10.02.2025

Zakładanie Kościoła - dlaczego się nie udało

 


Drodzy przypadła mi mniej chlubna funkcja dzielić się tym, dlaczego w NDG gdy byłem misjonarzem nie udało się założyć Zboru. Ale porażki są w tym celu by wyciągać z nich wnioski i się na nich uczyć jak kiedyś powiedział Michael Jordan

Nie trafiłem ponad 9000 rzutów w mojej karierze.

Przegrałem prawie 300 gier.

26 razy nie trafiłem decydujących piłek w meczu.

Ponosiłem porażki raz po raz przez całe moje życie.

I to właśnie dlatego osiągnąłem sukces..

Po kilku latach doświadczeń wydaje mi się że jestem w stanie lepiej ocenić sytuacje w Nowym Dworze Gdańskim, dlaczego tam nie udało się założyć Zboru podczas mojej służby misyjnej w latach 2007- 2009.

Sytuacja w Nowym dowrze Gdańskim była bardzo złożona. Zbór tam powstawał od ponad 20 lat i w niektórych latach było bardzo blisko, by rzeczywiście powstał. Zdarzało się że w okresie świetności do społeczności należało około 30 osób, jednak nigdy nie zostało to przekute na struktury zborowe zawsze funkcjonowało jako placówka, również w mentalności ludzi. Powody tego podejrzewam były różne, nie było odpowiednich osób, które mogły się na pełen etat zająć tą społecznością, nie było jasnej skrystalizowanej wizji co robić dalej itp. Zawsze było tak, że po pewnym okresie wzrostu następował podział i spadek. Zazwyczaj Pojawiał się jakiś charyzmatyczny lider, który zaczął skupiać wokół  siebie ludzi, ale nie koniecznie chciał to czynić w Kościele Chrześcijan Baptystów, część go akceptowała część nie i w końcu dochodziło do podziałów, często też na tle teologicznym. W takim też okresie ja zająłem się tą społecznością.

Objąłem tą placówkę w bardzo trudnym dla niej momencie, właśnie po takim podziale z powodu ruchu charyzmatycznego, tzw. wystawienników i trzeciej fali. Ci z was którzy pamiętają podział Zboru w Malborku z tego okresu wiedzą o czym mowa, również społeczność w NDG była w ten podział zaangażowana. Część osób odeszła ze Zboru i postanowiła zakładać inny Zbór. Ci którzy zostali byli bardzo rozbici, duchowo i teologicznie.

1.      To więc uważam że jednym z głównych powodów dla których nie udało się tam założyć Zboru, był wcześniejszy podział i spory teologiczne, które później nadal się ciągnęły.

Osoby które zostały czuły się rozbite sami do końca nie wiedząc w co wierzą i czy chcą być nadal częścią KCHB. Dzisiaj z perspektywy czasu, gdy oceniam tą sytuacje, to być może lepsze by było budować wszystko od początku, a nie na zgliszczach tego co zostało. Fałszywa nauka nie tylko wprowadziła w tym zborze podział, ale podkopała także fundamenty wiary wielu. W późniejszym czasie wielokrotnie musiałem się z tym zmagać.  

Musimy zdać sobie sprawę, że dla nowo powstającego Zboru nie mającego różnych obciążeń teologicznych z poprzednich podziałów, czy wynikających z tego, że część osób niezadowolonych odłączyła się od innych zborów i przystała do tego który właśnie się buduje jest ogromnym błogosławieństwem przynajmniej na początku. Podziały teologiczne zawsze są zagrożeniem dla każdego Zboru, ale szczególnym zagrożeniem są dla zborów nowo powstających. Chodzi o to, że W Kościele który się dopiero buduje nawet małe podziały teologiczne robią duże zamieszanie. Jeśli jeszcze przywódca, pastor, misjonarz, założyciel tego Zboru nie ma zbyt dużego autorytetu lub nie reaguje odpowiednio wcześnie, to jest duże niebezpieczeństwo, że zanim Zbór powstanie już się podzieli lub rozpadnie.

W kontekście poddziałów teologicznych należy się zastanowić w początkowym okresie wzrostu Zboru, czy dobre jest dla nowo powstającego Kościoła chętne przyjmowanie ludzi odłączonych od innych wspólnot bez weryfikacji ich poglądów teologicznych. Czasami może się okazać, że to co wydaje się być błogosławieństwem staje się dla Zboru przekleństwem. Z jednej strony budujące jest to, że ktoś przyłącza się do Kościoła, szczególnie w naszej kulturze gdzie nie ma zbyt wielu ewangelikalnych chrześcijan witany jest z entuzjazmem, a z drugiej bez weryfikacji jego poglądów teologicznych może się okazać, że to będzie ze szkodą dla nowo powstającej społeczności.

Często jest tak, że ci którzy mają już ukształtowane poglądy teologiczne przyłączając się do nowo powstającego Zboru są trudniejsi we współpracy niż ci, którzy w trakcie powstawania danej społeczności nawrócili się.

Jeśli chodzi o Nowy Dwór Gdański, ciągle na różnych etapach pracy musiałem się z tym zmagać. Prostować nieprawdziwe nauki charyzmatyczne np. że trzeba dosłownie opalikować miasto Słowem Bożym, a wtedy się wszyscy nawrócą, fałszywe proroctwa, które się pojawiały co jakiś czas i wypływających tu i tam proroków oraz wiele innych. To więc zamiast skupić się na ewangelizacji i efektywnym uczniostwie ciągle musiałem gasić pożary. 

2.      Myślę że kolejny powód dlaczego nie udało się tam założyć Zboru, to być może moje niewielkie wtedy doświadczenie w zakładaniu Zborów i niezbyt wielki autorytet w tej konkretnie placówce, tam się nawróciłem i stawiałem pierwsze kroki wiary. W myśl słów nie jest prorok szanowany w swoim domu.

Ledwo co skończyłem studia w seminarium, pracowałem też zawodowo, ale chciałem bardziej zaangażować się w kościele. W zborze w Malborku gdzie byłem członkiem nie było wtedy na tyle potrzeb, bym mógł tam służyć, więc pojawił się pomysł ratowania placówki w Nowym Dworze Gdańskim, gdzie za moją zgodą zostałem tam delegowany. No ale ja, świeżo po seminarium, przed wikariatem z niewielkim doświadczeniem w budowaniu Zboru od niemal zera i samodzielnym jego prowadzeniu nie bardzo miałem pojęcie jak się do tego zabrać, a byłem tam sam poza sporadycznymi odwiedzinami niektórych. Do tego, gdy tam się zaangażowałem to duża część mojej służby polegała na gaszeniu kolejnych konfliktów między osobami, które pozostały, a które między sobą miały jeszcze zaszłe, nie załatwione sprawy. Również część osób która została była rodzinnie spowinowacona z tymi którzy odeszli, więc tamci którzy odeszli, buntowali tych którzy zostali. Część osób która została, miała przekonania bardzo charyzmatyczne, że trzeba prorokować, uzdrawiać, wskrzeszać z martwych, to więc co jakiś czas mieliśmy tego typu akcje. Pomimo moich częstych napomnień i rozmów na ten temat kilka osób z tej społeczności nie bardzo chciała mnie słuchać. To więc jedna siostra z drugą nawrócone od 25 lat i przekonane że mają dar prorokowania, twierdziły, że co będą słuchać takiego „domorosłego misjonarza”.  Gdy do społeczności dołączali kolejni ludzie, to wciąż te nie załatwione konflikty, fałszywe proroctwa i chaos dawał o sobie znać i wywoływał zgorszenie, co nie pozwalało społeczności skutecznie wzrastać.

To więc sugeruje że jeśli podejmujemy się zakładania nowych Zborów, to nie wysyłajmy do takiego zadania ludzi dopiero po seminarium bez doświadczenia, odpowiednio nie przygotowanych, albo tych, którzy nie dawno się nawrócili i nie rozumieją jeszcze zasad prowadzenia Kościoła, a tym bardziej budowania nowego Zboru. Przypomina mi to świeżych niedoświadczonych rekrutów, którzy zaraz po zwerbowaniu zostają wysłani w bitwę, gdzie oczywiście część z nich szybko zginie. Kiedyś pracowałem z Rosjanami na budowie i z jednym z nich trochę się zaprzyjaźniłem. Opowiadał mi, że służył w Afganistanie podczas wojny rosyjsko - afgańskiej i gdy dowozili nowych rekrutów większość z nich ginęła w pierwszych dniach służby z powodu braku doświadczenia. Najdłużej żyli doświadczeni żołnierze, którzy rozumieli zasady wojny.

Czasami obserwuje takie podejście w zakładaniu Zborów, że bierze się człowieka świeżo po seminarium, chętnego z zapałem, ale nie wiadomo co z nim zrobić, to niech zakłada nowy Zbór. A później często dochodzi do zniechęcenia, rezygnacji itp. 

3.       Kolejna rzecz, która przyczyniła się do nie założenia tam zboru, to osamotnienie w służbie.

Często miałem wrażenie, że tylko mi tam zależało na powstaniu Kościoła. Po prostu brakowało trzonu tego Zboru, osób zdecydowanych z którymi ten Zbór można by było budować. A z kolei te osoby o których myślałem że chcą, by tam Kościół powstał po jakimś czasie powiedziały, że tak naprawdę to nie są pewni żeby nadal go tam zakładać. Dzisiaj wiem, że ciężko założyć Zbór jeśli nie ma przynajmniej kilku osób, które są zdecydowane pomimo wszystko, pomimo problemów, trudności i niepowodzeń nadal służyć przy powstawaniu Kościoła. Na początku w zakładaniu Zboru wiele osób ma duży entuzjazm, ale po jakimś czasie u niektórych z nich ten entuzjazm gaśnie, a część z tych którzy chcieli to robić zniechęca się i odchodzi do innych Zborów. To również jest bardzo zniechęcające dla innych, szczególnie w takim nowo powstającej społeczności. Nawet w Wejherowie po jakimś czasie spotkaliśmy się z rezygnacją części osób. Powody są tego różne, bo nie ma takiego przyrostu jakiego spodziewali się, bo nie wszystko jeszcze w postaci służb funkcjonuje tak, jak w Zborach które już prężnie działają, bo nie jest tak fajnie jak w Zborze gdzie jest kilkadziesiąt osób, a nabożeństwa nie wyglądają tak okazale itp.

Do tego na początku każdy powstający Zbór w Polsce zmaga się z mentalnością sekty bardziej niż Kościoły które już mają struktury i zorganizowane służby, kilkadziesiąt osób i rozwiniętą pracę. Po prostu żyjemy w kraju, gdzie zakładanie Zborów jest obce naszej kulturze i misjonarz kojarzy się z Afryką, a nie Polską. Wszyscy którzy brali udział w zakładaniu Kościoła wiedzą o tym, że początkowe nabożeństwa mogą dla niektórych wyglądać bardzo dziwnie, a nawet sekciarsko, bo bierze w nich zaledwie kilka osób, 3, 5 ,10. Część osób w zborze zmaga się z poczuciem, że taka mała grupa to jest nic i z tego nic nie powstanie, a jeśli jeszcze z pięciu osób ktoś odchodzi zostaje 4 osoby, to wyobraźmy sobie jak to może wpływać na innych. Dużo łatwiej jest pracować kiedy jest jakiś trzon, jakaś grupa, która nie zniechęca się pomimo wszystko.

Pamiętam rozmowę z jedną z sióstr z naszego Wejherowskiego Zboru, kiedy na początku przez około 1,5 roku spotykałem się z nią na studium biblijnym. I po jakimś czasie ona zadała mi pytanie, czy te nasze spotkania jakość się rozkręcą. Było to pytanie w którym wybrzmiewało „czy jest sens nadal kontynuować te spotkania, bo jest nas mało”. Musiałem ją uświadomić, że najważniejsze byśmy my osobiście podążali  za Chrystusem i czynili to z powodu prawdy, a nie dlatego  że jest fajnie, czy jest nas dużo. Powiedziałem również, że  wierze iż z czasem do naszej dwójki dołączą kolejne osoby i ta grupa się rozwinie jeśli my będziemy wierni, co stało się w kolejnych miesiącach, ale wtedy zrozumiałem jak nigdy wcześniej, że część osób przy zakładaniu zboru może zmagać się z poczuciem, po co to robić, jakie znaczenie ma taka mała grupka jak nasza, wyglądamy głupio, czy to ma sens, wszyscy myślą o nas jak o sekcie, a może to niej właściwa i prawdziwa droga. 

4.      Kolejny powód to w moim przekonaniu zbyt krótki czas.

Wtedy byłem misjonarzem szkolonym przez Ligę Biblijną. Ci którzy znają zasady tej misji wiedzą, że program zakładania Zboru w Lidzie obejmuje dwa lata. Na ten okres Liga Biblijna daje misjonarzami część wsparcia finansowego, dokładnie 50% i drugie 50% jest zobowiązany dać Zbór matka, ten który wysyła misjonarza. Do tego Liga szkoli takiego misjonarza podczas kilkudniowych zjazdów szkoleniowych które są organizowane dwa albo trzy razy do roku. Jednak po dwóch latach  w polskich warunkach bardzo ciężko założyć Zbór, nie mówię że to nie jest niemożliwe, niektórym misjonarzom udało się. Ale w większości przypadków trzeba więcej czasu niż dwa lata, ja sugeruje że około 5, ale to jest indywidualna sprawa dla każdego przypadku.   

Po dwóch latach w NDG tak naprawdę dopiero się okazało kto chce zakładać Zbór, a kto nie chce, nadal byliśmy na początku drogi, a program misyjny dobiegł już końca. Niektórzy dopiero się nawrócili, niektóre służby dopiero zaczynały funkcjonować inne działania które nie przynosiły rezultatu trzeba było wygasić. Jednak Zbór matka nie był chętny dalej kontynuować tam zakładania Kościoła, więc postanowiono zakończyć ten projekt misyjny, a mnie skierowano do innej pracy. Być może gdyby praca była kontynuowana, to Zbór tam w końcu by powstał. W Wejherowie dla przykładu potrzebowaliśmy około 5 lat, by w końcu zarejestrować Kościół, teraz jest 8 rok, a czasami mi się wydaje że wciąż jesteśmy na początku.

To więc, to jest kolejna przeszkoda w zakładaniu Zboru, należy się nastawić w moim przekonaniu na dłuższy czas pracy misyjnej. Jeśli zakładamy, że Zbór powstanie w dwa lata, albo 5 to trzeba rozmawiać o tym wcześniej, co robimy dalej jeśli w tym okresie nie powstanie. Czy dajemy sobie kolejny czas, czy jednak czekamy w tym miejscu na lepszy okres. 

5.      I ostatnia rzecz o której chciałem wspomnieć, czego być może się nie udało to specyfika miasta.

Od jakiegoś czasu mam pewne przemyślenia na temat zakładania nowych Zborów i wydaje się mi, że lepiej to wychodzi w większych miastach. Nowy Dwór Gdański jest małym miasteczkiem dziesięciotysięcznym, gdzie na dobrą sprawę większość ludzi się zna, przynajmniej z widzenia, a już na pewno w kontaktach okazuje się, że nowo poznana osoba ma z tobą jakiś wspólnych znajomych. W takich małych miastach często presja społeczna jest dużo większa niż w dużych. Potencjalne nawrócenie odbija się dużo większych echem niż w innym przypadku.  Zdarzało się, że gdy ktoś nawracał się i przyłączał do Zboru, to ksiądz potrafił trąbić o tym podczas mszy i przestrzegać przed sektami. W takim małym mieście informacje rozchodzą się bardzo szybko i ci, którzy może są zainteresowani, ale niezdecydowani zaraz się zniechęcają. Z jednej strony to może być dobre, bo jak się ktoś nawraca i pomimo takiej presji nadal chce być w Kościele, to świadczy o jego prawdziwej miłości do Chrystusa. Też świadectwo nawrócenia może mieć dużo większy zasięg. Ale z drugiej strony, często praca zakładania Zboru w małym mieście przynosi dodatkowe problemy i trzeba więcej czasu. Oczywiście to nie jest regułą i wszystko zależy od Boga, ale w moim przekonaniu jeśli chodzi o Kościoły ewangelikalne w małych miastach lepiej pozwolić im rozwijać się bardziej naturalnie. Chodzi o to, że np. skupić się na zakładaniu Zborów w miastach większych powiedzmy od około 35 tys. i te Zbory niech prowadzą działania misyjne w tych niedużych miasteczkach, które znajdują się w niedalekiej okolicy od tego większego miasta. Jeśli z tego miasteczka nawróci się kilka, kilkanaście osób, to starać się tam prowadzić bardziej regularną pracę zmierzającą do założenia Zboru. Od początku należy tak wychowywać tam wierzących, by w przyszłości mogli stać się samodzielnym Zborem. Niekiedy takie placówki mogą bać się stworzyć samodzielny Kościół i wiecznie pozostają placówką, to jednak jest ze szkodą dla ich rozwoju. Powody takiego postępowania mogą być różne, strach przed odłączeniem od Zboru matki, sentymenty do Zboru w większym mieście, niekiedy to Zbór matka nie pozwala na oddzielenie, bo będzie nas mniej, bo będzie smutno, bo budżet będzie mniejszy i jeszcze pewnie wiele innych przyczyn. Ale wydaje się, że gdybyśmy konsekwentnie działali według takiego planu, to z czasem więcej by było Zborów w miastach większych i też w mniejszych. To według mnie były takie główne przyczyny z powodu których nie udało się tam założyć Kościoła.

8.02.2025

Nie śpijmy, by nie popaść w pokuszenie Mat 26,36-46

 

Pan Jezus przed samą śmiercią poszedł do ogrodu Getsemane z uczniami i tam się modlił, ale także nakazał czynić to, swoim uczniom. Zwrócił się do Piotra Jakuba i Jana, by czuwali i modlili się z Nim, sam zaś oddalił się na niewielką odległość wołając do Boga Ojca.

Gdy wrócił do nich zastał ich śpiących, nie posłuchali Go jak prosił, by z nim czuwali w modlitwie. Uczniowie zignorowali nakaz Pana Jezusa. Później kolejny raz przykazał im czuwanie, ale i tym razem spali.

Zwróćmy uwagę, że Jezus powiedział iż powinni się modlić, by nie popaść w pokuszenie, lub inne tłumaczenia mówią, że powinni się modlić, by nie ulec pokusie.

Pan wiedział że przyjdzie na nich próba, związana z jego aresztowaniem i ukrzyżowaniem. Wiedział, że diabeł będzie starał się ich zastraszyć w podążaniu za Nim i zasiać w ich sercach wątpliwości, co do Jego osoby.

W związku z tym nawoływał ich do modlitwy do Boga, by Bóg ich zachował, ochronił i dał zwycięstwo w próbach, które miały na nich przyjść.

Ale wiemy jak oni się zachowali – nie modlili się. Zignorowali słowa Pana Jezusa i gdy przyszła próba nie stanęli na wysokości zadania, przestraszyli się, byli zrezygnowani i uciekli, a Piotr nawet zaparł się Pana Jezusa.

Zobaczmy, że niewierność uczniów po aresztowaniu Jezusa była konsekwencja braku modlitwy w ich życiu. Po prostu brakowało im Bożej mocy, której nie otrzymali w chwili pokusy, by zdołać się oprzeć grzechowi w próbie. Brakowało im odwagi, gdy należało się opowiedzieć po stronie Jezusa, brakowało im wiary i przekonania, że faktycznie jest tym za kogo się podawał, brakowało zrozumienia Słowa Bożego o Jego śmierci i zmartwychwstaniu. A powinni to wszystko rozumieć, bo Pan Jezus przygotowywał ich na ten czas. Brakowało im również mądrości jak się zachować w kryzysowej sytuacji w jakiej się znaleźli. A wszystko to się zdarzyło, bo nie modlili się wtedy, kiedy był czas na modlitwę.

Z przykrością musimy powiedzieć, że upadki i wątpliwości chrześcijan często są z ich winy, są często konsekwencją zaniedbywania modlitwy w życiu wierzących.

Wiele pokus i prób zostałoby pokonanych, gdybyśmy zawsze traktowali poważnie słowa Pana Jezusa wzywające nas do modlitwy. Modlitwa jak powiedział Pan Jezus jest duchowym czuwaniem. To właśnie przez nią w połączeniu ze słowem Bożym Bóg udziela nam swojej mocy i daje rozeznanie w sprawach duchowych. To przez modlitwę Pan wzmacnia naszego ducha utwierdzając nas w naszej wierze w Niego i swoich obietnicach. To przez modlitwę otrzymujemy moc, by odeprzeć ataki szatana i przejrzeć jego chytry plan, który ma na celu osłabić naszą gorliwość i zahamować rozwój Królestwa Bożego.

Jak widzimy w naszym fragmencie wrogiem modlitwy w naszym życiu jest nasze ciało, które jest słabe. Ciało nie widzi nic atrakcyjnego w modlitwie, nic zachęcającego. Wprost przeciwnie, dla ciała modlitwa jest nudna i męcząca, choć sama w sobie może wydawać się prosta. Pewnie to jeden z powodów, że gdy zaczynamy się modlić, to zanim się dobrze rozkręcimy już jesteśmy zmęczeni. Należy mieć na uwadze, że za każdym razem, gdy nasz duch będzie rwał się do modlitwy świadomy jak ważna to sprawa, ciało będzie chciało osłabiać ten zapał. Dzieje się tak dlatego, że nasze ciało pożąda przeciwko temu, co duchowe, co chce Bóg. Ale będąc świadomym, że brak komunikacji z Bogiem bardzo nas osłabia i przynosi porażkę należy się temu przeciwstawiać i nie czynić tego, co chcemy, ale to, co jest właściwe. Od nas zależy, czy poddamy się naszemu ciału, czy słowom Pana Jezusa. Uczniowie mogli zdecydować, czy będą spać, czy będą się modlić – niestety wybrali sen.

Zwróćmy uwagę również na to, ze najpierw Pan Jezus zachęcał do modlitwy, a później kazał im już spać.

Widzimy wyraźnie, że przegapili właściwy czas, by się modlić. Bóg daje nam czas, by się przygotować na doświadczenia, pokusy i wyzwania naszego chrześcijańskiego życia. Ale gdy nie traktujemy poważnie danego nam przez Boga czasu i nie wykorzystujemy go na modlitwę, to on nam umyka, a tym samym tracimy możliwość otrzymania od Pana błogosławieństwa. Oby tak nie było w naszym życiu jak miało to miejsce w przypadku uczniów.

1 Tesaloniczan 5:6  Przeto nie śpijmy jak inni, lecz czuwajmy i bądźmy trzeźwi. 

6.02.2025

Modlitwa w wyłomie Ezechiela 22,29 – 31

 


Ezechiel zostaje powołany 5 lat po swoim wygnaniu do Babilonu i tam usługuje swoim poselstwem wygnańcom oczekując spełnienia się obietnic Bożych. Walczy również z fałszywymi prorokami, którzy mówili, że Izrael krótko będzie w niewoli i zaraz wrócą do swej ziemi. Otrzymuje także wizje od Boga, że Bóg był gotów okazać Izraelowi łaskę i przebaczyć im grzechy powstrzymując swój gniew. W związku z tym Pan szukał kogoś w Izraelu, kto modliłby się za krajem, modliłby się za Izraelem, a wtedy Bóg był skłonny odstąpić od swoich zamiarów zniszczenia Izraela i posłania ich do niewoli Babilońskiej. Jednak jak widzimy Bóg nikogo nie znalazł, kto traktowałby poważnie Jego słowa. W całym Izraelu nie było ani jednego człowieka, który podjąłby się trudu modlitwy o naród i prosił Boga, by Bóg okazał mu łaskę. Modlitwa tutaj jest przedstawiona jako stanięcie w wyłomie muru. Wiemy, że mur służył do obrony, a jeśli był niepełny, to wrogowie mogli przez niego dostać się do środka i zniszczyć miasto.

Tym wyłomem w Izraelu był brak modlitwy, brak osoby i osób, które błagają Pana o ochronę i przebaczenie win. Niestety zamiast się modlić i pokutować oraz rozumieć powagę sytuacji w jakiej się znaleźli, to wciąż dopuszczali się gwałtu, rabunku, bałwochwalstwa, wyzyskiwali słabych, krzywdzili obcego przybysza zadając cierpienie tym, którzy byli niezdolni do samodzielnej obrony i tak napełniali kraj jeszcze większym bezprawiem pobudzając Pana do gniewu.

I zobaczmy jaka wielka jest łaska Boga, chociaż grzeszyło tysiące ludzi, to wystarczył jeden pobożny człowiek, który przez swoją modlitwę wstawienniczą mógł doprowadzić do ocalenia kraju. Ten schemat widzimy w kilku miejscach w Biblii, w przypadku Abrahama, gdy wstawia się za Sodomą i gomorą prosząc, by Pan okazał miłosierdzie, a nawet targuje się z Bogiem, że jeśli jest tam choćby 10 sprawiedliwych, to żeby Bóg ze względu na nich ocalił miasto w 18 rozdz. Ks. Rodzaju.

Później mamy sytuacje Mojżesza, który wstawia się za Izraela w 32 rozdz. Ks Wyjścia, gdy Izrael okazuję się buntowniczy, a Bóg chce go zniszczyć. W odpowiedzi na to Mojżesz staje w wyłomie i błaga Boga, by Pan nie czynił tego, a Bóg wysłuchuje jego modlitwy i odstępuje od swoich zamiarów zniszczenia Izraela.

I musimy rozumieć, że przede wszystkim to stanięcie w wyłomie, wstawiennictwo, wskazuje na Pana Jezusa. On stanął w wyłomie za całą ludzkość, ze każdego kto w Niego uwierzy i w ten sposób możemy otrzymać przebaczenie. Jeden człowiek ofiarowany za grzechy wszystkich, Bóg w końcu znalazł właściwą osobę,  - Jezusa Chrystusa, który może być wstawiennikiem za wszystkich ludzi i uśmierzyć Boży gniew przez wiarę w Niego. Pismo mówi, że Jezus wstawia się za wierzącymi w niebie przed swoim Ojcem będąc po prawicy Boga.

Ale to stanięcie w wyłomie ukazuje nam również, że modlitwa wstawiennicza za ludzi, za kraj, za nasze rodziny, za naszych sąsiadów i błaganie Boga o łaskę dla nich ma znaczenie przed Bogiem. Niestety, może być tak, że zawsze mamy jakąś tzw. dobrą wymówkę, by w tym wyłomie nie stanąć. Tak wiele rzeczy może się okazać ważniejszych i pilniejszych od wstawiennictwa w modlitwie i należy z nimi walczyć oraz rozumieć jakie powinny być nasze priorytety.  Wierze, że Bóg wciąż szuka ludzi, którzy potraktują poważnie jego wezwanie do modlitwy i przez modlitwę wybłagają łaskę i Boże błogosławieństwo dla siebie, własnych rodzin ,kościołów, swego miasta i kraju. Pamiętajmy, że czasy się zmieniają, ale Boże zasady nie.

1 Tymoteusza 2:1  Przede wszystkim więc napominam, aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi,

2  Za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości.

3  Jest to rzecz dobra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym,

4  Który chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy. 

Bądźmy ludźmi, którzy stoją w wyłomie i rozumieją powagę swego powołania, powagę ewangelii, powagę o co idzie gra, o wieczność o dusze ludzkie i jak wielkie znaczenie przed Bogiem ma modlitwa.  

Łączna liczba wyświetleń

707793