17.07.2024

Od wiary w cuda do wiary zbawczej Ew. Jana 4,43 – 54

 


Nie każdy kto mówi, że wierzy w Jezusa Chrystusa ma taką wiarę, która jest wiarą prowadzącą do zbawienia. Na świecie jest wiele fałszywej wiary, która nikogo nie zaprowadzi do życia wiecznego. Część ludzi twierdzi, że wierzy, ale to raczej jest pewien rodzaj akceptacji istnienia Boga - po prostu wiedzą lub dopuszczają możliwość, że Bóg jest, ale to w żaden sposób nie wpływa na ich życie. Wciąż żyją w taki sposób jak gdyby Boga nie było. Inni znowu mają wiarę, która uaktywnia się, gdy potrzebują Bożej pomocy w myśl słów jak „trwoga to do Boga”. Potrafią całymi latami nie interesować się Bogiem, ale gdy tylko zaczynają doświadczać cierpienia na które nie znajdują pomocy wokół siebie, to wtedy Bóg staje się dla nich wyjątkowo ważny i proszą Go o pomoc. Niektórzy przy tym jeszcze obiecują jak to oni gorliwie Bogu będą służyć, gdy On odpowie na ich modlitwę. Jednak jak tylko problem minie, to często zapominają o Bogu i swoich obietnicach, aż do następnego razu. Odkładają Boga na półkę, by wziąć Go znowu, kiedy będą Go potrzebować.  

Dla przykładu możemy odnieść się do realiów w Polsce, gdzie wciąż ponad 80% naszych rodaków deklaruje się jako ludzie wierzący, jednak w znacznej większości nie jest to wiara, której wymaga od nas Bóg, by być zbawionym. Nigdy nie pokutowali ze swoich grzechów, nigdy się od nich nie odwrócili i nie zaufali Panu Jezusowi jako swojemu Zbawicielowi.

W Ew. Jana już w 2 rozdz. czytamy o wielu ludziach, którzy uwierzyli w Jezusa widząc cuda, które Pan czynił w Jerozolimie, ale apostoł Jan mówi, że Jezus nie miał do nich zaufania, bo znał ich serca i wiedział, że nie są prawdziwie wierzący J 2,24.

Jest powiedziane, że uwierzyli w Jezusa, ale Jezus w nich nie wierzył lub nie powierzył im samego siebie, bo znał doskonale stan ich wiary.

Mamy w naszej historii dzisiaj człowieka, który posiadał jakiś poziom wiary, by przyjść do Jezusa i prosić go o uzdrowienie swojego syna, ale nie była to wiara zbawcza. Był to jeden z tych, którzy wierzyli w Jezusa jako cudotwórcę, niezwykłego człowieka, proroka, ale Chrystus nie stał się Jego Panem i Zbawicielem – przynajmniej na początku. W rzeczywistości Bóg chce, by każdy człowiek z jakiegoś płytkiego zainteresowania Jezusem przeszedł do poziomu w którym podda Mu swoje życie i stanie się jego uczniem.

Widzimy, że po dwóch dniach pobytu w Samarii Pan Jezus udaje się do Galilei skąd pochodził. Galilejczycy byli wcześniej na święcie paschy w Jerozolimie i widzieli cuda, które Pan tam czynił co czytamy w 45 wierszu. Jednak Pan Jezus wiedział, że przyjęcie Go jest powierzchowne i wynikało jedynie z tego, że byli pod wrażeniem cudów i znaków jakie wcześniej uczynił. Wcale nie byli prawdziwie zainteresowani miłością do Boga. Dlatego w 44 wierszu Pismo mówi, że nie zdobędzie On uznania we własnej ojczyźnie, a w 48 wierszu, że jeśli nie ujrzycie znaków i cudów, nie uwierzycie. Jest to przytyk w stosunku do Żydów, którzy nie chcieli uwierzyć w Chrystusa, jeśli nie zrobi czegoś niezwykłego, a tymczasem samarytanie nie ujrzeli żadnego znaku i cudu i uwierzyli w Niego. W ten sposób Pan pokazuje nam, że serca Żydów były bardzo zatwardziałe i pomimo uczestniczenia w uroczystościach religijnych, świętach, zachowywania szabatu i oczekiwania na Mesjasza nie chcieli wierzyć i być posłuszni Bogu. Podobnie było z dworzaninem pałacu Heroda, który przyszedł do Jezusa po pomoc w uzdrowieniu dziecka. On również nie przyszedł do Niego po zbawienie, ale chciał doczesnej pomocy.

Niestety musze powiedzieć, że ten rodzaj powierzchownej wiary jest często nagminny i także nierzadki w naszych kościołach. Ewangelista Jan chce wyraźnie nam powiedzieć, że jeśli chcemy być zbawieni, to musimy przyjść do Pana Jezusa z powodu naszego grzechu, a nie jedynie doczesnych potrzeb. Musimy uwierzyć, że z powodu naszych win ciąży na nas wyrok Boży, gniew Boży, a Pan Jezus jest jedyną osobą w całym wszechświecie, która może uratować nas od potępienia pod warunkiem, że uwierzymy w Jego Imię. Uwierzymy, że On zapłacił swoją śmiercią na Krzyżu za nasze nieprawości. Pan Jezus często mówił do Żydów, że jeśli nie uwierzycie, że to Ja Jestem, poginiecie w grzechach swoich Jana 8,24. Musimy uwierzyć, że On jest drogą prawdą i życiem J 14,6, że jest jedynym pośrednikiem między nami a Bogiem, że jest Synem Bożym, a tym samym Bogiem, który przyszedł do nas z nieba, wcielił się i stał się człowiekiem, by pojednać nas z Bogiem Ojcem. Musimy uwierzyć, że On jest światłością świata, chlebem żywota, wodą życia, zmartwychwstaniem i życiem i pokonał śmierć stając się dla nas jedyną nadzieją na ocalenie. 

Zasadnicze pytanie jakie powinniśmy sobie zdać, to dlaczego wierzymy w Jezusa? Czego od Niego oczekujemy? Co po nim się spodziewamy? Czy przyszliśmy do Pana Jezusa z powodu naszego grzechu i potępienia jakie nad nami ciążyło, czy chcemy jedynie żeby poprawił nasz komfort życia? Wiele osób przychodzi do Chrystusa z niewłaściwych pobudek i nigdy nie przechodzą głębiej, a w konsekwencji nie zostają zbawieni choć może im się wydawać, że są jego wyznawcami.

Niestety sami chrześcijanie potrafią w tym temacie robić wiele zamieszania i mówią przyjdź do Jezusa, a otrzymasz uzdrowienie, przyjdź do Jezusa, a skończą się twoje problemy finansowe, przyjdź do Jezusa, a spełnią się twoje marzenia, przyjdź do Jezusa a On pomoże ci w życiu uporać się z wszelkim cierpieniem, przyjdź do Jezusa, a otrzymasz to i tamto, ale pomijają kwestie zbawienia od grzechu i potępienia. I tak można, by było wymieniać wiele różnych powodów dlaczego ludzie przychodzą do Jezusa, czy do kościoła. Kiedyś byłem na chrześcijańskiej konferencji charyzmatycznej i prowadzący zaprosił kilka osób do przodu i zapytał się ich o pragnienia i marzenia. Ktoś powiedział, że chce mieć piękny motor, a prowadzący mówił – „wierzę, że Jezus może ci dać ten motor, bo On chce dla nas wszystko co najlepsze” następny powiedział o jakimś luksusowym samochodzie, ktoś inny o jakieś wspaniałej uczelni i wszyscy zostali zapewnieni, że Jezus może im to dać, a następnie całe zgromadzenie zostało poproszone, by modlić się o te rzeczy dla tych osób, ale było tam niewiele o zbawieniu jeśli nic.

 I choć Pan Jezus może uzdrowić, czy pomóc we wszelkich naszych troskach i czyni to, jednak jeśli to jedyny powód wiary w Jezusa, to nie zostaniemy zbawieni i niewiele nam pomoże rozwiązanie doczesnych problemów, czy pomoc w trudach życia. W końcu i tak umrzemy i musimy stanąć przed Bogiem na sądzie, czy tego czy nie chcemy.

Apostoł Paweł w 1 liście do Koryntian w kontekście przyszłego powrotu Pana Jezusa i nadchodzącego zmartwychwstania mówi, że jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, to jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni 1 Kor. 15,19.

Musimy zrozumieć, że jeśli nawet Bóg odpowiedział na jakąś naszą potrzebę przedstawioną w modlitwie, to nie znaczy z automatu, że Pan Jezus stał się naszym Zbawicielem. Dworzanin pałacu Heroda również otrzymał odpowiedź na swoją prośbę odnośnie uzdrowienia syna, ale wciąż nie był zbawiony i prawdziwie uwierzył dopiero po uzdrowieniu dziecka. Pan Jezus podczas swojej publicznej służby wiele osób nakarmił, tysiące uzdrowił i wielu miało okazje słuchać jego nauczania, ale znaczna większość tych ludzi prawdopodobnie nie znajdzie się w Królestwie Bożym, bo nie uwierzyli w Niego i nie narodzili się na nowo.

Jeszcze raz zapytam, czego chcemy od Jezusa? Dlaczego w niego wierzymy? Co chcemy od Niego uzyskać? Czy pokładamy w nim nadzieje, bo ratuje nas od naszych grzechów i obdarza życiem wiecznym, czy ma jedynie trochę nam ułatwić życie? To pierwsze jest prawdziwym powodem dlaczego Jezus przyszedł na świat i daje nam wieczne głębokie szczęście, drugie natomiast może być jedynie wstępem, zachętą, by dojść do głębokiej wiary, ale nie może być celem, bo inaczej jesteśmy zgubieni.

I tu chciałbym powiedzieć kilka słów o tym dlaczego Bóg darzy błogosławieństwem i odpowiada na modlitwy ludzi niezbawionych. Przypuśćmy, że ktoś przychodzi do Jezusa z jakąś potrzebą życiową, czy to praca, zdrowie, doczesne problemy. Słyszy ewangelię i ma nadzieję na pomoc od Boga, modli się o to, by Pan się nad nim zmiłował lub modlimy się razem z nim. I okazuje się, że taki człowiek otrzymuje to, o co prosił Boga - uwierzył, że Bóg może mu pomóc i tak faktycznie się stało. Choć w samą ewangelię jeszcze nie uwierzył, nie stał się Bożym dzieckiem jak ten oto dworzanin z naszego tekstu. Uwierzył On na słowo Jezusa, że syn Jego żyje i otrzymał to, o co prosił. Dlaczego Bóg odpowiada na tą modlitwę tego niewierzącego, nienarodzonego na nowo człowieka? Co Bóg w ten sposób chce uczynić w Jego życiu? Pan odpowiadając na jego modlitwę zaprasza go do głębszej wiary, zaprasza do zbawienia jak to czynił Jezus karmiąc ludzi i uzdrawiając ich. Bóg jest miłosierny i dobry dla wszystkich darząc ludzi wieloma błogosławieństwami i pragnie żeby ujrzeli Jego dobroć i przyszli do zbawienia. W ten sposób Bóg daje im znak, że Jezus i jego ewangelia są prawdziwe.

Chrystus mówi o tym w 6 rozdz. Ew. Jana po tym jak nakarmił ludzi.

Jana 6:26 …Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, szukacie mnie nie dlatego, że widzieliście cuda, ale dlatego, że jedliście chleb i nasyciliście się.

27  Zabiegajcie nie o pokarm, który ginie, ale o pokarm, który trwa, o pokarm żywota wiecznego, który wam da Syn Człowieczy: na nim bowiem położył Bóg Ojciec pieczęć swoją.

Podobną rolę również spełniały cuda, kiedy Jezus powiedział jeśli nie zobaczycie cudów nie uwierzycie. Cuda w służbie Jezusa były aktem łaski Bożej, by ludziom było łatwiej rozpoznać w Chrystusie Zbawiciela. Ale powinni Mu wierzyć bez tego jak uczynili to choćby samarytanie. Więc jeśli jeszcze nie zaufałeś Jezusowi jako swojemu Zbawicielowi, nie służysz Mu jako swemu Panu, a jednak otrzymujesz odpowiedzi na modlitwę, to jest to zachęta, jest to znak, by bardziej zbliżyć się do Boga i w pełni Mu zaufać. Tak stało w sytuacji tego dworzanina. Słyszał on wcześniej o Jezusie pewnie wiele cudownych rzeczy i dlatego do Niego przyszedł wiedząc, że przybył do Galilei. Miał palącą potrzebę – jego syn był umierający. Prosił Jezusa, by wstąpił do Jego domu i uratował jego dziecko, a Jezus zmiłował się nad nim mówiąc „idź syn twój żyje”, uwierzył, ale nie jeszcze w osobę Jezusa, tylko że faktycznie Jezus uzdrowił jego syna . Wracając do domu usłyszał od swoich sług, że dziecko wyzdrowiało i zapytał się ich, kiedy mu się poprawiło w. 52. I gdy poznał, że to była dokładnie ta godzina, gdy Jezus wyrzekł Słowo, to wtedy zrozumiał, że On nie tylko jest uzdrowicielem, prorokiem, ale jest Zbawicielem. Podzielił się tym objawieniem z całym swoim domem i wszyscy w Jego domu również uwierzyli w imię Jezusa i zostali zbawieni. Byli to ludzie z pałacu Heroda Antypasa, a sam Herod i związane z nim środowisko było znienawidzone przez Żydów, ale Jezus zbawił ich. Wcześniej natomiast zbawił samarytan, to wszystko dowodzi, że Jezus jest Zbawicielem dla wszystkich grup ludzi. Ciekawe jest też to, jak wiele łaski do wiary Bóg dał Herodowi. We własnym pałacu miał ludzi, którzy uwierzyli w Chrystusa. Jedną z takich osób była również Joanna, żona Chuzy, zarządcy dóbr Heroda Łuk 8,3. Później Herod miał okazje widzieć się z Jezusem, gdy został aresztowany, ale zamiast uwierzyć, to wydrwił Go.

Co my robimy z Bożymi znakami, które daje nam Bóg, odpowiedzi na modlitwy i dowody jego dobroci? Czy stają się one dla nas zachętą i narzędziem przyciągającym nas do Chrystusa i prowadzą nas do zbawienia? Mam nadzieje, że tak. 

Zwróćmy uwagę teraz na kolejną rzecz w naszym fragmencie. Co przyprowadziło tego człowieka do Jezusa, a w konsekwencji do zbawienia?

Zobaczmy, że był to życiowy kryzys, problemy z którymi nie był w stanie się uporać opierając się na ludzkiej sile. Zachorował jego kochany syn i był bliski śmierci, a on nie znalazł dla niego żadnego innego ratunku jak tylko u Jezusa. Wydaje się, że był zamożnym człowiekiem, ale w tej sytuacji żadne pieniądze nie były w stanie mu pomóc. Prawdopodobnie szukał wcześniej pomocy u lekarzy w Kafarnaum, ale żaden z nich nie mógł uratować jego syna i postanowił zdesperowany udać się do Kany Galilejskiej oddalonej około 30 kilometrów. Czasownik którego używa apostoł Jan w 47 wierszu mówiąc, że prosił Jezusa, by poszedł z Nim wskazuje, że czynił to wielokrotnie. Być może to było natarczywe błaganie. Jeśli ktokolwiek z was miał kiedyś bardzo chore dziecko lub chorą bliska osobę, to rozumie jak musiało zależeć temu człowiekowi na pomocy od Jezusa.

To mówi nam, że Bóg często używa różnych kryzysów w naszym życiu, by doprowadzić nas do zbawienia. Często kryzysy i cierpienie łamią ludzką pychę i zmuszają człowieka, by poszukiwał pomocy u Boga. Jest wielu ateistów i pyszałków, którzy zarzekali się, że nie potrzebują Boga aż do chwili, gdy przyszło cierpienie albo śmierć na które żadne ludzkie środki nie były w stanie im pomóc, a Bóg stał się jedyną deską ratunku. Wtedy zaczęli wołać do Boga i błagać o pomoc. Bóg często używa też cierpienia w naszym życiu, by złamać naszą pychę i rzucić nas na kolana, ale nie w tym celu, by nas upokorzyć, ale byśmy znaleźli Zbawiciela.

Używa także cierpienia w życiu wierzących osób, by szlifować nasz charakter i w ten sposób upodabniać nas do Chrystusa oraz dyscyplinować swoje dzieci byśmy z drogi zbawienia nie zeszli. Pismo mówi, że kogo Pan miłuje tego karci i nie powinniśmy lekceważyć karania Pańskiego Hebr. 12,5, ale raczej wyciągnąć wnioski z naszych doświadczeń i przybliżać się w doczesnych troskach do Pana.

Z perspektywy czasu widzę, że również w moim życiu Pan Bóg użył problemów, by doprowadzić mnie do zbawienia. W tamtym okresie raczej wielce nie szukałem Boga, ale wielkie trudności sprawiły, że zacząłem do Niego wołać o pomoc. W krótkim odstępie czasu z powodu własnych grzechów otrzymałem dwa wyroki skazujące w zwieszeniu i popadłem w straszne długi, co z kolei zmusiło mnie szukać ratunku u Jezusa, a On nie pozostał głuchy na moje wołanie, podobnie jak w przypadku tego dworzanina.

Przypomnijmy sobie z Biblii Namana, wielkiego generała wojsk Aramejskich, którego historie możemy przeczytać w 2 Ks. Królewskiej w 5 rodz. Zachorował na trąd i nic i nikt nie był w stanie mu pomóc. To sprawiło, że musiał przybyć do Izraela do proroka Elizeusza, gdzie otrzymał uzdrowienie z rąk Boga zdając sobie sprawę, że tylko Bóg Izraela jest jedynym Bogiem.

Oczywiście nie jest tak, że w życiu każdego człowieka cierpienie prowadzi do zbawienia, nie wszyscy uginają kolana przed Bogiem z tego powodu. Są też tacy szczególnie zatwardziali u których cierpienie powoduje jeszcze większą złość na Boga i stają się jeszcze bardziej zatwardziali, oby Bóg uchronił nas przed taką postawą.

I ostatnia rzecz na jaką chce zwrócić naszą uwagę w tym fragmencie, że Bóg prowadzi nas do zbawczej wiary wymuszając na nas konieczność przemyślenia naszego stanowiska. Często ludzie mają utarte schematu odnośnie Boga i potrzebują wstrząsu żeby zacząć poważnie rozważać kwestie zbawienia. Zobaczmy, że ten człowiek przyszedł do Jezusa i prosił Go, by Jezus poszedł z nim do Jego domu i tam uzdrowił Jego syna. Ale Jezus nie zgodził się na to, nie postąpił według oczekiwań tego dworzanina, ale można powiedzieć, że podniósł przed nim poprzeczkę zaufania. Albo uczynił to, by mógł zrozumieć, że ma do czynienia z kimś znacznie większym niż jakiś zwykły prorok, czy ktoś kto potrzebuje jakiś rytuałów i ceremonii do dokonania cudu. Może Pan Jezus chciał go wyprowadzić z jakiś jego błędów poznawczych odnośnie Boga. Powiedział do Niego „idź syn twój żyje”. To zmusiło dworzanina do zaufania tym słowom, miał wybór - mógł uznać, że słowa Jezusa mają moc lub stwierdzić, że w zbyt błahy sposób zajął się jego sprawą. Gdy Jego syn został uzdrowiony zrozumiał, że obietnica Jezusa ma potężną moc i w zupełności wystarczy nie tylko do uzdrowienia, ale przede wszystkim do zbawienia. On przecież powiedział nie tylko „idź syn twój żyje”, ale też „jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.

26  A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki”

Chciałbym się ciebie zapytać jak kiedyś Pan Jezus zapytał się Marty, „czy wierzysz w to”, bo taka wiara jest wymagana do zbawienia. Może wierzysz, że Jezus jest w stanie cię uzdrowić albo pomóc w doczesnych troskach, to jest jakiś dobry początek. Jednak wyłącznie taka wiara jest płytka i nie prowadzi do zbawienia. Ale czy wierzysz, że Jezus jest Zbawicielem świata, Synem Bożym i zmarł na Krzyżu męczeńską śmiercią za nasze grzechy, po trzech dniach zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa i zasiadł po prawicy Bożej, a wkrótce przyjdzie w Chwale na sąd wobec niewierzących i by dać wieczne życie wierzącym? To jest wiara, która prowadzi do zbawienia.        

11.07.2024

Siew i żniwo Ew. Jana 4,27 – 42

 


Jesteśmy w 4 rozdz. Ew. Jana, gdzie Jezus będąc w drodze przez Samarie spotyka samarytańską kobietę przy studni prosząc ją o wodę. Jego prośba ma na celu nawiązać z nią rozmowę, by jej uświadomić, że potrzebuje wody żywota którą jest przebaczenie grzechów i życie wieczne. W trakcie rozmowy Chrystus uświadamia tej kobiecie, że jest grzesznikiem i potrzebuje przebaczenia u Boga, a Jezus jest jedyną osobą, która to przebaczenie może jej dać, bo w tym celu przyszedł na świat, by zbawić grzeszników. Tłumaczy jej również na czym polega prawdziwe wielbienie Boga, że odbywa się ono w duchu i w prawdzie. Czyli prawdziwa cześć dla Boga nie polega na ceremoniach i religijnych rytuałach, ale na kochaniu Boga we własnym sercu, w naszej duszy i przestrzeganiu Jego Słowa zapisanego w Biblii.

W Ewangelii Jana Samarytanka jest kolejnym świadkiem obok uczniów, Jana Chrzciciela i Nikodema potwierdzającym, że Pan Jezus Chrystus jest prawdziwym Zbawicielem świata. Jak wiemy, to jest celem apostoła Jana przy Pisaniu Ewangelii, by zaświadczyć, że Jezus jest Synem Bożym, który przyszedł z nieba, by umrzeć za nasze winy i byśmy przez wiarę w Niego otrzymali życie wieczne. Więc Jan prowadzi nas przez kolejne osoby i wydarzenia wykazując, że wiara w Jezusa Chrystusa  jest najmądrzejszą rzeczą jaką możemy uczynić w życiu, bo gdy Mu zaufamy jako naszemu osobistemu Zbawicielowi, to przechodzimy ze śmierci do żywota.

To właśnie stało się w życiu tej samarytańskiej kobiety, pod wpływem słów Jezusa - uwierzyła w Niego. Uwierzyła w to, co powiedział jej w 26 wierszu, że jest oczekiwanym Mesjaszem, a gdy uwierzyła, to została zbawiona.

 Jest teraz tak podekscytowana tym, że ma przywilej poznać oczekiwanego od wieków i zapowiadanego przez proroctwa Chrystusa, że zostawia swój dzban z którym przyszła po wodę do studni i biegnie szybko do miasta, by opowiedzieć ludziom o Jezusie. Wydaje się, że celowo zostawiła dzban z wodą, bo nie chciała, by ją spowalniał w dotarciu do innych z dobrą nowiną. Ona rozumie, że ma tuj miejsce coś niezwykle ważnego, że Bóg wypełnia zapowiadane od wieków swoje słowa, a ona ma przywilej być tego świadkiem.

Zważywszy na to, że samarytanie uważali za autorytet tylko pięcioksiąg musiała przynajmniej znać takie proroctwa o Jezusie jak to z Ks. rodzaju

Rodzaju 49:10  Nie oddali się berło od Judy Ani buława od nóg jego, Aż przyjdzie władca jego, I jemu będą posłuszne narody.

Prawdopodobnie pamiętała słowa Mojżesza który powiedział pod koniec swego życia

Powtórzonego Prawa 18:15  Proroka takiego jak ja jestem, wzbudzi ci Pan, Bóg twój, spośród ciebie, spośród twoich braci. Jego słuchać będziecie.

Spotkanie z Jezusem odmieniło tą kobietę. Jeszcze przed chwilą unikała ludzi i przychodziła do studni w samo południe, gdy było największe słońce, by nikogo nie spotkać i nie tłumaczyć się z życia jakie prowadziła. Jak pamiętamy miała pięciu mężów, a mężczyzna z którym obecnie żyła nie był jej mężem. Z pewnością czuła się bardzo obciążana swoim grzechem, może myślała, że z powodu życia jakie prowadzi nie ma dla niej już przebaczenia i miłosierdzia Bożego. Być może część współczesnych jej nauczycieli nie raz dało jej do zrozumienia jaką jest złą osobą w oczach Boga. A tymczasem dowiaduje się od Jezusa, że Bóg się nią nie brzydzi i jest gotowy jej przebaczyć i chce dać jej wodę żywota – życie wieczne. Wyobrażacie to sobie?

Spróbujcie postawić się w jej sytuacji. Mi - naprawdę mi, Bóg chce przebaczyć - takiemu złemu człowiekowi jak ja, Bóg jest gotowy przebaczyć? Serio? Czy to w ogóle jest możliwe, że taki grzesznik jak ja, może otrzymać Bożą łaskę, Jego miłosierdzie i błogosławieństwo.

To jest odkrycie tej kobiety, przez miłość i zainteresowanie jakie okazał jej Pan Jezus poczuła się przyjęta przez Boga, zrozumiała że jest dla niej nadzieja, że pomimo jej nieprawości Bóg nie skreślił jej jak wielu już to uczyniło. Gdy sobie to uświadomiła, gdy uwierzyła w przebaczenie jakie Jezus jej zaoferował, to wyzwoliło w niej radość i chęć dzielenia się tym poselstwem o Jezusie Mesjaszu z innymi. Jej sumienie i jej serce zostało oczyszczone i poczuła się wolna od swojego grzechu, który ją potępiał.

Chrystus nie tylko dla niej miał przebaczenie i życie wieczne, ale Biblia mówi, że Bóg chce udzielić łaski przebaczenia win każdemu człowiekowi pod warunkiem, że się upamięta i uwierzy w Jezusa. Nie ma znaczenia jak wielkie są nasze grzechy, znaczenie ma to, jak wielki jest nasz Zbawiciel. On może przebaczyć każdą winę i każdą nieprawość jeśli szczerze do Niego się zwrócimy.

Pan Jezus w Ew. Mateusza zaprasza do siebie wszystkich, którzy są obciążeni swoim grzechem jak ta samarytańska kobieta i jest gotowy im przebaczyć, bo umarł za grzechy świata

Mówi to w Ew. Mateusza 11,28

Mateusza 11:28  Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie.

Natomiast w Dziejach Ap. w 2 rozdz. 21. wierszu czytamy, że każdy kto będzie wzywał imienia Pańskiego, każdy kto będzie wzywał imienia Jezusa z wiarą, by doświadczyć zbawienia otrzyma przebaczanie.

Widzimy w naszym fragmencie, że fakt oczyszczenia z grzechów tej kobiety wyzwolił w niej wielką radość. Bóg dał jej wielkie poczucie szczęścia ze zbawienia i chciała podzielić się tym, co doświadczyła z innymi. To jest jeden ze znaków prawdziwego przebaczenia. Człowiek, który doświadcza oczyszczenia z grzechów, doświadcza również wielkiej szczęśliwości. Grzech obciąża nas, powoduje w nas strach i lęk przed sądem Bożym, a Biblia mówi, że nie mają bezbożnicy pokoju. W chwili, gdy przebaczenie w Chrystusie staje się naszym udziałem, to z naszego serca spada wielki ciężar, który dźwigaliśmy przez całe życie. Np. w bardzo dobrej i znanej książce „Wędrówka Pielgrzyma” w której w sposób alegoryczny jest przedstawiona historia zbawienia grzesznika nosi on ciągle na plecach plecak, który go obciąża. Próbuje go ściągnąć na różne sposoby, ale uwolnienia dopiero doświadcza pod Krzyżem, co daje mu niezwykłą lekkość. Być może na początku, gdy doświadczamy przebaczenia nawet nie wiemy co się dokładnie stało, nie potrafimy tego zdefiniować ale nasze doświadczenie jest tak głębokie i realne, że wiemy iż nasze serce zostało uwolnione od poczucia winy i mamy pokój z Bogiem, co sprawia, że stajemy się prawdziwie wolnymi ludźmi, a nasza dusza napełnia się radością. Jakie to ja poczułem wielkie szczęście, gdy pierwszy raz doświadczyłem zbawienia! Pamiętam, że obejmowałem drzewa, macałem trawę, bo wydawała mi się cudowna, a gdy spoglądałem w niebo, to mówiłem, że jest wspaniałe. Wszystko na około wydawało mi się nowe i cudowne. Ale świat pozostał taki sam, to ja byłem nowy i miałem nowe spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość.

O tej radości wynikającej ze zbawienia Pan Jezus mówi w przypowieściach w Ew. Łukasza 15 rozdz., kiedy kobieta znajduje drachmę symbolizującą zbawienie grzesznika, sprasza sąsiadów i cieszy się z nimi, kiedy pasterz znajduje zgubioną owcę, to raduje się. Niebu towarzyszy wielka radość, gdy jeden grzesznik się nawraca, eunuch z 8 rodz. Dziejów Apostolskich, gdy zrozumiał ewangelię i przyjął ją, to bardzo się raduje jadąc dalej do Etiopii na swoim wozie. Często możemy obserwować, że wielka radość z poznania Boga towarzyszy świeżo nawróconym chrześcijanom. W chwili zbawienia Bóg udziela nam radości nieba i powinniśmy się radować z całym niebem, bo nie ma większego powodu do radości niż ten, gdy człowiek przeszedł ze śmierci do życia.

Taki entuzjazm pomaga w głoszeniu ewangelii jak w przypadku tej kobiety. Ona nie jest w stanie milczeć, ale chce się podzielić swoim szczęściem z innymi. I taka jest ewangelia, że gdy jej prawdziwie doświadczamy, to chcemy się nią dzielić z całym światem. Czym bardziej entuzjastycznie to czynimy, tym jesteśmy dla świata bardziej wiarygodni. Jeszcze przed chwilą samarytanka unikała ludzi, ale teraz nie ma dla niej znaczenia, co oni o niej myślą, liczy się to, że została przyjęta przez Boga i chce się dzielić tym z innymi.

Jak widzimy czyni to skutecznie, przekonuje ludzi w mieście, że spotkała Mesjasza i zachęca ich, by przyszli do Jezusa i sami się przekonali, czy tak jest. To pokazuje nam, że często skuteczniejszą metodą ewangelizacji jest zadawanie pytań, a nie wygłaszanie oświadczeń. Już na początku Ew. Jana w 1 rodz. gdy apostoł Filip spotyka Natanaela i mówi mu o Jezusie - Mesjaszu z Nazaretu, a tamten to kwestionuje, wtedy Filip odpowiada, to chodź i zobacz, Podobnie świadczy o Jezusie samarytanka. Gdyby ogłosiła im, że Mesjasz jej się objawił, to prawdopodobnie, by ją wyśmiali, ale ona przez pytania wzbudza ich ciekawość. Chodźcie zobaczcie – wszystko mi powiedział, czy nie jest to Mesjasz?

Chodzi o to, że jeśli sami coś odkryjemy i osobiście się o czymś przekonamy, to takie odkrycie cenimy o wiele bardziej niż coś, co zostało nam podane. I faktycznie, widzimy że na jej świadectwo mieszkańcy miasta przyszli, by przekonać się, czy Jezus jest Chrystusem. 

Następnie widzimy, że wydarzenie z samarytanką Jezus wykorzystuje, by nauczać swoich uczniów na temat Królestwa Bożego. Już wcześniej uczniowie przychodzą z miasta z zakupioną żywnością i widzą Pana rozmawiającego z tą kobietą w. 27. Musiał być to dla nich nie mały szok, bo jak mówiłem ostatnio kulturowo było nie do pomyślenia, by Żydzi publicznie rozmawiali z kobietami, a tym bardziej z samarytankami.

Jednak nie przerywają Mu, a gdy samarytanka odchodzi oni proponują Jezusowi jedzenie w. 31, ale Chrystus mówi, że ma pokarm o którym oni nie wiedzą, a tym pokarmem jest pełnił wolę Boga Ojca.

Widzimy tutaj, że znowu Pan Jezus przyziemne sprawy jak wcześniej woda, a teraz jedzenie wykorzystuje, by przekazać prawdy duchowe, które są o wiele bardziej istotne niż nasza ziemska doczesność. Niestety wiele osób zajmuje się wyłącznie tym, co na ziemi - tym co dotyczy ich ciała i nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że mają duszę. A to, co duchowe jest wieczne, doczesność natomiast jest tymczasowa.

Więc uczniowie zwracają mu uwagę na konieczność fizycznego jedzenia jednocześnie nie dostrzegając wagi spraw duchowych jakie mają w tej chwili miejsce, że kobieta samrytańska doznaje uwolnienia od grzechów i zbawienia.

Jezus chce by dostrzegli prawdziwą wartość spraw i zobaczyli co jest naprawdę istotne w życiu. Uczniowie tak bardzo przejmują się fizycznym pokarmem, a jednocześnie umyka im, że to, na czym powinni się skupić, to czynienie woli Bożej. Tak właśnie postępował Jezus, że sprawy tego świata, sprawy naszych fizycznych potrzeb miały drugorzędne znaczenie. On wiedział, że jego głód miał niewielkie znaczenie wobec zbawienia tej kobiety. On rozumiał, że może być jeszcze trochę głodny albo nawet i dłużej jeśli w tym czasie mógłby wypełnić wolę Ojca. Chciał tego samego nauczyć swoich uczniów, że nie powinni skupiać się na sprawach tego świata do tego stopnia, że nie będą w stanie czynić woli Bożej. Nie powinni być nigdy tak pochłonięci  swoimi osobistymi potrzebami, by pomijać wolę Ojca.

Niestety, tu wszyscy musimy uderzyć się w pierś i powiedzieć, że nie raz nie dwa zdarza się, że jesteśmy tak bardzo zajęci sprawami naszego ciała, naszych osobistych potrzeb, naszych pragnień, naszych interesów, naszych dążeń, naszej wygody, że potrafimy zapominać o woli Bożej. Albo przedkładamy te doczesne sprawy nad wolę Bożą i myślimy, że gdy załatwimy swoje prywatne sprawy i jeszcze zostanie nam trochę czasu i energii, to zaangażujemy się w Królestwo Boże. Jezusa pokarmem, czyli tym, co prawdziwie dawało mu siłę i Go radowało, było czynienie woli Bożej, a konkretnie zbawienie zgubionych. A może jest tak, że często brakuje nam czasu, energii i środków, bo właśnie przedkładamy sprawy doczesne nad duchowe? Pan Jezus doskonale rozumiał i miał pełną ostrość widzenia, co jest naprawdę ważne w życiu. Mamy obietnice naszego Pana, w 6 rodz. Ew. Mateusza kiedy On mówi

Mateusza 6:31  Nie troszczcie się więc i nie mówcie: Co będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: Czym się będziemy przyodziewać?

32  Bo tego wszystkiego poganie szukają; albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie.

33  Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.

Wspaniała obietnica Jezusa, że Bóg zatroszczy się o nasze doczesne sprawy pod jednym warunkiem, że na pierwszym miejscu postawimy Jego sprawy. Gdy będziemy myśleć w kategoriach Bożego żniwa, to często będziemy dostrzegać spotykające nas sytuacje i ludzi jako okazje do dzielenia się ewangelią i budowania Królestwa Bożego.

To więc, co jest moim i twoim prawdziwym pokarmem, co prawdziwie raduje twoje serce, co napędza twoje życie i sprawia, że chce ci się rano wstać? Czy jest to wola Boga Ojca i naszego Pana Jezusa Chrystusa? Z tego bierze się prawdziwa siła i radość, bo zajmujemy się wtedy czymś naprawdę sensownym, czymś, co nie przeminie i odbieramy Boże błogosławieństwo płynące z poświęcenia się dla Królestwa Bożego.

Pan Jezus zachęca uczniów, by dostrzegli żniwo Boże, które ciężko im zobaczyć przez osobiste uprzedzenia i przez pilnowanie tego, czy mają co do talerza włożyć. A czyni to w wierszach od 35 - 38

Jana 4:35  Czy wy nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdzie żniwo? Otóż mówię wam: Podnieście oczy swoje i spójrzcie na pola, że już są dojrzałe do żniwa.

Jan 4:36  Już żniwiarz odbiera zapłatę i zbiera plon na żywot wieczny, aby siewca i żniwiarz wspólnie się radowali.

Jan 4:37  W tym właśnie sprawdza się przysłowie: Inny sieje, a inny żnie.

Jan 4:38  Ja posłałem was żąć to, nad czym wy nie trudziliście się; inni się trudzili, a wy zebraliście plon ich pracy.

O czym Jezus dokładnie mówi? Prawdopodobnie twierdzi, że za 4 miesiące miały być żniwa w sensie fizycznym, lub przywołuje tutaj jakieś znane wtedy przysłowie, ale Pan Jezus znów wykorzystuje to, co doczesne, by wskazać na prawdy duchowe i mówi, że już żniwo jest gotowe, ale jego uczniowie tego nie widzą. Tym żniwem nie jest zbieranie zboża, czy jakichkolwiek innych fizycznych owoców, ale gotowość do zbawienia samarytanki i samarytan, którzy przez jej świadectwo uwierzą w Niego. Ten kto dostrzega duchowe żniwa i wykorzystuje okazje i czas, by otwierać przed ludźmi Królestwo Boże jest naprawdę błogosławiony. Człowiek taki otrzyma od Boga wielką zapłatę, a właściwie już po części ją odbiera mając przywilej uczestniczyć w Bożym planie zbawienia i mogąc się radować z tego, że przyczynia się i może oglądać zbawianie ludzi. Może dzielić tą radość i nagrodę razem z siewcą, wedle biblijnej zasady, że inny sieje, a inny zbiera – wzrost natomiast daje Bóg. Uczniowie Jezusa mieli przywilej zebrać duchowe żniwa w postaci zbawienia samarytan, ale ktoś inny siał w nich słowo Boże. Może Jezus ma na myśli tutaj Mojżesza, którego księgi czytali lub Jana Chrzciciela, który działał w tamtych okolicach i mógł im głosić o nadchodzącym Mesjaszu.

Pytanie na ile jesteśmy świadomi duchowych żniw wokół nas i na ile chcemy uczestniczyć w Bożym dziele zbawienia ludzi i czy angażujemy się w ten proces? Może wokół nas są takie osoby, które już są gotowe do przyjęcia zbawiania, bo ktoś kiedyś zasiał w nich słowo Boże, a ono pracowało w ich sercach, a teraz są dojrzali do żniw, tylko czy my to widzimy? Czy ostrość duchowa w naszym życiu nie jest przytępiona, by pomóc ludziom wejść do Królestwa Bożego? Czy poświęcimy im czas i zaangażujemy się w ich życie jak Jezus zatrzymał się dla samarytanki i samarytan, by ich zbawienie stało się faktem o czym czytamy w  wierszach 39 – 41.    

Kolejna myśl z naszego tekstu jest taka, że może my nie będziemy tymi, którzy będą zbierać, weźmy pod uwagę to, że może my jesteśmy tymi którzy mają siać, a zbiorą po nas inni. Jednak nie powinniśmy się zniechęcać, czy ulegać frustracji, kiedy siejąc Słowo Boże nie od razu doświadczymy zbiorów. Weźmy pod uwagę, że kiedy go nie siejemy, to w ogóle ich nie doświadczymy. Powinniśmy ufać Bogu, że gdy siejemy Jego Słowo, to jak mówi Ks. Izajasza 55 rozdz. wiersz 11, że to słowo nie wraca do Boga puste, ale spełnia pomyślnie Jego zamysł. Ono działa w ludzkich sercach i za jakiś czas plony te zbiorą inni, a może właśnie my.

Znany biblista i teolog JC Ryle powiedział:

„Należy zauważyć, że wykonując pracę dla Chrystusa i pracując dla dusz, są zarówno siewcy, jak i żniwiarze. Praca żniwiarza jest o wiele bardziej widoczna niż praca siewcy. Jednak jest całkowicie jasne, że gdyby nie było siewu, nie byłoby żniw. Warto o tym pamiętać. Kościół często jest skłonny oddawać nadmierny szacunek żniwiarzom Chrystusowym, a pomijać pracę siewców Chrystusowych”.

To co jest w tym wspaniałego, że zarówno ten, który sieje jak i ten, który zbiera będą kiedyś razem się radowali w wieczności widząc zbawionych ludzi przez swoją służbę i otrzymają od Pana za to nagrodę. Pamiętajmy, że skarby zbierane na ziemi przeminą, ale te zbierane wieczne przyniosą nam wieczne zyski. Więc siejmy wytrwale i miejmy duchowo otwarte oczy, by zebrać plon, gdy jest już gotowy do żniwa.

Adoniram Judson misjonarz służący w Birmie w pierwszej połowie XIX wieku doświadczył wielu trudności i wielu rozczarowań oraz mało widocznych owoców w postaci nawróceń. Jednak dzisiaj w Birmie jest ponad milion chrześcijan, których korzenie sięgają pracy Judsona. Pamiętaj, że  twój siew nie idzie na marne, jeśli nawet inni będą zbierać owoce. Bądź wierny w siewie, a przyjdzie żniwo! 

Łączna liczba wyświetleń