O mnie


Urodziłem się w Nowym Dworze Gdańskim w 1977 roku. Moi rodzice prowadzili w pobliżu  13 hektarowe gospodarstwo.  Wraz z rodzeństwem, bratem i siostrą wzrastaliśmy w kulturze katolickiej. Żywej społeczności z Bogiem poszukiwałem od najmłodszych lat. W naszym domu nie było Pisma Świętego i moi rodzice nie czytali Biblii. Gdy miałem 9 lat otrzymałem pierwszy Nowy Testament  od misjonarza, którego spotkałem nieopodal  mojego domu. Pod wpływem Słowa Bożego zapragnąłem poznać Boga jak apostołowie. Z czasem jednak w moim życiu wcale nie  było bliższej relacji z Bogiem, wręcz przeciwnie. Grzech miał coraz większy wpływ na mnie. Jako kilkunastoletni chłopak próbowałem alkoholu, narkotyków. Radykalny zwrot nastąpił gdy pod wpływem alkoholu zniszczyłem wystawy sklepowe. Po tym zdarzeniu zrozumiałem, że moje życie biegnie donikąd, na nowo zacząłem  poszukiwać społeczności z Bogiem. Któregoś wieczoru będąc w domu pomodliłem się do Pana Jezusa, że jeśli żyje i zmartwychwstał, to pragnę Go poznać. Tamtej chwili On  przyszedł do mnie. Nie widziałem Jego postaci, ale czułem Jego obecność. Zacząłem płakać z powodu mojego poprzedniego życia, było mi przykro, że wielokrotnie zasmucałem Boga swoim postępowaniem, a przecież On zmarł za mnie na krzyżu. Wtedy wyznałem moje grzechy i  powiedziałem Jezusowi, że nie chcę tak dalej żyć, prosiłem o zmianę w moim życiu. Następnego dnia byłem zupełnie innym człowiekiem. Kochałem Boga i ludzi, a w sercu miałem ogromny pokój! Wiedziałem że moje grzechy zostały przebaczone, a ja czułem się dziwnie lekki. Z początku nie wiedziałem dokładnie co się ze mną stało,  ale poprzez lekturę Pisma Św zrozumiałem, że narodziłem się na nowo do życia z Bogiem i mam życie wieczne. Codziennie od tego dnia czytałem Pismo Św po kilka godzin, pragnąc dowiedzieć się czego Bóg oczekuje od mojego życia i starałem się być posłuszny Słowu Bożemu. Po pewnym czasie zrozumiałem, że potrzebuje społeczności z ludźmi wierzącymi, modliłem się do Boga w tej sprawie i trafiłem do elbląskiej  społeczności Kościoła Chrześcijan Baptystów gdzie jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że żaden człowiek nie rodzi się chrześcijaninem, ale staje się nim poprzez narodzenie z Ducha Św. Przyjąłem chrzest przez zanurzenie na wyznanie wiary w Pana Jezusa Chrystusa w 2002 roku.  W trakcie mojej drogi z Bogiem poczułem powołanie do służby kaznodziejskiej, więc podjąłem studia w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym. Po ukończeniu Seminarium podjąłem się dwuletniego kursu przygotowującego do zakładania kościołów organizowanego przez Ligę Biblijną w Polsce. W tym też czasie poznałem moja kochaną żonę Izabelę, pobraliśmy się 25 sierpnia 2007 r. Bóg pobłogosławił nasz związek trojką dzieci. Alicją (7.06.2008), Noemi (11.05.2010) i Samuelem (05.01.2014). W lipcu 2010 roku  przeprowadziliśmy się z Malborka do Wejherowa w celu założenia Kościoła Chrześcijan Baptystów, co też dzięki łasce Bożej udało się uczynić. Pragniemy całą naszą rodziną głosić Ewangelię o zbawieniu, które Bóg przygotował dla ludzi.
Z pozdrowieniami  Jarek Korzeniowski z rodziną.


Nasze dwie kochane córeczki Noemi i Alicja
Zdjęcie zrobione 2010 roku latem. Ja, moja żona Iza i starsza córka Alicja.

Ja z rodziną rok 2013 początek stycznia

________________________________________________________________________________________________ 

Moje świadectwo nawrócenia z perspektywy kaznodziejskiego powołania.

1Tm 1:18  Ten nakaz daję ci, synu Tymoteuszu, abyś według dawnych głoszonych o tobie przepowiedni staczał zgodnie z nimi dobry bój,
W taki sposób apostoł Paweł zachęca młodego kaznodzieje jakim jest Tymoteusz do podejmowania wysiłków dla Królestwa Bożego i do wytrwałości w wierze
Dzisiaj chce powiedzieć jak to wszystko się zaczęło i w jaki sposób Bóg doprowadził mnie do tego miejsca. Może niektórzy z was słyszeli wcześniej moje świadectwo nawrócenia, ale dzisiaj chciałbym je opowiedzieć w kontekście powołania. Z perspektywy czasu dzięki Bogu pewne rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu widzę bardziej wyraźnie. Biblia uczy nas, że nic w życiu człowieka nie dzieje się przypadkiem, że Bóg od samego początku kieruje krokami jego i wyznacza mu przyszłość.
W psalmie 139 czytamy:
 Psalm 139:16  Oczy twoje widziały czyny moje, W księdze twej zapisane były wszystkie dni przyszłe, Gdy jeszcze żadnego z nich nie było.
Przypowieści Salomona 19:21 Wiele zamysłów jest w sercu człowieka, lecz dzieje się wola Pana.
Galacjan 1:15 Ale gdy się upodobało Bogu, który mnie sobie obrał, zanim się urodziłem i powołał przez łaskę swoją,
Tak więc Słowo Boże pokazuje nam wyraźnie, że jest coś takiego jak powołanie, że Bóg kieruje krokami człowieka, że prowadzi go do wyznaczonego celu. I choć może się nam wydawać, że to my podejmujemy pewne decyzje, że to my decydujemy o swoim życiu, to jednak jest to złudne, dzieje się to, co chce Bóg. Spoglądając wstecz na swoje życie mogę śmiało powiedzieć, że dzisiaj bardziej to rozumiem i tego doświadczam niż kiedykolwiek wcześniej.
Gdy byłem kilkuletnim chłopcem mój dziadek Józef zwykł mawiać, że Jarek pozostanie księdzem. Nie wiem do dzisiaj dlaczego to powiedział, kiedyś nawet nie zwracałem na to uwagi, bo nie brałem zbyt poważnie tych słów. Później w wieku szkolnym jedna z moich znajomych mówiła, że zostanę kaznodzieją. Wydaje się mi, że już wtedy Bóg w pewien sposób przez tych ludzi komunikował mi, jaka będzie moja przyszła droga. Jako chłopiec byłem może trochę bardziej religijny niż moi rówieśnicy, ale nie zostałem nigdy ministrantem. Bóg interesował mnie odkąd  pamiętam, zastanawiałem się nad tym kim Jest, czego oczekuje od ludzi w jaki sposób można Mu służyć? Będąc w Kościele Katolickim i słysząc czytania Pisma Św. podczas mszy budziło się we mnie marzenie, żeby mieć choć Listu Apostoła Pawła do Koryntian z którego ksiądz czytał. W późniejszym czasie Bóg na to marzenie (modlitwę) odpowiedział.  Pierwszy Nowy Testament otrzymałem od misjonarza, którego spotkałem nieopodal mojego domu.  Miałem wtedy około 9 lat i zaczepił mnie pewien młody chłopak podczas zabawy, poprosił bym go zaprowadził do przydrożnej kapliczki, bo chciał się przy niej pomodlić. Razem z moim bratem pomogliśmy mu znaleźć Krzyż stojący przy drodze. Gdy dotarliśmy na miejsce, to otrzymaliśmy od niego Nowy Testament w przekładzie Ks. Eugeniusza Dąbrowskiego - 4 Ewangelie i Dzieje Apostolskie. Było to pierwsze Boże Słowo jakie trafiło do naszego domu, zresztą z wielką podejrzliwością - bo nie wiadomo kto to był, czy ten Nowy Testament można czytać, czy nie jest od diabła, czy nie dali go Świadkowie Jehowy itp. Dzisiaj mi się wydaje, że ten człowiek oddał swój własny Nowy Testament, którym Bóg chciał się posłużyć w moim życiu. Pamiętam że trochę byłem zawiedziony, że nie było w nim listu do Koryntian, który zawsze pragnąłem mieć, ale czytałem to co było. I choć byłem kilkuletnim chłopcem, to ogromnie się przejąłem tym, co przeczytałem w Dziejach Apostolskich. Bardzo dotknął mnie heroizm apostołów ich gorliwość, oddanie dla sprawy Ewangelii i gotowość opowiadania dobrej nowiny każdemu człowiekowi bez względu na koszty. Zastanawiałem się jak można dojść do posiadania takiej wiary i czy jest możliwe służyć Jezusowi w dzisiejszych czasach jak czynili to apostołowie? Jednak z czasem lektura Nowego Testamentu interesowała mnie coraz mniej. Bardziej byłem zainteresowany spędzaniem czasu z rówieśnikami, rozrywką, dobra zabawą, a do Nowego Testamentu zaglądałem sporadycznie. Ale to, co się zmieniło w moim życiu pod wpływem tamtego czytania, to przyszła do mnie realność Boga. Zdałem sobie sprawę, że Bóg naprawdę istnieje i jest mądry. W ten sposób zrodził się w moim życiu większy szacunek do spraw religijnych i pojawiła się jakaś taka bojaźń w sercu przed Bogiem. Zrozumiałem, że On Jest, jest świadkiem każdej chwili mojego życia i przygląda się mi. Jednak mijały lata i wcale nie zbliżałem bardziej do Jezusa Chrystusa, wprost przeciwnie. Grzech miał coraz większy wpływ na moje życie, jako nastolatek zacząłem próbować alkoholu, lekkich narkotyków jak marihuana, uzależniłem się również od papierosów.
Mimo wszystko, uważałem się za dobrego człowieka, myślałem - przecież jest wielu gorszych ludzi ode mnie. Nadal starałem się chodzić w miarę regularnie do kościoła i wciąż towarzyszyło mi jakieś wewnętrzne pragnienie służenia Bogu. W tym czasie ukończyłem szkołę średnią w Nowym Dworze Gdańskim i zostałem wcielony do zasadniczej służby wojskowej. Jakoś tak Bóg sprawił, że do jednostki wojskowej i jednego pokoju trafiłem z z moim przyjacielem, a także kuzynem Remikiem. Kilka miesięcy wcześniej nasze relacje stały się bardziej przyjacielskie, bo pracowaliśmy w jednej firmie, a teraz mieliśmy być razem w wojsku przez cały rok w jednym pokoju. Czas wojska z Bożymi sprawami niewiele miał wspólnego. W moim życiu, raczej postępowała bezbożność, stawałem się bardziej chamski i niespokojny z wizją świeckiego sukcesu na przyszłość. Ale na koniec służby wojskowej pojawiły się dwa incydenty, które miały wpływ na późniejszą moją decyzję, by uwierzyć w Chrystusa. Pierwszy z nich to, sytuacja gdy wraz z kolegami wypiliśmy w jednostce wojskowej trochę alkoholu i pod jego wpływem byliśmy agresywni w stosunku do przełożonych, co skończyło się szarpaniną i późniejszymi oskarżeniami o napaść. Sprawa trafiła do sądu i przed sądem wojskowym otrzymałem wyrok więzienia w zawieszeniu. Następnie zdarzenie miało miejsce, gdy przed samym końcem służby wojskowej przyjechałem do domu na przepustkę i z kolegami po raz kolejny pod wpływem alkoholu zniszczyliśmy wystawy sklepowe. To zaowocowało następnym wyrokiem, tym razem przed sądem cywilnym, dwa lata w zawieszeniu na cztery, oraz dozór kuratora sądowego. Wychodząc z wojska byłem trochę zmartwiony całą sytuacją i przerażony przyszłością jaka mnie czeka. Zastanawiałem się w jakim kierunku ona dalej się potoczy i co z tego wszystkiego wyjdzie? Na nowo zacząłem wołać do Boga i modlić się do Niego by mi pomógł w problemach. Ze wspomnianym wcześniej Remikiem zaczęliśmy nieśmiało rozmawiać o Bożych sprawach i zastanawiać się nad Bogiem. Nierzadko nasze rozmowy były zakrapiane alkoholem lub innymi środkami. Wtedy tylko w ten sposób mieliśmy odwagę mówić otwarcie o Bogu i naszych uczuciach względem Niego. Ówczesna dziewczyna Remika teraz już żona była kilka razy w Kościele Chrześcijan Baptystów w Elblągu i zapraszała tam Remika a Remik mnie. W tym czasie spotkałem któregoś dnia na ulicach Nowego Dworu Gdańskiego ewangelizacyjną grupę młodzieżową z Kościoła Zielonoświątkowego w Elblągu, śpiewali i głosili o Bogu, Jezusie Chrystusie, że jest jedynym Zbawicielem świata przypadkowym ludziom. I chociaż przy moich znajomych śmiałem się z nich, to jednak pragnienie poznania Boga było silniejsze i później poszedłem z nimi porozmawiać. Otrzymałem od nich traktat o nawróceniu Nickiego Cruza. Brutalnego przywódcy nowojorskiego gangu, który poznał Jezusa Chrystusa i Pan Jezus całkowicie go odmienił. Z mordercy i człowieka pełnego nienawiści stał się ewangelistą pełnym ciepła i miłości do ludzi. Dzisiaj pełni On szeroko zakrojoną służbę ewangelizacyjną na całym świecie. W domu przeczytałem ten traktat i zdałem sobie sprawę z tego, że Bóg mnie kocha, ale jestem grzesznikiem i potrzebuje Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Wcześniej jak mówiłem uważałem się za dobrego człowieka, bo porównywałam się z innymi, często gorszymi ode mnie ludźmi, a w ich świetle wypadałem całkiem nieźle. Chodziłam do kościoła i wykonywałem jakieś praktyki religijne, więc myślałem że jestem w porządku. Ale w tamtej chwili Pan Jezus pokazał cały ogrom mojej grzeszności, egoizm, pychę, nieczyste myśli, kłamstwo, brak miłości do Boga i wiele innych grzechów, a z drugiej strony widziałem Jezusa, który umierał za mnie na Krzyżu, za moje grzechy, a ja żyłem tak, jakby mnie to w ogóle nie obchodziło, jakby nie dotyczyło mojego życia. Zdałem sobie sprawę że nigdy Chrystusa tak naprawdę nie znałem i nigdy tak naprawdę w Niego nie wierzyłem, chociaż byłem ochrzczony jako dziecko i byłem w pewien sposób dumny ze swojej religijności. A jednocześnie wiedziałem że Jezus mnie kocha i chce przebaczyć moje grzechy, On wtedy stał przy mnie. Nie widziałem Jego postaci, ale czułem Jego obecność. Rozpłakałem się w tamtej chwili i wyznałem moje grzechy Panu. Powiedziałem Mu również, że nie chce tak dalej żyć i pragnę, by moje życie od tej chwili było skupione na Nim. Tego wieczoru płakałem przez wiele godzin nad sobą i moimi grzechami prosząc Pana Jezusa o przebaczenie. Gdy wstałem rano czułem się dziwnie lekki, radosny i miałem pokój, którego nigdy wcześniej nie miałem. Nie wiedziałem dokładnie co się ze mną stało i nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Ale wiedziałem że, Jezus był u mnie i moje grzechy są przebaczone. Od pierwszych chwil sięgnąłem po Nowy Testament, który kiedyś w dzieciństwie otrzymałem od misjonarza. Czytałem go godzinami i zastanawiałem się nad każdym zdaniem. Jak wcześniej wiele rzeczy było dla mnie niezrozumiałych i odległych, tak po spotkaniu z Jezusem jakby jakieś łuski spadły z moich oczu i wiele fragmentów Pisma Świętego nabrało nowego znaczenia, było żywe i realne. Przeczytałem tam również że to, co się ze mną stało Słowo  Boże nazywa nowym narodzeniem.
Jan 3:3  Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego.
Zacząłem poszukiwać społeczności z ludźmi wierzącymi i prosić Boga o bieżące problemy, zacząłem Go uwielbiać i wywyższać, a moje serce od tamtego momentu biło dla Jezusa. Bóg zaczął wysłuchiwać moich modlitw jak nigdy wcześniej. Niemal każdego dnia miałem namacalne dowody Jego obecności, ludzie umarzali mi stare długi, jednałem się ze starymi wrogami i dzieliłem się moim spotkaniem z Jezusem niemal z każdą napotkaną osobą, a prawie każda moja modlitwa była niemal natychmiast wysłuchiwana. Spotykałem się również z Remikiem na rozmowach o Bogu i po pewnym czasie odwiedziłem Kościół chrześcijan Baptystów w Elblągu. Z czasem zaczęliśmy razem z Remikiem uczęszczać na te społeczności. Zastanawialiśmy czy w naszej okolicy w Nowym dworze Gdańskim nie ma społeczności baptystycznej i okazało, że jest od wielu lat, a spotkania biblijne odbywają się za ścianą mieszkania Remika. Zaczęliśmy regularnie w tych spotkaniach uczestniczyć. Przez wiele lat brałem udział w dwóch niedzielnych nabożeństwach o 10.00 w Elblągu i po południu o 16 w Nowym Dworze Gdańskim. Po pewnym czasie wzrostu w wierze postanowiłem ochrzcić się na wyznanie wiary w Jezusa, miało to miejsce w Kościele Chrześcijan Baptystów w Elblągu 07.04.2002. Pismo Św. naucza, że tylko taki chrzest w wieku świadomym ma znaczenie przed Bogiem. Zanim człowiek zostanie ochrzczony musi być wiara w Jezusa. Potwierdza to wiele fragmentów Pisma. Ja zacytuje tylko jeden
 Dzieje Ap 8:36  A gdy tak jechali drogą, przybyli nad jakąś wodę, a eunuch rzekł: Oto woda; cóż stoi na przeszkodzie, abym został ochrzczony?
37  Filip zaś powiedział mu: Jeśli wierzysz z całego serca, możesz. A odpowiadając, rzekł: Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym.
38  I kazał zatrzymać wóz, zeszli obaj, Filip i eunuch, do wody, i ochrzcił go.
Podczas wzrostu w wierze miałem przekonanie o powołaniu kaznodziejskim i podzieliłem się tą informacja z moim przyjacielem i liderem młodzieżowym, który w tamtym czasie studiował na Wyższej Baptystycznej Uczelni Teologicznej w Warszawie. Zachęcał mnie do modlitwy w tej sprawie i mówił, że jeśli to się potwierdzi, to bym nie wahał się podjąć tam studiów. Później na studiach był dla mnie wsparciem i zachętą w wielu trudnościach. Również wielu innych przyjaciół wspierało mnie, którzy nie są wspomniani w tym świadectwie. Za co Bogu i im dziękuje, bo nie byłbym tym kim jestem bez ich wkładu.  Po studiach Bóg poprowadził moją służbę w kierunku misjonarskim, zacząłem wzrastać szczególnie w dziedzinie zakładania nowych kościołów i pracy ewangelisty. Czynię to do dzisiaj i wierzę że Pan, który zaczął we mnie dobre dzieło będzie je pełnił do dnia przyjścia Pana Jezusa lub mojego odejścia z tego świata do Niego. Tak więc jak powiedziałem na początku jest coś takiego jak powołanie do służby i chce być Bogu w tym wierny.



Z rodziną lato 2015 od lewej moja żona Iza, srednia córka Noemi, syn Samuel, ja, i najstarsza córka Alicja




1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Chwała Bogu Jarku :) pozdrawiam maciek

Łączna liczba wyświetleń