie wrzask twoich pieśni! I nie chcę słyszeć brzęku twoich harf" [Am 5,23]. Nowy Testament odwraca uwagę od zewnętrznych, pustych form uwielbiania i kładzie akcent na śpiewanie pieśni duchowych i pogłębianie wewnętrznej relacji z Bogiem. "Dlatego nie bądźcie nierozsądni, ale rozumiejcie, jaka jest wola Pańska. I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu" [Ef 5,17–19]. I jakby kto pytał, to poza tym w nauczaniu apostolskim nie ma już nic o graniu dla Boga, zaś jedynymi instrumentami widzianymi przez Jana w niebie są harfy Boże [Obj 5,8; 15,2].
Zdziwienie? W zborze nowotestamentowym nie widać tej całej hałaśliwej aparatury, bo oddawanie czci Bogu ma się odbywać z nabożnym szacunkiem i bojaźnią [Hbr 12,28]. A to raczej wymaga wyciszenia, ostrożności, uspokojenia i przyjęcia należytej postawy ciała. Z moich doświadczeń duszpasterskich wynika, że osobami domagającymi się głośniejszej i 'żywszej' muzyki w zborze, niemal zawsze byli ludzie, którzy okazywali się być ludźmi na wskroś cielesnymi. Niektórzy z nich odeszli do innych zborów, gdzie 'lepiej grają'.
Rolą instrumentów muzycznych w zborze jest, nie zdominowanie czasu uwielbiania Boga, a jedynie pomoc w stosowaniu się wierzących do następującej wskazówki apostolskiej: "A w sercach waszych niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też powołani jesteście w jednym ciele; a bądźcie wdzięczni. Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie; we wszelkiej mądrości nauczajcie i napominajcie jedni drugich przez psalmy, hymny, pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając Bogu w sercach waszych" [Kol 3,15–16].
Sugerując, że kult bodźców i wrażeń wizualnych zdradza cielesność zboru, nikogo nie oskarżam ani nie przekreślam. Czy św. Paweł przekreślał kogokolwiek z wierzących zboru korynckiego pisząc: "Jeszcze bowiem cieleśni jesteście. Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż cieleśni nie jesteście i czy na sposób ludzki nie postępujecie?" [1Ko 3,3]. Oczywiście, że nie. Chciał ich raczej pobudzić do refleksji nad swoim stanem wewnętrznym i zachęcić do wzrostu duchowego. Mnie też o to chodzi.
Marian Biernacki - Pastor Centrum Chrześcijańskiego "Nowe Życie" w Gdańsku
Subskrybuj:
Posty (Atom)