22.11.2025

Jezus zmartwychwstanie i żywot – Jana 11,15–27

Kontynuujemy nasze rozważanie Ewangelii Jana, 11. rozdziału, gdzie Jan przedstawia niepodważalne świadectwo, że Jezus jest prawdziwie Zbawicielem świata, a świadectwem tym jest wskrzeszenie Łazarza. Powiedzieliśmy sobie ostatnio, że Bóg czasami chce, abyśmy cierpieli, bo ma wobec nas wyższe cele i plany, które mają służyć Bożemu Królestwu, Bożej chwale i naszemu wiecznemu dobru.

Drogą do pogodzenia się z trudną Bożą wolą jest zaufanie w dobroć Boga pomimo doświadczeń. Gdy chodzimy z Bogiem, gdy chodzimy w światłości Ewangelii, całe nasze życie znajduje się pod suwerenną kontrolą Boga i niczego nie musimy się obawiać. Jezus powiedział uczniom, którzy bali się iść do Judei, żeby pomóc Łazarzowi: „kto chodzi za dnia, nie potknie się”. Wierzący mają życie wieczne i niczego nie muszą się bać — mogą odważnie pełnić służbę dla Boga w każdych okolicznościach. A jeśli nawet zostaną odwołani z tego świata, idą do Boga, do nieba, oczekując na zmartwychwstanie.

Ci natomiast, którzy chodzą w ciemności — z dala od Boga, z dala od Ewangelii, z dala od woli Bożej zapisanej w Biblii — potkną się, jak powiedział Jezus. Choćby szczęście trwało wiele lat, choćby powodzenie było wielkie, to jednak przychodzi dzień ciemności: dzień śmierci i sądu Bożego, na którym człowiek bez wiary w Jezusa staje z ogromnym bagażem swoich grzechów i nie ma żadnego obrońcy, który wstawi się za nim. Pan Jezus bowiem jest naszym Odkupicielem, Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, naszym zmartwychwstaniem i życiem, naszym pokojem z Bogiem i naszą jedyną nadzieją.

Apostołowie na tym etapie jednak jeszcze tego w pełni nie rozumieją, a cud wskrzeszenia Łazarza ma ich w tym utwierdzić. Jezus mówi w 15. wierszu, że cieszy się, iż Go tam nie było, bo gdyby był, zapewne uzdrowiłby Łazarza. Teraz jednak, gdy Łazarz już nie żyje, Jezus będzie musiał go wskrzesić — a to stanie się dużo większym świadectwem i większym objawieniem Bożej chwały niż samo uzdrowienie.

Widzimy więc, że potrzebujemy umacniać się w wierze i utwierdzać ją przez Boże świadectwa oraz Boże Słowo. Choć uczniowie byli wierzący, to jednak potrzebowali wzrostu duchowego. Każdy chrześcijanin, który rozumie tę potrzebę i dąży do umacniania swojej wiary, jest błogosławiony przez Boga. Tak jak ludzie ćwiczą się w różnych świeckich umiejętnościach, zawodach sportowych czy w swoich zdolnościach zawodowych i dochodzą do doskonałości, tak my mamy się ćwiczyć w pobożności, aby nasza wiara była silna i nie miała braków.

Kiedyś spotkałem człowieka, który był mistrzem świata w układaniu kostki Rubika — i to w różnych jej kombinacjach. Nie mogłem pojąć, jak to możliwe, że w kilka sekund składa wszystkie elementy tej kostki, gdy mnie zajmowało to kilka godzin. Ale gdy utwierdzamy się w wierze i gdy ją ćwiczymy, ona również staje się coraz silniejsza. Tu nie ma dróg na skróty; nie ma cudownych rozwiązań, które pchną naszą wiarę do przodu bez karmienia się Bożymi świadectwami i bez naszego zaangażowania.

Choć uczniowie oraz Maria i Marta wierzą, to jednak potrzebują utwierdzenia wiary — a to z kolei wpływa na praktyczne życie i wybory człowieka. Im mocniej wierzymy, im bardziej jesteśmy przekonani, że Jezus jest zmartwychwstaniem i życiem, tym piękniej żyjemy dla Jego chwały. Widzimy to wyraźnie w życiu uczniów: gdy po zmartwychwstaniu przekonali się, że Jezus żyje, że pokonał śmierć i że wszystkie Jego słowa są prawdą, byli gotowi podporządkować Mu całe swoje życie, a nawet — gdy zaszła taka potrzeba — oddać je.

Jezus przybywa do Betanii, oddalonej o około 3 kilometry od Jerozolimy, a Łazarz już od czterech dni nie żyje i jest pochowany. W tamtej kulturze chowano człowieka niemal od razu po śmierci, bo nie było możliwości przetrzymywania zwłok, a ciepły klimat sprzyjał szybkiemu rozkładowi. Natomiast czas lamentu i pocieszania rodziny trwał siedem dni od pogrzebu. Jezus przybywa w czwartym dniu tego czasu, gdy u Marii i Marty wciąż jest wiele osób pocieszających je po stracie brata.

Wygląda na to, że była to bardzo znana rodzina, bo przyszło wielu Żydów — nawet kilkuset — w tym znaczący Żydzi z Jerozolimy. Wzmianka, że Łazarz był już w grobie od czterech dni, ma ogromne znaczenie: Żydzi wierzyli, że do trzech dni po śmierci dusza przebywa jeszcze w pobliżu ciała. Wskrzeszenie po trzech dniach mogłoby być uznane za przypadkowe obudzenie. Jednak czwarty dzień nie pozostawiał żadnych wątpliwości: Łazarz naprawdę nie żył. Jan podkreśla to także w 39. wierszu, gdzie pojawia się stwierdzenie, że ciało już „śmierdzi”, co oznaczało postępujący rozkład.

Gdy Marta usłyszała, że Jezus przybył, wybiegła Mu na spotkanie i powiedziała: „Panie, gdybyś tu był, nie umarłby mój brat”. Podobnie przywitała Go później Maria (w. 32). Słowa te wskazują, że Marta i Maria wierzyły, iż Jezus mógł uzdrowić Łazarza, lecz raczej nie spodziewały się, że może On go wskrzesić. Dręczyła je również myśl, że gdyby Jezus był przy nich, Łazarz by nie umarł. To zdradza ich przekonanie, że nie pojmowały jeszcze, iż Bóg panuje nad wszystkim i że Łazarz zmarł, bo taka była Boża wola. Pamiętamy, że Jezus pozostał dwa dni tam, gdzie przebywał, aby Łazarz mógł umrzeć i aby cud wskrzeszenia był niezaprzeczalny.

Czy nie jest tak, że gdy w naszym życiu dzieją się tragedie, wyrzucamy sobie, że mogliśmy zrobić więcej, albo czegoś nie zrobić, aby im zapobiec? Pamiętajmy, że nie jesteśmy w stanie zmienić przeszłości, a takie obwinianie się wskazuje raczej na to, że nie mamy przekonania, iż Bóg nad wszystkim panuje i ma wszystko pod kontrolą — nawet zło i cierpienie. Jest to jakiś rodzaj wątpliwości w dobroć Boga i w Jego prowadzenie.

Jeśli Pan chce, aby coś się wydarzyło, nie jesteśmy w stanie tego zmienić ani temu zapobiec. W takich sytuacjach nie powinniśmy sądzić Boga, że gdyby coś zrobił, nie doszłoby do tragedii, ani samych siebie obwiniać. Niestety niektórzy noszą taki ciężar całymi latami, myśląc, że gdyby zrobili coś więcej, ich bliski by żył lub nie doszłoby do jakiegoś bolesnego wydarzenia.

W takich sytuacjach nasz żal, frustrację, oskarżenia i wyrzuty należy zamienić na zaufanie Bogu.

Niestety i mnie to kiedyś dotknęło: wiele lat nosiłem w sercu oskarżające myśli i pretensje do Boga, że utopiła się moja siostra, a ja — piętnastoletni chłopak — nie dopilnowałem jej, bo byłem bardziej pochłonięty zabawą niż opieką nad nią.

Może i ty nosisz takie wyrzuty... że gdybyś jeszcze raz zadzwonił, że gdybyś podał inne leki, szybciej udał się do lekarza, że gdybyś poszedł do innego szpitala, pojechał w inny dzień, nie poszedł do pracy, nie wsiadł do tego samolotu… Dręczące myśli mogą mieć różną treść.

Uwolnij się od nich. Zaufaj Chrystusowi, że cierpienie, tragedie i wojny — wszystkie te rzeczy — mieszczą się w granicach Jego woli i nic Mu nie umyka.

Biblia mówi:

Hioba 42:2 – „Wiem, że Ty możesz wszystko i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny.”
Psalm 135:6 – „Pan czyni wszystko, co zechce, na niebie i na ziemi, w morzach i we wszystkich głębinach.”
Psalm 103:19 – „Pan na niebiosach utwierdził swój tron, a królestwo Jego panuje nad wszystkim.”

Wiemy, że Jezus miał całkowitą kontrolę nad życiem i śmiercią Łazarza. A gdy nasz obraz Chrystusa pogłębia się, gdy coraz lepiej rozumiemy, kim On jest, nasze zaufanie wzrasta, a pokój w sercu pomnaża się.

Następnie Marta mówi, że nawet teraz wie, iż o cokolwiek Jezus poprosiłby Boga, ten by Mu to dał. Co ma na myśli? Nie wiemy do końca. Wydaje się, że nie chodzi jej o fizyczne zmartwychwstanie Łazarza, bo gdy Jezus o tym mówi, Marta odpowiada, że jej brat powstanie z martwych „w dniu ostatecznym”.

Wygląda więc na to, że jest to raczej ogólne stwierdzenie Marty — wyznanie wiary w Jezusa i wyraz zaufania: choć nie wie, w jaki sposób Jezus może pomóc, to jednak wie, że może uczynić coś dobrego w tym cierpieniu. Każdy z nas potrzebuje takiego zaufania — wiary, że jakkolwiek cierpimy, Pan może z tego wyprowadzić dobro. W chwili cierpienia trudno to dostrzec, ale wiara pozwala pokonać zwątpienia.

Gdy Jezus mówi o zmartwychwstaniu Łazarza, Marta przywołuje nauczanie o zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym — dokładnie to, o czym Jezus nauczał w 5. rozdziale Ewangelii Jana. Marta i Maria wcześniej słuchały Jezusa, pewnie nauczał o tym w ich domu, a one przyjęły Jego słowa i uwierzyły Jego obietnicom. Tak samo każdy z nas, jeśli chce mieć życie wieczne, powinien przyjąć słowo Jezusa i żyć nadzieją Jego obietnic. Jego Słowo posila nas każdego dnia, a szczególnie w ciężkim czasie.

Ostatnio czytałem świadectwo pielęgniarki, która wielokrotnie towarzyszyła ludziom przy śmierci. Zauważyła ona ogromną różnicę między umieraniem ludzi wierzących, kochających Chrystusa, a niewierzących. Ci pierwsi odchodzili z nadzieją zmartwychwstania, pełni pokoju, ciesząc się na spotkanie ze swoim Zbawicielem; często jeszcze pocieszali tych, którzy pozostawali. Natomiast niewierzący odchodzili w strachu, pełni niepokoju i niepewności, bez nadziei i bez Boga na świecie.

Jezus wielokrotnie mówił, że w dniu ostatecznym podniesie z martwych wszystkich, którzy w Niego wierzą:

Jana 5:28–29 – „Nadchodzi godzina, kiedy wszyscy w grobach usłyszą głos Jego; i wyjdą ci, co dobrze czynili, by powstać do życia; a inni, którzy źle czynili, by powstać na sąd.”
Jana 6:39–40 – „A to jest wola Tego, który Mnie posłał, abym z tego wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, lecz wskrzesił to w dniu ostatecznym. (…) Każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.”

To będzie wspaniały dzień, gdy Jezus powróci w chwale, z aniołami i niezliczoną rzeszą świętych. Wtedy wierzący otrzymają nowe, uwielbione ciała — nieskażone grzechem, niezdolne do śmierci, cierpienia, bólu, smutku, depresji czy zmęczenia. To będzie również dzień spotkania ze wszystkimi bohaterami wiary: Noem, Abrahamem, Mojżeszem, Jozuem, Dawidem, Danielem, prorokami i wszystkimi wiernymi apostołami. A przede wszystkim — dzień, w którym będziemy na wieki podziwiać naszego Zbawiciela.

Marta ma więc dobrą eschatologię — naukę o czasach ostatecznych. Uważnie słuchała Jezusa. Jednak możemy mieć teologicznie wszystko dobrze poukładane, a mimo to może nam brakować zaufania w codziennych próbach. Siła do pokonywania doświadczeń płynie nie tylko z właściwej teologii, ale przede wszystkim z bliskiej więzi z Chrystusem. I o tym Jezus chce Marcie przypomnieć.

Dobrze, że wierzy w zmartwychwstanie w dniu ostatecznym — ale powinna wierzyć również w to, że Jezus jest jej zmartwychwstaniem i życiem. To jest piąte wielkie stwierdzenie „Ja Jestem” w Ewangelii Jana.

Słowa te są kolejnym ogłoszeniem Boskości Jezusa. On jest życiem — życie jest w Nim.

Nasza nadzieja zawiera się w osobie Jezusa. Życie wieczne to relacja z Nim — nie tylko poznanie i przyswojenie teologicznych prawd, jak w wielu religiach, ale żywa więź z Chrystusem. Możemy wiele wiedzieć i znać Biblię, a jednak Jezus oczekuje czegoś więcej: osobistej wiary, osobistego zaufania — jak małe dziecko ufa swoim rodzicom, bo są dla niego bliscy, kochani, obecni.

Zauważmy, że Jezus nie mówi jedynie, że udziela zmartwychwstania lub że podniesie ludzi z martwych — choć nawet to byłoby niesamowite. On mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”. On jest źródłem życia, tak jak Ojciec jest źródłem życia. W 5. rozdziale Ewangelii Jana Jezus powiedział, że tak jak Ojciec ma życie w sobie, tak dał Synowi, aby i On miał życie w sobie.

Jezus wyjaśnia Marcie, że ci, którzy żyją i wierzą w Niego, nie umrą na wieki. Oczywiście nie mówi tu o śmierci fizycznej — bo zanim Chrystus powróci, wszyscy fizycznie umrzemy. W naszej społeczności w ciągu ostatnich 15 lat naliczyłem ponad dziesięć osób, które odeszły do wieczności. Człowiek uświadamia sobie wtedy, jak szybko mija czas. Ale Jezus obiecuje, że wierzący duchowo nie umrą — nie ujrzą drugiej śmierci. Śmierć fizyczna jest dla nich wejściem do obecności Pana, odpoczynkiem po trudach życia i oczekiwaniem na chwalebne zmartwychwstanie.

Następnie Jezus pyta Martę: „Czy wierzysz w to?” Nie chodzi o wiarę intelektualną, jaką często słyszymy w naszej kulturze — jak ktoś mówi, że „jest wierzący”, a ma jedynie mgliste pojęcie o Jezusie. Chodzi o wiarę osobistą — zaufanie Jezusowi jako Zbawicielowi.

Marta taką wiarę wyznaje. Mówi: „Panie” — uznaje Go swoim Panem — a następnie: „uwierzyłam, że Ty jesteś Chrystusem”, czyli Mesjaszem, namaszczonym przez Boga Zbawicielem, który miał przyjść na świat. Wyznaje, że On jest tym, na którego Izrael czekał od wieków, o którym mówiły Pisma prorocze. Składa osobiste świadectwo o Jezusie.

Ostatnio odwiedzili mnie Świadkowie Jehowy. Rozmawiam z nimi i pytam w końcu: „Kim jest dla was Jezus?” Mówią: „Synem Bożym”. Pytam więc: „A kim jest dla was osobiście? Czy możecie powiedzieć, że Go znacie? Czy możecie klęknąć przed Nim i powiedzieć: Ty jesteś moim Panem i moim Bogiem — jak zrobił to Tomasz, jak zrobiła to Marta?” Nie byli w stanie. Nie mieli osobistej wiary. Nie mieli więzi z Jezusem.

A co z tobą?

Jezus pyta Martę: Czy wierzysz?
Czy wierzysz, że On jest zmartwychwstaniem i życiem?
Czy wierzysz, że jest drogą, prawdą i życiem?
Czy wierzysz, że jest światłością świata — twoją światłością?
Czy wierzysz, że jest chlebem żywota — i jeśli Go spożywasz, nie umrzesz na wieki?

Czy wierzysz?
Czy spożywasz?
Czy karmisz się Nim?

Czy karmisz swoją duszę rozmyślając o Nim, wołając do Niego, przyjmując Jego Słowo i rozważając je we dnie i w nocy (Psalm 1)? Czy On jest twoją nadzieją nie tylko na zmartwychwstanie w wieczności, ale także nadzieją posilającą cię każdego dnia — w chorobie, w pracy, w wychowaniu dzieci, w starości, w codziennych problemach? Czy pokrzepiają cię Jego obietnice i Jego bliskość?

Mam nadzieję, że tak — bo dla mnie jest.

Łączna liczba wyświetleń