28.05.2024

Pokora w służbie Ew. Jana 3,22 – 30

 


William Carey, często jest nazywany ojcem współczesnego ruchu misyjnego. Pracę misyjną wykonywał w Indach przez około 30 lat, w tym czasie przetłumaczył całą Biblię na języki hinduskie: bengalski, sanskryt, hindi. Zaś Nowy Testament i fragmenty Starego Testamentu na 29 innych języków, głownie hinduskich. Był genialnym człowiekiem, ale miał bardzo skromne początki. We wczesnej młodości pracował jako szewc. Któregoś wieczoru na przyjęciu pewien mężczyzna powiedział do Careya: „Rozumiem, panie Carey, że kiedyś pracował pan jako szewc”. A on odpowiedział „O nie, drogi panie”. „nie byłem szewcem, tylko pomocnikiem szewca.

Wiliam Carey nie chciał, by ktokolwiek myślał o nim więcej niż to konieczne, chciał i pragnął, by wszyscy jak najwięcej myśleli o Chrystusie podobnie jak Jan Chrzciciel.

Pokora, to jedna z największych cnót chrześcijańskich i jeden z owoców Ducha Św. Bez pokory nie można być chrześcijaninem, bo bycie wierzącym w Chrystusa wymaga od nas zaparcia się samego siebie, uniżenia, odrzucenia swoich zasług i zaufania Chrystusowi jako Zbawicielowi. Ale nawrócenie nie jest końcem pokory, ale jej początkiem. Z chwilą nawrócenia wstępujemy na drogę pokory względem Boga i innych ludzi i przez całe nasze życie chrześcijańskie powinniśmy w tym wzrastać.

 1 Piotra 5:5  Podobnie, młodsi, bądźcie ulegli starszym; wszyscy zaś przyobleczcie się w szatę pokory względem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje.

Jan Chrzciciel na drodze pokory jest dla nas dobrym wzorem do naśladowania. Jeśli ktoś był zagrożony pychą, to Jan Chrzciciel zajmował tu jedno z pierwszych miejsc. Sprawował wielką służbę i przychodziła do Niego cała kraina Judzka i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy Mk 1,5. Przez Pana Jezusa był nazwany największym z ludzi w oczach Boga jaki się urodził i miał przywilej zapowiadać i torować drogę dla Mesjasza. Został napełniony Duchem Św. jeszcze będąc w łonie swojej matki Łuk 1,15. Tu warto zauważać, że Bóg napełnia Duchem Św. ludzi, a nie płody jak o nienarodzonych dzieciach niektórzy mówią, odmawiając im człowieczeństwa i uznają, że mogą je zabić.

 W związku z tym wszystkim jak wyjątkowym człowiekiem był Jan mógł poczuć się wyróżniony, dumny, uważać się za wielkiego sługę Bożego, ale za każdym razem, gdy spotykamy się w Piśmie z Jego osobą daję nam wspaniałą lekcje pokory. Prawdziwego sługę Bożego możemy rozpoznawać po między innymi pokorze i uniżeniu właśnie. Nawet więcej powiem, że czym bliżej Boga będzie taki człowiek, tym bardziej będzie pokorny i tym mniej będzie czuł się ważny niezależnie od tego jak wielkie zadanie dla Boga będzie wykonywał.

Jest dzisiaj wielu krzykaczy, którzy kierują uwagę ludzi na siebie, na to jacy są wyjątkowi, jak wiele osiągnęli dla Królestwa Bożego, jak bardzo są obdarowani, jak mocno ich Bóg używa, jak są mądrzy, jakie mają poznanie i jak powinniśmy gorliwie ich słuchać.

1 Koryntian 3:5  Bo któż to jest Apollos? Albo, któż to jest Paweł? Słudzy, dzięki którym uwierzyliście, a z których każdy dokonał tyle, ile mu dał Pan.

6  Ja zasadziłem, Apollos podlał, a wzrost dał Bóg.

7  A zatem ani ten, co sadzi, jest czymś, ani ten, co podlewa, lecz Bóg, który daje wzrost.

Drodzy, tu nie chodzi o nas, nie my mamy być  w centrum, nie Apollos, nie Paweł, nie Jan Chrzciciel, ale Bóg, to tylko Jemu należy się chwała i On mam być uwielbiony.

Teraz przyjrzyjmy się naszemu tekstowi.

Jan apostoł przedstawia nam od 22 wiersza jak rozwija się służba Jezusa w Judei. W tym czasie służba Jana Chrzciciela już była dobrze ugruntowana. Te dwie służby, Jezusa i Jana Chrzciciela funkcjonują przez okres około pół roku równorzędnie obok siebie. Później Jan Chrzciciel zostaje uwięziony przez Heroda, a Pan Jezus dalej kontynuuje swoją posługę. Jan apostoł wyjaśnia w 24 wierszu, że sytuacja którą opisuje miała miejsce jeszcze przed uwięzieniem Jana. Prawdopodobnie Jan dodaje tą wzmiankę, bo chrześcijanie znali już inne ewangelię, a czytając je może się wydawać, że uwięzienie Jana miało miejsce zaraz po chrzcie Jezusa i gdy Jezus zaczął na poważnie swoją publiczną służbę, to Jan był już w więzieniu.  Zarówno Jan jak i Pan Jezus działają nad Jordanem i jeden i drugi dokonuje chrztu, chociaż jak mówi później autor ewangelii w 4 rozdz. Jezus sam osobiście nie chrzcił, ale czynili to jego uczniowie. Z pewnością był to chrzest upamiętania podobnie jak u Jana przygotowujący ludzi na przyjęcie Zbawiciela.    

W trakcie posługi Jana Chrzciciela czytamy w 25 wierszu doszło do sporu między jego uczniami, a Żydami o oczyszczenie. Nie wiemy dokładnie czego spór dotyczył, ale wydaje się, że uczniowie Jana twierdzili, że chrzest Jana jest dużo ważniejszy i ma donioślejsze znaczenie niż Żydowskie rytualne oczyszczenia, które nie są w stanie oczyścić serca. Wygląda też na to, że porównywano dwa chrzty, Jana i Jezusa i na tym tle również był spór, który chrzest jest ważniejszy.

W związku z tym wszystkim uczniowie Jana przyszli do niego, by powiedzieć, że większość ludzi idzie do Jezusa i z tego powodu posługa Jana traci na znaczeniu. Byli zazdrośni o swego nauczyciela, że jest coraz mniej ważny.

Gdyby uważnie słuchali Jana, to zrozumieliby, o co mu chodziło, gdy mówił, że on nie jest Chrystusem i przyszedł, by dać świadectwo o światłości. Nawet pamiętają, że takie świadectwo wydał, ale nie rozumieją, że to oznacza iż osoba Jana musi tracić na znaczeniu, a Jezus ma być w centrum.

Czy Jan broni znaczenia swojej służby, czy obawia się utraty wpływów, czy martwi się tym, że ludzie odchodzą od niego do Jezusa? Zobaczmy, co odpowiada swoim uczniom w 27 wierszu.

Jan 3:27  Jan, odpowiadając, rzekł: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba.

Zwróćmy uwagę w jaki sposób Jan patrzył na swoją służbę. On rozumiał zakres i znaczenie swojej służby, rozumiał, że zrobił tyle na ile pozwolił mu Bóg, a teraz jego czas się kończy. Mówi, to co uczyniłem wziąłem z góry, Bóg dał mi ten wpływ, Bóg pozwolił na to, że przychodziła do mnie cała Karina Judzka i Jerozolima, a ja mogłem ich chrzcić i wskazywać na Mesjasza. Czy nie rozumiecie, że to nie moja zasługa jeśli chodzi o rozwój tej służby i nie dla mnie należy się chwała – taki przekaz Jan daje swoim uczniom.

Przypomnijmy sobie, co Pan Jezus powiedział do apostołów

Jana 15:5  Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie.

Powinniśmy rozumieć, że jeśli w jakikolwiek sposób możemy służyć skutecznie Bogu, czy w swojej rodzinie, czy to w świadectwie, czy to w kościele, to nie jest to rezultat naszych starań, intelektu, mądrości, czy siły, ale jest to wynik łaski Bożej i z całego serca powinniśmy dziękować za to Bogu. Jan powiedział wyraźnie, że z góry otrzymał swoją służbę, nie powinien się chlubić swoją popularnością i wpływem, nie może budować na tym swej osobistej dumy i poczucia wartości, nie może się martwić, że teraz Bóg umniejsza jego rolę i wszyscy idą do Jezusa, bo tu nie chodzi o Jana i jego chwałę, ani o żadnego z nas, ale o Chrystusa.

Niestety wielu ludzi ma tendencje z powodu naszej grzeszności chlubić się w kościele skutecznością swojej służby lub ważnością darów jakimi usługują, lub wpływu jaki został im dany. Czasami pastorzy porównują kościoły ze sobą w kontekście liczebności chcąc na tym tle poczuć się ważni, że pełnią lepszą służbę od innych. Inni porównują się w kontekście kaznodziejskim, że mówią lepsze kazania od innych. Niekiedy chrześcijanie chcą zaimponować innym swoją duchowością, tym jak wiele się modlą i jak bardzo Bóg ich wysłuchuje, czy jak dobrze znają Biblię zapominając o tym, że jeśli cokolwiek nam wychodzi, jeśli zbudujemy dobrze prosperujące zbory, jeśli jesteśmy dobrymi przywódcami, czy kaznodziejami, albo skutecznie i gorliwie zwiastujemy ewangelię  lub dobrze wzrastamy duchowo, to nie jest to nasza zasługa. Korynccy chrześcijanie porównywali swoje dary duchowe, co do ważności i w tym jak ważny był ten dar upatrywali swojej wartości chrześcijańskiej.

Zobaczmy co mówi ap. Paweł do nich w 1 liście do Koryntian

1 Koryntian 12:4  A różne są dary łaski, lecz Duch ten sam.

5  I różne są posługi, lecz Pan ten sam.

6  I różne są sposoby działania, lecz ten sam Bóg, który sprawia wszystko we wszystkich.

Innymi słowy, Paweł mówi do Koryntian to Bóg dał wam dary, takie jakie chciał i On w sposób suwerenny sprawia w was owoce takie jakie chce, dlatego nikt nie powinien się chlubić ze swoich osiągnięć, nikt nie powinien budować swej osobistej dumy ze skuteczności swoich działań i nikt nie powinien się chwalić swoimi osiągnięciami, ale wszyscy powinniśmy chwalić za to Boga.

Z kolei w innym fragmencie 1 listu do Koryntian w kontekście porównywania kaznodziejów ap. Paweł mówi tak

1 Koryntian 4:7  Bo któż ciebie wyróżnia? Albo co masz, czego nie otrzymałbyś? A jeśli otrzymałeś, czemu się chlubisz, jakobyś nie otrzymał?

Czemu czujesz się taki ważny z powodu słuchania Apollosa lub Pawła lub znajomości z kimś innym ważnym, albo swej skuteczności, czy stanu posiadania, wykształcenia, mądrości. Czemu się obrażasz jak twoja osoba zostanie w jakiś sposób umniejszona, nie właściwie doceniona, nie otrzymasz zaproszenia, a uważasz że powinieneś, czy zostaniesz zostaniesz pominięty?

Jan Chrzciciel faktycznie daje nam tutaj wielką  lekcje pokory. 

Zobaczmy również, że Jan nie tylko rozumie, że otrzymał służbę od Boga i nie jest ona jego zasługą, ale przez słowa, że otrzymał ją z góry patrzy na nią jako na przywilej, wyjątkową łaskę, że został powołany, by wypełnić zadanie od Boga. Nasze chrześcijańskie powołanie i to, że możemy przyczyniać się do budowy Bożego Królestwa, że możemy dla Boga poświęcać nasz czas, siły, energie, pieniądze i wszelki potencjał jaki mamy, a Bóg przyjmuje to jako ofiarę jest dla nas niezwykłym wyróżnieniem. Wyróżnieniem jest to, że możemy służyć naszemu Stworzycielowi, Panu wszechświata, Temu, który jest początkiem i Końcem i wszystko do niego należy i który godny jest wszelkiej czci i chwały, pełny wspaniałości, sprawiedliwości, świętości, mądrości, mocy i blasku. Ludzie w świecie, gdy mają możliwości pracować dla jakiś ważnych osobistości, czy uczestniczyć w ważnych projektach czują się wyróżnieni, że zostało im to powierzone, właśnie im - tak ważne zadanie, bo darzą wielkim uznaniem, tych którzy coś znaczą. A ile znaczy Bóg i służba dla niego pełniona? Znaczy o wiele więcej niż jakikolwiek człowiek, czy jakikolwiek ludzki projekt - Jan Chrzciciel to rozumiał.  My powinniśmy czuć się wyróżnieni z powodu chrześcijańskiego powołania i z tego, że zostaliśmy obdarzeni miłosierdziem Bożym, by sprawować tą posługę. I nawet jak to wszystko uczynimy, dopełnimy naszego powołania i okażemy się wierni w powierzonych nam przez Boga zadaniach, to powinniśmy jak Jan wiedzieć, to co powiedział Chrystus w podobieństwie o słudze w 17 rozdz. Ew. Łukasza, że nieużytecznymi sługami jesteśmy, bo wykonaliśmy tylko to, co mieliśmy wykonać, do czego Bóg nas powołał. 

Dalej Jan Chrzciciel przypomina swoim uczniom w 28 wierszu, że nie jest Chrystusem lecz został posłany przed Nim żeby Panu Jezusowi przygotować drogę. A następnie mówi w 29 wierszu, że kto ma oblubienicę, ten jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, raduje się niezmiernie, słysząc głos oblubieńca. Tej właśnie radości doznaje w całej pełni.

Powinniśmy sobie przypominać cały czas, żeby zachować pokorę, że na drodze zbawienia nie chodzi o nas. Jan Chrzciciel w taki sposób myślał, nie jestem tu dla siebie, nie urodziłem się dla własnej wygody, ale dla Boga i chce zrobić wszystko, co możliwe, by moje życie przyniosło Bogu chwałę. 29 wiersz jest ilustracją tego jak Jan Chrzciciel chce wypełniać swoją służbę. Odwołuje się on do dobrze znanego obrazu żydom ze Starego Testamentu. W Starym Testamencie Bóg często był przedstawiany w stosunku do Izraela jako oblubieniec jako mąż, a Izrael jako oblubienica.

Mamy ten obraz w Ks. Izajasza

Izajasza 54:5  Bo twoim małżonkiem jest twój Stwórca, - jego imię Pan Zastępów - a twoim Odkupicielem Święty Izraelski, zwany Bogiem całej ziemi.

6  Gdyż Pan uzna cię znów za małżonkę, niegdyś porzuconą i strapioną w duchu. Bo czy można wzgardzić małżonką poślubioną w młodości? - mówi twój Bóg. 

Izajasza 62:5  Bo jak młodzieniec poślubia pannę, tak poślubi cię twój Odnowiciel, a jak oblubieniec raduje się z oblubienicy, tak twój Bóg będzie się radował z ciebie. 

Również w Ozeasza jest powiedziane o Izraelu

Ozeasza 2:18  W owym dniu - mówi Pan - powie do mnie: Mężu mój! I nigdy już nie powie do mnie: Baalu mój!

Również obraz oblubienicy został przeniesiony ze Starego Testamentu z Izraela na kościół Jezusa Chrystusa i w Nowym Testamencie przykładem może być Ks. Objawienia 19,7.

Więc Jan Chrzciciel wyznaje tutaj Jezusa oblubieńcem Izraela, swego kościoła, którego nawróceni Żydzi są częścią. To również jest dla nas kolejne potwierdzenie, że Jezus jest Bogiem, bo Stary Testament obraz oblubieńca odnosił do Boga Jahwe, a tu odnosi do Chrystusa.

I Jan Chrzciciel przez ten obraz uświadamia swoim uczniom, że wszystko jest dla Jezusa, że ludzie nie należą do niego i nie jego autorytet mają budować. Jan przedstawia tutaj siebie jako sługę Jezusa i uniżonego jego pracownika - On dla Jezusa  pracuje, by lud Boży poznał się i spotkał ze swoim oblubieńcem. Z tego powodu, że Jan może pomagać w tej pracy i widzi jak oblubieniec, którym jest Jezus naucza i zbawia ludzi budując Królestwo Boże, cieszy się w całej pełni. Jan Doświadcza wielkiej radości widząc jak służba Mesjasza i Boże Królestwo się rozwija. Nie jest zmartwiony, że Jego służba się zwija, że coraz mniej ludzi chce od niego chrzest.

Czy my mamy taką radość w służeniu i słuchaniu Jezusa jaką miał Jan? Czy jesteśmy chętni jak coś trzeba zrobić w Bożym Królestwie, pomóc w służbie kościoła, zaangażować się w jakieś działania? Czy chcemy być zaangażowani, by usługiwać Chrystusowi i innym braciom i siostrom?

Czy cieszymy się jak inne Boże dobre służby się rozwijają i inne Zbory, które prawdziwe głoszą ewangelię się rozwijają? Bo obawiam się, że niektórzy mogą być zazdrośni, i pytać, a dlaczego nasz zbór tak się nie rozwija, dlaczego u nas się tyle nie dzieje, dlaczego ja tak nie wzrastam duchowo jak tamten brat czy siostra i zamiast doświadczać radości z rosnącego bożego dzieła w kościele i w życiu innych, to martwią się.

Każdy lider, każdy pastor, każdy chrześcijanin i każdy kościół powinien być zainteresowany, by ludzie byli mniej zależni od nich, od osób i instytucji, a bardziej zależni od Jezusa. To oczywiście nie znaczy, że nie potrzebujemy siebie na wzajem, czy nie potrzebujemy kościoła, czy nauczania. Ale oznacza, że zadaniem, przywódców duchowych i kościołów jest prowadzenie ludzi do Chrystusa i uczenie o Jezusie, by ludzie bardziej w Nim wzrastali, dochodzili do dojrzałości i mogli skuteczniej mu służyć budując Jego Królestwo. Sukces w służbie dla Boga polega na wywyższeniu Chrystusa i zachęcaniu, by inni czynili podobnie, a nie na tym, że jesteśmy w czymś lepsi od innych.

To znaczenie wzrastania Chrystusa w naszym życiu i w kościele oraz w naszej służbie Jan wyraża w 30 wierszu „On, czyli Jezus musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym”. To powinno być pragnienie każdego chrześcijanina, każdy nowonarodzony wierzący powinien chcieć, by moje ja, moje znaczenie, moje ambicje i marzenia w moim osobistym życiu odgrywały coraz mniejszą rolę, a więcej było w moim życiu Chrystusa i Jego woli. Powinniśmy mieć pragnienie widzieć coraz więcej w naszym życiu charakteru Chrystusa tego życzę sobie i wszystkim.

18.05.2024

Amillenializm w starożytnym Kościele - John F. Walvoord

 


W ostatnich latach odżyło zainteresowanie pochodzeniem teologii tysiąclecia. Było to spowodowane, po pierwsze, dekadencją postmillenializmu, który wydawał się wymagać nowych poszukiwań perspektywy w tej dziedzinie; po drugie, popularnością premillenializmu z jego twierdzeniem, że wczesny kościół był premillenialny; i po trzecie, trendem w kierunku poważniejszych studiów biblijnych - wynikiem upadku skrajnego liberalizmu. Redukcja teorii milenijnych do dwóch głównych punktów widzenia - amilenijnego i przedtysiącletniego - miała tendencję do upraszczania tej kwestii i uczynienia argumentu milenijnego w dużej mierze argumentem za lub przeciw dosłownemu tysiącleciu.

Znacząca była również natura argumentów dotyczących tysiąclecia. Zostały one scharakteryzowane przez: (1) świeżym studium literatury Ojców, aby sprawdzić, czy konieczne jest przyznanie, że starożytny kościół był przedtysiącletni, co wcześniej było niemal powszechnie dopuszczane przez wszystkie strony; (2) świeżym studium Pisma Świętego przez amillennialistów, aby bronić się przed oczywistym biblijnym podejściem premillennialistów; (3) bardziej energicznym atakiem na premillennializm w celu udowodnienia, że jego doktryny są niebezpieczne i heretyckie dla ortodoksyjnej teologii jako całości. Wiele znaczących książek w tej kontrowersji wyszło spod piór amilenialistów, a te z kolei są obaleniem wcześniejszych książek premilenialistów. Szczególnie interesujące jest niedawne ponowne zbadanie millenaryzmu w starożytnym kościele w celu zniszczenia lub przynajmniej osłabienia ważnego argumentu premillenialistów, że starożytny kościół sympatyzował z ich punktami widzenia, co wydaje się podobne do współczesnej metody amillennialnej, a jednocześnie podpisuje się pod ideą nadchodzącego królestwa na ziemi, które nastąpi po drugim adwencie - co jest zasadniczo przedmillenijne. To właśnie ten czynnik wywołał znaczne kontrowersje w ostatnich latach i wymaga dalszej oceny. Próbując prześledzić milenializm w starożytnym kościele, napotykamy wiele trudności, jeśli wszystkie fakty są rozważane bezstronnie. Głos z pierwszych wieków musi jednak zostać zbadany, nie dlatego, że sam w sobie jest decydujący, ale dlatego, że rzuca pewne światło na to, jak wczesny kościół interpretował Pismo Święte. Niedawno wznowione badanie dostępnych starożytnych źródeł z rzekomym wsparciem dla starożytnego amillennializmu ma szczególne znaczenie dla niniejszego studium. 

Amillennializm w pierwszym wieku

Dla większości trzeźwych badaczy Pisma Świętego podstawową kwestią w odniesieniu do tysiąclecia jest to, czy sama Biblia naucza zdecydowanie jednego lub drugiego poglądu. Na potrzeby obecnej dyskusji możemy pominąć tę formę współczesnego liberalizmu, która może przyznać, że Nowy Testament nauczał zasadniczo głównych doktryn premillenializmu, ale odsuwa go na bok jako błąd ze strony apostołów. Zakłada się tutaj, że Nowy Testament jest poprawny, a problem nie dotyczy natchnienia. Innymi słowy, czy Nowy Testament, podobnie jak Stary Testament, jest premillenijny czy amillenijny? Formalne rozważenie tej kwestii jest niemożliwe w rozsądnych granicach. Każdy z tych poglądów wymaga interpretacji i harmonizacji całego Pisma Świętego, aby go w pełni podtrzymać. Można jednak powiedzieć, że Nowy Testament nie zawiera żadnych wzmianek o sporze dotyczącym Tysiąclecia. Podczas gdy wczesny kościół był zaniepokojony wieloma kwestiami doktrynalnymi, nie odnotowano żadnych sporów na ten temat.

Pytanie uczniów: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraelowi?” (Dz 1:6). (Dzieje Apostolskie 1:6), nie spowodowało zaprzeczenia ze strony Pana Jezusa, a jedynie przypomnienie, że to nie do nich należy poznanie „czasu”. Prośba matki Jakuba i Jana o pierwszeństwo jej synów w królestwie nie została odrzucona na tej podstawie, że żadne przyszłe ziemskie królestwo nie było w perspektywie, ale że honorowe miejsca były zarezerwowane dla wybranych przez Ojca (Mat. 20:20-23). Chociaż argument z milczenia nigdy nie jest decydujący, Chrystus powiedział również swoim uczniom: „Gdyby tak nie było, powiedziałbym wam” (J 14:2). Jeśli żadne ziemskie królestwo nie było w perspektywie, wydaje się dziwne również w świetle dominującej żydowskiej koncepcji ziemskiego królestwa, że Chrystus powiedział swoim uczniom: „Ustanawiam wam królestwo, tak jak Mnie ustanowił Ojciec; abyście jedli i pili przy moim stole w moim królestwie i zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” (Łk 22:29-30). Pozytywne świadectwo Objawienia 20 z jego sześcioma odniesieniami do panowania Chrystusa na ziemi przez tysiąc lat, choć gorąco kwestionowane i odmawiane znaczenia przez amillenialistów, jest jednak ich upartym wrogiem. Te odniesienia do doktryny tysiąclecia są co najmniej czymś więcej niż słomką na wietrze. Jeśli amillennialistyczny punkt widzenia utrzymywany w czasach współczesnych jest poprawny, wymagałby on znacznej korekty dominującej wśród Żydów idei, że ziemskie królestwo było ich mesjańską perspektywą.

Pozostawiając do późniejszej dyskusji podstawowy problem interpretacji Pisma Świętego, pozostaje pytanie, jakie są pozytywne dowody na istnienie amilenializmu w pierwszym wieku. Kwestia ta przybiera znaczne rozmiary, ponieważ George N. H. Peters wymienia piętnastu zwolenników premillenializmu w pierwszym wieku, wskazanych jako tacy poza samym Pismem Świętym.3 Chociaż niektórzy z nich bez wątpienia byliby kwestionowani przez amillenialistów, wszyscy przyznają, że Papiasz (80-163), który wydaje się być w zażyłości z Janem Apostołem i Polikarpem, był premillenialistą, jeśli możemy wierzyć Ireneuszowi, który był uczniem Polikarpa. Co amillennialiści mogą zaoferować na poparcie starożytności amillennializmu? 

Nie jest trudno znaleźć twierdzenia amilenialistów na temat starożytności ich poglądów. Ira D. Landis stwierdza wprost: „Jezus i apostołowie byli amillennialistami w swojej eschatologii ”4. Jego dowód na to w rozdziale poświęconym historii millenaryzmu ogranicza się do jednego akapitu, w którym stwierdza, że Chrystus sprzeciwiał się faryzeuszom, a faryzeusze byli premillennialistami; dlatego Chrystus był amillennialistą. Landis ignoruje sprzeciw Chrystusa wobec saduceuszy, którzy prawdopodobnie byli amilenialistami. W swojej dyskusji, w której deprecjonuje wszystkich, którzy twierdzą, że są premilenialistami, jedynym pozabiblijnym dowodem jest to, że cytuje Barnabę jako nie będącego premilenialistą wśród pisarzy pierwszego wieku. Klasyfikacja Barnaby, jak zobaczymy, jest obecnie przedmiotem gorących sporów, chociaż od dawna uważany jest za przedtysiącletniego. Landis rozstrzyga ten spór w jednym zdaniu: „List przypisywany Barnabie nie jest przedmillenijny, jak się twierdzi, ale zdecydowanie antyjudaistyczny ”5. 

Inni amilenialni pisarze, którzy są bardziej obiektywni w swoich badaniach, wydają się nie mieć nic więcej do zasugerowania niż to, że świadectwo Barnaby nie jest rozstrzygające w swoim poparciu dla przedmilenijnego punktu widzenia. Louis Berkhof, twierdząc, że połowa Ojców Kościoła była amillennialistami w II i III wieku (nie oferując żadnych dowodów), nawet nie sugeruje, że było to prawdą w I wieku.6 Według samych amillennialistów dowody na amillennializm w I wieku sprowadzają się zatem do spornego świadectwa Barnaby. Przeciwko temu jest niepodważalny fakt, że Papiasz i inni byli zdecydowanie premillennialistami w tym samym okresie. Ponieważ przypadek Barnaby jest jedynym dostępnym dowodem na amilenializm według samych amilenialistów, zostanie przeprowadzona krótka analiza jego świadectwa.

Kromminga, który długo rozważa świadectwo Barnaby, wskazuje, że Barnaba w IV rozdziale swojego Listu zgadza się z interpretacją, że imperium rzymskie jest czwartym z imperiów Daniela7 . Wydaje się to sugerować, że Barnaba uważał, że przyjście Pana jest bliskie, ponieważ odnosi się do faktu, że „ostateczna przeszkoda zbliża się.... »8 Kromminga dalej cytuje rozdział XV Listu Barnaby jako główny fragment: «Zwróćcie uwagę, moje dzieci, na znaczenie tego wyrażenia: »Dokończył w sześć dni«. Oznacza to, że Pan dokończy wszystkich rzeczy w ciągu sześciu tysięcy lat, ponieważ jeden dzień jest u Niego tysiącem lat. I On sam zaświadcza, mówiąc: „Oto dziś będzie tysiąc lat”. Dlatego, moje dzieci, za sześć dni, to znaczy za sześć tysięcy lat, wszystko się skończy. „I odpoczął dnia siódmego”. To znaczy: kiedy Jego Syn, przychodząc, zniszczy czas (niegodziwego człowieka) i osądzi bezbożnych, i zmieni słońce, księżyc i gwiazdy, wtedy naprawdę odpocznie siódmego dnia „

9. Barnaba wydaje się nauczać na podstawie tego fragmentu, że obecny wiek, począwszy od stworzenia, zakończy się za sześć tysięcy lat - powszechne, choć nieuzasadnione nauczanie. Ważne jest jego stwierdzenie, że „Jego Syn” przyjdzie pod koniec sześciu tysięcy lat, zniszczy złych, osądzi bezbożnych, zmieni słońce, księżyc i gwiazdy, a następnie odpocznie siódmego dnia, tj. przez tysiąc lat. Wyraźna implikacja, że Chrystus przyjdzie przed ostatnim tysiącem lat, została niemal powszechnie przyjęta jako przedstawienie przed-tysiącletniego nadejścia. Gibbon, który był niewierzący i całkowicie bezstronny wobec kontrowersji tysiąclecia, interpretuje Barnabę (najwyraźniej) w następujący sposób: „Starożytna i popularna doktryna tysiąclecia była ściśle związana z powtórnym przyjściem Chrystusa. Ponieważ dzieła stworzenia zostały ukończone w ciągu sześciu dni, ich czas trwania w obecnym stanie, zgodnie z tradycją, został ustalony na sześć tysięcy lat. Z tej samej analogii wywnioskowano, że ten długi okres pracy i sporów, który już prawie upłynął, zostanie zastąpiony radosnym szabatem trwającym tysiąc lat, a Chrystus ze swoją triumfującą grupą świętych i wybranych, którzy uniknęli śmierci lub zostali cudownie wskrzeszeni, będzie panował na ziemi do czasu wyznaczonego na ostatnie i powszechne zmartwychwstanie... panujący sentyment ortodoksyjnych wierzących „10. 

Nie tylko bezstronni historycy, ale także wielu amilenialistów przyznaje, że ten fragment wskazuje, że Barnaba jest właściwie klasyfikowany jako premilenialista. Albertus Pieters, długoletni wróg premillenializmu, w swojej serii artykułów w Calvin Forum (sierpień-wrzesień 1938) zgadza się, że zarówno Papiasz, jak i Barnaba są premillenialistami. W. H. Rutgers, który bez zastrzeżeń atakuje premillenializm, uważa jednak, że Barnaba jest jedynie wątpliwy, ale nie jasny.11 Landis, jak widzieliśmy, odrzucił Barnabę jako premillenarystę, ale nie twierdził, że był on amillenialistą. Tylko Kromminga ze wszystkich autorów, z którymi się konsultowaliśmy, wydaje się wierzyć, że Barnaba jest amillenarystą.

Wkład nieżyjącego już D.H. Krommingi w kontrowersję milenijną jest jednym z ciekawych aspektów obecnego sporu. Kromminga klasyfikuje siebie jako premillenarystę, ponieważ uważa za konieczne dosłowne interpretowanie fragmentów dotyczących tysiąclecia. Z jego pism wynika jednak, że bardziej zależy mu na utrzymaniu zasad teologii przymierza niż premillenaryzmu, a jego relacje denominacyjne i stowarzyszeniowe były w przeważającej mierze amillennialne. Jego prace na temat tysiąclecia w tak oczywisty sposób opierają się na argumentach amilenarystycznych, że poza faktami, które przedstawia, wartość jego argumentów jest często ograniczona. W swojej dyskusji na temat Barnaby przez wiele stron stara się zaklasyfikować Barnabę jako amilenarystę, a cały jego rozdział „Zakres starożytnego chiliazmu” jest temu poświęcony. Jego argument przyznaje, że Barnaba nie jest postmillenarystą. Kromminga stwierdza jednak, że w duchowej interpretacji i zastosowaniu, jakie Barnaba dokonuje w Księdze Wyjścia 33:3, Księdze Ezechiela 47:12 i Księdze Zachariasza 3:19, jego metodą jest interpretacja figuratywna, co jego zdaniem jest typowym amillenializmem.12 Jest to w najlepszym razie argument, że Barnaba nie jest konsekwentnym premillenarystą, ale z pewnością nie neguje jego pozytywnych stwierdzeń. Z pewnością współcześni premillenaryści w podobny sposób wykorzystują Stary Testament w typologii i duchowych zastosowaniach, nie zaprzeczając podstawowej metodzie dosłownej interpretacji, która jest podstawą premillenaryzmu.

Jedynym godnym uwagi wkładem Kromminga w całą jego dyskusję jest jego odniesienie do faktu, że Barnaba najwyraźniej wierzył w sąd niegodziwców podczas drugiego, przedtysiącletniego adwentu, a nie pod koniec tysiąclecia. Kromminga wnioskuje, że jest to sprzeczne ze zwykłym poglądem przedmillenijnym.13 To, co sam Kromminga przeoczył, to fakt, że Barnaba nie mówi, że niegodziwcy powstają z martwych. Sądząc z kontekstu, Barnaba stwierdza jedynie, że żyjący niegodziwcy zostaną osądzeni, „gdy Jego Syn, przychodząc, zniszczy czas (niegodziwca) i osądzi bezbożnych.... ”14 Barnaba po prostu pomija wszelkie stwierdzenia dotyczące tego, jak zakończy się tysiąclecie. Nawet jeśli Kromminga ma rację, wskazywałoby to jedynie na odmianę, a nie na zaprzeczenie premillenializmu. Jeśli chodzi o pozytywny wkład na rzecz amilenializmu, Barnaba nie ma nic do zaoferowania. Przytłaczające świadectwo renomowanych uczonych od wielu lat utrzymuje, że Barnaba jest właściwie premilenialistą i należy pamiętać, że dowody literackie są całkowicie niezmienione. Obecny atak na Barnabę jest niedawnego pochodzenia i wynika raczej z chęci podważenia historycznych podstaw premillenializmu niż z bezstronnej i obiektywnej analizy dowodów. 

Można zatem stwierdzić, że pierwszy wiek jest pozbawiony jakiegokolwiek realnego wsparcia dla amilenarystycznego punktu widzenia. Chociaż rzeczywiście dowody nie są całkowicie jasne i nie są obfite dla tego wieku, znaczące jest to, że polemiści amillennialni zadowolili się minimalizowaniem twierdzeń przedmillenijnych bez próby poparcia własnego poglądu dowodami historycznymi. Pierwszy wiek to stracona sprawa dla amilenializmu. 

Amillennializm w drugim i trzecim wieku

Drugi wiek, podobnie jak pierwszy, pozbawiony jest jakichkolwiek świadectw na rzecz amilenializmu, z wyjątkiem jego końca. Z pewnością Rutgers stwierdza z entuzjazmem: „Chiliazm nie znalazł przychylności u najlepszych Ojców Apostolskich, ani też nie znajduje poparcia u nieznanego autora Listu do Diogneta..... Nie znajdujemy śladu tej nauki u Atenagorasa, Teofila, Tacjana, Hegezjusza, Dionizego z Koryntu, Melita z Sardis czy Apollina z Hierapolis „15.

Jest to zdumiewające wyznanie. Dowodem Rutgera na amillennializm jest to, że przez cały wiek nie podniósł się żaden głos przeciwko premillennializmowi. Dochodzi do wniosku, że chiliazm nie spotkał się z przychylnością! Jeśli Peters ma rację, w ich epoce było wielu premilenialistów, w tym niektórzy, którzy według Rutgersa nie mają śladu tysiącletniego nauczania. Peters wymienia Pothinusa, Justyna Męczennika, Melito, Hegesippusa, Tacjana, Ireneusza, Tertuliana, Hipolita i Apollinarisa jako premillennialistów drugiego wieku 16.

Najlepsze, co najbardziej zagorzały amillennialista może zrobić w pierwszych dwóch wiekach, to twierdzić, że sporny Barnaba i ukrywać się za pozornym milczeniem wielu Ojców. Jeśli amillennializm był dominującym poglądem kościoła w tym okresie, to nie mamy na to żadnych źródeł ani dowodów.

Uznany brak dowodów na amillennializm w II wieku jest tym bardziej niezwykły, że amillennialiści w naszych czasach robią tak wiele ze stosunkowo niewielu dowodów na premillennializm. Jeśli premillennialiści mylą się, opierając się na takich dowodach, jakie zostały odkryte - z których wiele jest prawie bezdyskusyjnych - na poparcie wczesnej wiary w tysiącletnie panowanie Chrystusa, to jaki jest argument za amillennializmem, który nie ma żadnych dowodów, które są niepodważalne? Przez 150 lat po ukrzyżowaniu Chrystusa amillennialiści mają tylko jednego spornego przedstawiciela amillennialistycznego charakteru - Barnabę - który jest powszechnie uznawany przez wielu amillennialistów i większość neutralnych uczonych za przedmillenijnego. Taka jest pustka, przed którą stoją ci, którzy szukają dowodów na amilenializm.

Pod koniec drugiego wieku i na początku trzeciego spotykamy pierwszych prawdziwych amilenialistów, Gajusza (lub Kajusa), który pisał na początku trzeciego wieku; Klemensa z Aleksandrii, nauczyciela w tamtejszej szkole w latach 193-220; jego ucznia, Orygenesa (185-254); i Dionizego (190-265). To właśnie od tych ludzi premillenializm doznał pierwszego głośnego i skutecznego sprzeciwu. Natura tej opozycji, jej egzegetyczne podstawy i wpływ na premillenializm są znaczące.

Większość tego, co wiemy o Gajuszu, pochodzi z innych źródeł, które są bardzo przeciwne premillenializmowi. Jest prawdopodobne, że jest on właściwie klasyfikowany jako amillenarysta. Charakter nauk Klemensa i Orygenesa jest jednak dobrze ugruntowany, a ich podstawa sprzeciwu wobec premillenializmu jest bardzo znacząca.

Alegoryzująca metoda interpretacji Pisma Świętego, którą Kromminga próbował znaleźć u Barnaby, jest wyraźnie widoczna u Klemensa. Rutgers w swoim obaleniu premillennializmu wykazuje niewielki entuzjazm dla podstaw argumentacji Klemensa: „Klemens, pochłonięty i oczarowany grecką filozofią, zastosował tę błędną alegoryczną metodę do Pisma Świętego. Był to jednostronny nacisk: przeciwny do rzeczywistego, widzialnego, zjawiskowego, przestrzennego i doczesnego. Platońska filozofia idealistyczna nie mogła tolerować cielesnych, zmysłowych koncepcji przyszłości, jakie wysuwał chiliazm. Wstrząsnęło to fundamentem, na którym opierał się chiliazm. Robertson zauważył, że „straciła ona swoją [chiliazmu] kotwicę - naiwną dosłowność w interpretacji Pisma Świętego” 17.

Dzieło Orygenesa, jeśli w ogóle, było gorsze niż Klemensa, który był jego nauczycielem. Żadna doktryna nie była bezpieczna przed stosowaniem przez niego metody alegorycznej, nawet doktryna zmartwychwstania. Jego metoda obalała jasne znaczenie Pisma Świętego poprzez zasadę interpretacji tak subiektywnej, że interpretator mógł uczynić z zapisanego objawienia to, co chciał. Było rzeczą naturalną, że ktoś, kto sprzeciwiał się dosłownej interpretacji Pisma Świętego w innych dziedzinach, powinien czynić to samo w odniesieniu do tysiąclecia. Wpływ i miejsce Orygenesa są dobrze znane i niekwestionowane, a jego metoda hermeneutyczna jest odrzucana przynajmniej częściowo przez wszystkich współczesnych uczonych.

Dionizy, który był biskupem Aleksandrii w drugiej połowie III wieku, jest znany z kontrowersji wynikających z nauk Neposa, zagorzałego premilenialisty, który jako biskup nauczał i pisał z taką skutecznością, że całe kościoły wycofywały się w proteście przeciwko uduchowieniu Orygenesa. Euzebiusz, który podaje tę relację (rozdział 24 jego Historii Kościoła), opisuje trzydniową konferencję zorganizowaną przez Dionizego, podczas której sprawa została dokładnie omówiona, w wyniku czego schizma została uzdrowiona 18.

Nepos zmarł jakiś czas przed konferencją.

Wraz z końcem trzeciego wieku dowody wskazują na wyraźny wzrost siły amilenializmu i odpowiadającą mu utratę siły premilenialistów. W kościele jest jasne, że rosnąca fala amilenializmu pochodzi prawie w całości ze szkoły aleksandryjskiej, w szczególności od Klemensa, Orygenesa i Dionizego, wszystkich z tej miejscowości. Towarzysząca tej zmianie w kościele była odpowiednia zmiana polityczna pod rządami Konstantyna, która stawała się coraz bardziej skuteczna w IV wieku. Wraz z nadejściem Augustyna nastał nowy dzień i nowy rozdział w historii millenaryzmu.

BSac 106:423 (lipiec 49) s. 302 

Przed rozważeniem wielkiego wpływu Augustyna, który wydaje się dominować w kościele przez kolejne stulecia, konieczne jest podsumowanie i ocena dotychczas odkrytych źródeł amilenializmu. W pierwszych dwóch wiekach można przytoczyć jedynie sporne świadectwo Barnaby. Wraz z końcem drugiego wieku i przez cały trzeci, w aleksandryjskiej szkole interpretacji pojawił się nowy wróg premillennializmu. Jej korzenie tkwiły w filozofii platońskiej i zgodnie z nią dosłowne i proste znaczenie Pisma Świętego zostało poświęcone na rzecz alegorycznych interpretacji, często najbardziej fantazyjnych. Premillenializm był wtedy atakowany nie jako nauka nieuzasadniona Słowem Bożym, ale raczej dlatego, że był jego dosłowną interpretacją. Metoda zastosowana przeciwko premillenializmowi została niestety użyta przeciwko innym głównym doktrynom chrześcijaństwa z druzgocącym skutkiem. W ich doktrynach dotyczących osoby Chrystusa, grzechu, zbawienia i eschatologii można łatwo prześledzić złe skutki metody alegorycznej. To właśnie temu wrogowi właściwej interpretacji Pisma Świętego premillenializm zawdzięczał swój upadek. Można zatem stwierdzić, że amillennializm w pierwszych trzech wiekach opierał się w większości na milczeniu, na jednym spornym przedstawicielu w pierwszym wieku, na żadnym w drugim oraz na błędnej i destrukcyjnej zasadzie interpretacji w trzecim wieku. 

3 George N. H. Peters, Theocratic Kingdom, I, 494-95.

4 Ira D. Landis, The Faith of Our Fathers on Eschatology, p. 369.

5 Ibid., p. 370.

6 Louis Berkhof, Systematic Theology, p. 708.

7 Kromminga, op. cit., pp. 30-31.

8 Cited by Kromminga, ibid., p. 31.

9 Kromminga, ibid., p. 31.

10 “Edward Gibbon, The Decline and Fall of the Roman Empire, I, 532.

11 Premillennialism in America (Oosterbaan & Le Cointre, Goes, Holland, 1930), p. 55.

12 Kromminga, op. cit., pp. 36-38.

13 Ibid., p. 32.

14 Ibid., p. 31.

15 W. H. Rutgers, op. cit., p. 57.

16 G. N. H. Peters, op. cit., I, 495-96.

17 W. H. Rutgers, op. cit., p. 64.

18 Cf. D. H. Kromminga, op. cit., pp. 61-63. 

14.05.2024

Najbardziej znany wiersz z Biblii Ew Jana 3,16 – 21

 


Dzisiaj zajmiemy się jednym z najbardziej znanych wierszy z Pisma Św, który często wybrzmiewa przy różnych okazjach, a mianowicie Jana 3,16 Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.

Czytałem kiedyś świadectwo jednego pastora, który prowadził pogrzeb i na programie nabożeństwa żałobnego był wydrukowany ten wiersz, ale pominięto tam słowa „nie zginął”, a podkreślono jedynie miłość Boga do ludzi. Gdy ten pastor, to zauważył poszedł zwrócić uwagę rodzinie i domowi pogrzebowemu, którzy zajmowali się organizacją uroczystości – pewnie średnio im się to podobało. Świat wolałby bardziej słuchać o miłości Boga niż Jego sądzie.

 Przyglądając się temu fragmentowi Pisma nie możemy zapomnieć, że jest on umieszczony w kontekście rozmowy Pana Jezusa z Nikodemem - faryzeuszem, który zaniepokojony kwestią swego zbawienia przychodzi do Jezusa w nocy, by o tym z nim rozmawiać.

Wciąż trwa dyskusja między biblistami, gdzie kończą się słowa Pana Jezusa w rozmowie z Nikodemem, a zaczyna się komentarz Jana apostoła. Wielu badaczy jest zgodnych, że słowa Pana Jezusa kończą się na 15 wierszu. Przemawiałoby za tym, że Jezus jest w 16 wierszu nazwany synem jednorodzonym, gdzie nigdy tak się sam nie określa, a często mówi o sobie, że jest Synem Człowieczym. Ponadto Pan Jezus często używał słowa „Ojciec” gdy odnosił się do Boga, a w 16 wierszu jest użyte słowo Bóg.

Więc fragment od 16 wiersza jest dalszym wyjaśnieniem Jana apostoła, czym jest nowe narodzenie z Ducha Św. Jak wiemy Pan Jezus powiedział Nikodemowi, który był faryzeuszem i gorliwym wykonawcą prawa nadanego Izraelowi przez Mojżesza, że przez przestrzeganie przykazań nie może otrzymać życia wiecznego, zbawienie nie jest za ludzkie zasługi. Nikodem, by wejść do Królestwa Bożego musi narodzić się na nowo z Ducha Św. i nie tylko on, ale każdy kto chce być zbawiony. Wypowiedz Jezusa odnośnie nowego narodzenia jest mało jasna dla Nikodema, dopytuje, bo nie rozumie czym są nowe narodziny o których mówi Pan Jezus. Wtedy Chrystus tłumacząc mu przywołuje miedzianego węża na drzewcu, którego Mojżesz uczynił na pustyni, gdy Bóg zesłał plagę kąsających węży na Izraelitów za nieposłuszeństwo (Ks. Liczb 21). Wystarczyło, że ktoś spojrzał na tego węża i od razu był zdrowy. Podobnie jak Izraelici patrzyli na uczynionego węża, by być wolnymi od śmiertelnego jadu, tak człowiek z wiarą musi spojrzeć na Chrystusa, by być wolnym od winy za swój grzech. Czyli nowe narodzenie, które jest niezbędne by wejść do Królestwa Bożego nie następuje w wyniku starań człowieka, ale przez wiarę Chrystusa. To przez wiarę w Chrystusa otrzymujemy Ducha Św., przebaczenie grzechów i życie wieczne, co czyni nas nowymi ludźmi i dziećmi Bożymi. Dla Nikodema i każdego Żyda musiał być to niemały szok. Wiemy jak później Żydzi sprzeciwiali się apostołowi Pawłowi, który wszędzie uczył, że żaden człowiek nie zostanie usprawiedliwiony ze swoich grzechów na podstawie przestrzegania prawa Bożego, ale tylko przez zaufanie Jezusowi jako swojemu Zbawicielowi. 

Następnie apostoł Jan dalej tłumaczy tą kwestię, że tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.

Właściwie dla Żydów dalsze słowa apostoła Jana są jeszcze bardziej szokujące, bo Jan nie mówi tylko o miłości Boga do Żydów, nie mówi tylko, że Bóg dał szanse zbawienia swemu narodowi wybranemu, ale mówi, że Bóg miłuje cały świat i posłał do tego zgubionego i grzesznego świata swego syna, dając światu szansę na ratunek.

Niektórzy mają z tym problem jak Żydzi i mówią, jak to Bóg może miłować cały świat, jak może miłować upadłych złych ludzi. Więc próbują ograniczyć miłość Boga tylko do wybranych, że słowa „ Bóg umiłował świat” oznaczają tych, którzy mają się nawrócić na całym świecie, a nie wszystkich ludzi.

Lecz nic takiego nie jest tu napisane, nie jest napisane, że miłość Boga odnosi się tylko do wybranych, ale do całego świata, do wszystkich ludzi.

Podobnie mówi apostoł Paweł w liście do Tytusa 3.4

Tytusa 3:4  Ale gdy się objawiła dobroć i miłość do ludzi Zbawiciela naszego, Boga,

Bóg nie kocha tylko swoich wybranych, ale ma pewien zakres miłości, miłosierdzia do wszystkich ludzi na całym świecie - nawet najgorszych grzeszników, bo oni również są Jego stworzeniem choć zbuntowanym. Mało tego, Bóg okazuje zatwardziałym i zbuntowanym grzesznikom nawet jeśli nie chcą się upamiętać i nigdy się nie upamiętają łaskę na tym świecie przez to, że ich toleruje, przedłuża ich życie, karmi, daje im słońce i deszcz. Takie zrozumienie potwierdzają słowa z Ew. Łukasza kiedy Bóg każe swoim dzieciom miłować swoich nieprzyjaciół, bo właśnie nasz Bóg taki jest – On kocha nawet swoich wrogów.

Łukasza 6:35  Ale miłujcie nieprzyjaciół waszych i dobrze czyńcie, i pożyczajcie, nie spodziewając się zwrotu, a będzie obfita nagroda wasza, i synami Najwyższego będziecie, gdyż On dobrotliwy jest i dla niewdzięcznych, i dla złych.

Oczywiście Boża miłość do zatwardziałych grzeszników, nie jest taka sama jaką Bóg ma do swoich dzieci. Swoje dzieci Pan obdarza szczególnym rodzajem miłości i są wyjątkowym obiektem Jego troski.

Musimy również sobie uświadomić, że Boża miłość do grzeszników nie oznacza, że Bóg się na nich nie gniewa, czy ich nie nienawidzi z powodu ich grzechów. W naszym ludzkim zrozumieniu często przeciwstawiamy sobie miłość i nienawiść, ale w Bożym charakterze Bóg może w tym samym czasie żywić jedno i drugie uczucie.

Dość znany pastor John MacArthur powiedział tak w swoim komentarzu do tego fragmentu:

„Bóg w prawdziwym i szczerym sensie nienawidzi niegodziwych z powodu ich grzechu; jednakże w prawdziwym i szczerym sensie ma On także dla nich współczucie, litość, cierpliwość i prawdziwe uczucie ze względu na Swoją kochającą naturę”.

Jak mniemam również w liście Pawła do Tymoteusza jest wyrażona myśl o Bożej miłości do wszystkich ludzi, czytamy że Bóg chce „aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” 1 Tym 2,4.

Bóg nie chce żeby ktokolwiek zginął, On nie ma upodobania w śmierci grzesznika, raczej wzywa ludzi do upamiętania i chce, by każdy żył.

To więc Bóg posyła swego Syna do całego świata, do wszystkich grzeszników. Jego ofiara ma moc, żeby zbawić każdego człowieka, ale każdego kto uwierzy. To że Bóg umiłował cały świat dając mu syna, nie oznacza, że wszyscy będą zbawieni. Jak czytamy w naszym fragmencie zbawieni będą tylko ci, którzy upamiętają się ze swoich win i przyjmą Chrystusa - uwierzą w Niego. Gdy jest tutaj mowa o wierze, to chodzi o wiarę zbawczą, która sprawa Nowe Narodzenie z Ducha Św. A jeśli w niego uwierzą mówi Pismo, nie zginą, nie pójdą na zatracenie. Czyli Bóg daje swego syna, bo chce nas uratować od potępienia, od piekła, które się słusznie należy każdemu człowiekowi za Jego winy, bo wszyscy zgrzeszyli mówi Słowo Boże w Rzymian 3,23 i pozbawieni są chwały Bożej. Oznacza to, że wszyscy obraziliśmy swoimi grzechami Boga, i wszyscy  są winni wobec Niego i potrzebują ratunku którym jest Jezus Chrystus. On jest jednorodzonym, czyli jedynym, wyjątkowym Bożym Synem posłanym przez Boga, by umrzeć za grzechy świata.

Nie ma ucieczki dla żadnego człowieka od Bożego sądu i zatracenia jak tylko przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Niestety coraz częściej słyszę nawet z ust osób, którzy są dość znani w Kościele ewangelicznym i nauczają od wielu lat negacje piekła i podważanie tej doktryny lub rozwadnianie jego grozy. Mówią, że może i piekło jest, ale nie będą to wieczne straszne cierpienia jak wielu myśli. Jednak Pan Jezus nie pozostawiał nam wątpliwości, mówił wyraźnie, że piekło to straszne miejsce, gdzie jest płacz, ból i cierpienie.

Motywacją Boga do posłania Chrystusa widzimy w 17 wierszu nie był sąd, czy Jego gniew, ale chęć ratunku dla ludzi i Jego miłość do ludzkości. Pomimo zepsucia rodzaju ludzkiego Bóg ciągle chce okazać swe miłosierdzie i łaskę oraz pragnie  wyratować ludzkość od swego sprawiedliwego gniewu, który nadciąga na świat. Żydzi oczekiwali, że jak przyjdzie Mesjasz to będzie sądził i ukarze wszystkich pogan, a wywyższy naród wybrany. W ich pojęciu tylko Żydzi mieli otrzymać przebaczenie i miłosierdzie ze względy na ich pochodzenie i przymierza jakie mieli z Bogiem. Uważali, że Chrystus przyjdzie, by oni mogli zapanować nad światem.  Tutaj Jan prostuje to myślenie, Jezus za pierwszym razem nie przyszedł, by sądzić, ale przyszedł, by zbawić. Uczniowie Jezusa długo tego nie rozumieli, ewangelista Łukasz daje nam tego świadectwo, gdy w drodze nie przyjęto Jezusa w jakimś miejscu, a wtedy apostołowie chcieli je zniszczyć.

Zwróćcie uwagę na ten fragment i odpowiedź Jezusa

Łukasza 9:54  A gdy to widzieli uczniowie Jakub i Jan, rzekli: Panie, czy chcesz, abyśmy słowem ściągnęli z nieba, który by ich pochłonął, jak to i Eliasz uczynił?

55  A On. obróciwszy się, zgromił ich i rzekł: Nie wiecie, jakiego ducha jesteście.

56  Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować.

 Podobnie mówi Pan Jezus w Ew. Jana w 12 rodz.

Jan 12:47  A jeśliby kto słuchał słów moich, a nie przestrzegał ich, Ja go nie sądzę; nie przyszedłem bowiem sądzić świata, ale świat zbawić.

Później mówi, że Słowo będzie go sądzić w dzień ostateczny,  czyli w dzień kiedy Jezus powróci, za drugim razem - wtedy przyjdzie na sąd.

Również w Ew. Łukasza 19,10 czytamy, że Syn człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło. Ci którzy uwierzą Pana Jezusa, odpowiedzą na wezwanie Ewangelii, upamiętają się i zaufają Chrystusowi jako swemu Zbawicielowi nie będą sądzeni mówi 18 wiersz. „Kto wierzy w Niego nie będzie sądzony”. Nie będzie sądzony, bo w miejsce człowieka wierzącego został osądzony Pan Jezus na Krzyżu. Człowiek wierzący, narodzony z Ducha Św. nie musi obawiać się sądu ostatecznego i potępienia.  

Podobnie powiedział ap. Jan w 5 rodz.

Jan 5:24  Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł z śmierci do żywota.

Zwróćmy uwagę, ze apostoł kolejny raz mówi, że wierzący nie staną na sądzie ostatecznym, bo przeszli ze śmierci do żywota. Bóg nie ma za co potępić nowonarodzonych chrześcijan, bo w ich miejsce Pan Jezus został potępiony. Zawisł na Krzyżu za nas, wziął na siebie Boży gniew, który należał się nam i w ten sposób zaspokoił słuszne żądania Bożej sprawiedliwości. Dzięki ofierze Jezusa Bóg wobec wierzących może okazać się święty i sprawiedliwy i może ich zbawić – darować im grzechy. Inaczej nie byłoby to możliwe, musiałby ich ukarać.

Tu warto podkreślić, że to iż wierzący nie staną na sądzie ostatecznym, nie oznacza, że w ogóle nie będą sądzeni. Słowo Boże mówi, że wierzący staną na sądzie Chrystusowym i Jezus osądzi nasze uczynki dokonane w Ciele jak mówi ap. Paweł w liście do Koryntian. W zależności od tego jak pełniliśmy swoją służbę dla Boga taką dostaniemy nagrodę.

2 Koryntian 5:10  Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe.

Następnie Jan mówi w dalszej części 18 wiersza, że jeśli ktoś nie wierzy już jest osądzony dlatego, że nie uwierzył w Imię jednorodzonego Syna Bożego.

Wielu ludzi nie chce uwierzyć w Jezusa, uważają że żyją wystarczająco dobrym życiem, by Bóg przyjął ich do swego Królestwa, albo mówią, że są dobrymi ludźmi i nic złego ich nie spotka i niczego nie muszą się obawiać. Jednak nie zdają sobie sprawy, że już są osądzeni, a ich dobre uczynki i dobre życie ile tego, by nie było nie ma przed Bogiem bez Chrystusa żadnego znaczenia. Część ludzi myśli, że w niebie jest jakaś waga i gdy pójdą przed Boży sąd, to Bóg na tej wadze położy ich dobre uczynki i złe i w zależności na którą stronę waga się przechyli taki będzie wyrok. Nie, nie ma czegoś takiego, nasze dobre uczynki nie anulują naszych grzechów i jak czytamy wyrok o potępieniu czy zbawieniu zapada nie w niebie tylko tu na ziemi. Zależy on od tego, co uczyniliśmy z Chrystusem jeśli, go nie przyjęliśmy już jesteśmy potępieni, bo byliśmy potępieni. To nie jest tak, że człowiek ma czystą kartę, Biblia mówi, że rodzimy się w grzechu i w grzechu żyjemy, dlatego potrzebujemy Zbawiciela którym jest Pan Jezus.

Powiem jeszcze jedną rzecz, odrzucenie Chrystusa, odrzucenie Bożej łaski i miłosierdzia i zdanie się na siebie samego w swoim zbawieniu jest największym grzechem ze wszystkich, bo taki człowiek komunikuje Bogu, że Bóg nie ma racji dając nam zbawienie w Jezusie i w ten sposób czyni z Boga kłamcę. Wszystkie grzechy mogą być ludziom wybaczone jeśli tylko uwierzą, ale odrzucenie Jezusa nie może być wybaczone, jest to grzech przeciwko Duchowi Św. i nigdy nie będzie odpuszczony.

Ap. Jan w pierwszym swoim liście mówi tak

1 Jana 5:10  Kto wierzy w Syna Bożego, ma świadectwo w sobie. Kto nie wierzy w Boga, uczynił go kłamcą, gdyż nie uwierzył świadectwu, które Bóg złożył o Synu swoim.

Prawdziwym problemem nie jest to, że ludzie są grzesznikami, ale to, że odrzucają Jezusa, który został posłany, by ich odkupić i wymyślają swoje sposoby usprawiedliwienia z win. Czyniąc w ten sposób obrażają Boga, bo uważają, że to, co oni mogą zrobić dla swego zbawienia jest lepsze i bardziej wartościowe niż to, co uczynił Bóg w Chrystusie.

A dlaczego ludzie odrzucają Chrystusa? Mamy to napisane w 19 wierszu.

Z tego fragmentu dowiadujemy się, że jest tylko jeden powód dla którego ludzie nie wierzą, tym powodem jest ich grzech. Ap. Jan mówi że odrzucają światłość w Jezusie, bo bardziej miłują ciemność. Oczywiście ludzie zawsze mają swoje osobiste wymówki, by nie wierzyć. Twierdzą, że to jeszcze nie czas, że jestem za młody, że mam dużo obowiązków, że nie mam czasu na wiarę, bo praca, szkoła, ślub, że nie interesują się religią, że nie można znaleźć prawdy, bo jest wiele różnych religii. Ale tak naprawdę powód jest tylko jeden, grzesznik kocha swój grzech i chce żyć po swojemu. Nie chce, by Bóg cokolwiek zmieniał w Jego życiu, nie chce by jego nieprawość była oświetlona przez Jezusa. Więc szuka wymówek dla swojej niewiary i każda dla niego jest dobra, by tylko nie przyjść do Zbawiciela. Słuchajcie, problemem nie jest brak wiedzy, ale miłość do nieprawości. Ci którzy odrzucający Jezusa i są szczerzy, to mówią wprost, że gdyby się nawrócili wiele rzeczy musiałoby się w ich życiu zmienić, a oni tego nie chcą. W związku z tym, często oskarżają Kościół, mają zarzuty w stosunku do Biblii i wykrzywiają jej treść, by tak przedstawić jej przesłanie żeby pasowała ona do ich światopoglądu.

W 20 wierszu apostoł jeszcze bardziej to podkreśla, że każdy kto źle czyni, każdy kto miłuje swoją niemoralność, nienawidzi światłości i nie zbliża się do niej, aby nie ujawniono jego uczynków.

Taki człowiek zawsze ucieka przed konfrontacją z ewangelią, nie chce stanąć z nią twarzą w twarz, ale szuka różnych rzeczy za którymi może się schować i wciąż usprawiedliwiać swoją nieprawość. Zobaczmy również, że Jezus chce nas skonfrontować z naszym grzechem, bez tego nie ma prawdziwego nawrócenia. Niestety czasami możemy nie pomagać ewangelii, bo unikamy tego tematu, nie pozwalamy ludziom przyjść do Jezusa z powodu ich grzechów. Ale możemy im komunikować, żeby ktoś przyszedł do Jezusa bo otrzyma cel i sens życia, czy Jezus uczyni go szczęśliwym lub bogatym albo radosnym, a może rozwiąże twoje problemy. Ale jeśli ludzie jedynie z takich powodów przychodzą do Zbawiciela i nie chcą uprać się ze swoim grzechem, to czyni ich fałszywie nawróconymi. Mogą być ochrzczeni, mogą być w kościele, mogą przystępować do Wieczerzy Pańskiej, a nawet udzielać się w zborze i jednocześnie mogą nie być zbawionymi. Pan Jezus przede wszystkim chce zająć się moim grzechem, najpierw go oświetlić, pokazać mi w jakim jestem duchowym miejscu, jak jestem bardzo zepsuty, następnie chce doprowadzić mnie do pokuty, a później chce mnie oczyścić, przebaczyć, przemienić i obdarować życiem wiecznym. Bez zajęcia się naszym grzechem, nie będzie żadnego nowego narodzenia w twoim i moim życiu, nie będzie żadnego nowego życia, pozostanie stary człowiek tylko trochę przypudrowany i udający wierzącego.

Spójrzcie teraz na ostatni wiersz 21

Zobaczmy, czego pragną ludzie, którzy naprawdę wierzą? Oni zbliżają się do światłości, tacy ludzie chcą się karmić Słowem Bożym, chcą wiedzieć więcej, chcą poznawać Boga, chcą być w społeczności kościoła, bo chcą się upewnić i wzmocnić w przekonaniu, że pragnienie i zainteresowanie ewangelią jakie mają wypływa z działania Boga.

Więc chciałem zadać pytanie, czy zbliżamy się do światłości którą Jest Jezus, by wyzwolił nas z mocy naszych grzechów, czy wolimy pozostać w cieniu? Czy chcemy być konfrontowani ze Słowem Bożym, by upewniać się, że jesteśmy dziećmi Boga, czy raczej niezbyt wygodnie się z tym czujemy? W zależności od tego jakie odpowiedzi padną, to wskazuje na stan naszej duszy, albo jesteśmy w ciemności i wolimy unikać konfrontacji z ewangelią oraz kwestii naszego grzechu, albo światłości i pragniemy poznawać Zbawiciela jeszcze bardziej zbliżając się do Niego.  

Łączna liczba wyświetleń