Dzisiaj
dochodzimy do Słowa Bożego, które każe nam postawić pytanie jak mogę wejść w
relacje z Bogiem, jak mogę być blisko
Boga? Jest to jedno z najważniejszych pytań w życiu człowieka. Ale ogromna
część ludzi nigdy Go nie stawia. Dzieje się tak różnych powodów. Niektórzy są
tak pochłonięci tym światem i tym co tutaj i teraz że nie mają czasu na Boga. Nie
mają czasu na relacje z Nim i twierdzą, że nie chcą Go poznać, bo Bóg jest im
niepotrzebny. Inni znowu nie stawiają sobie tego pytania, bo uważają że poznali
już Boga przez odziedziczenie jakieś tradycjonalnej religii swoich przodków.
Wychodzą z założenia, że jeśli biorę udział w praktykach religijnych, przestrzegam
wielowiekowej religijnej tradycji to już jestem człowiekiem wierzącym. Jeszcze
inni nie chcą poznać Boga, bo uważają że Go nie ma, więc wszelkie starania z góry
skazane są na niepowodzenie. Niektórzy uważają że odpowiedź jest na to pytanie
bardzo trudna lub nawet niemożliwa, oczywiście można się starać, próbować, ale
nie masz żadnej gwarancji że ci się to uda.
Ale są też ludzie i podejrzewam, że jakaś ich
część stawia to pytanie w naszym kraju, może w naszym mieście. Jak można poznać
Boga? Chodzą z tym pytaniem w swoim sercu, czasami zadają je na forach
internetowych, innym razem pytają swoich znajomych lub swoich przewodników
duchowych.
Pan
Jezus wykorzystał sytuacje, by odpowiedź na to pytanie, gdy przyszła do niego
rodzina i chciała się z nim widzieć. Ja postaram się odpowiedzieć na nie w
drugiej części tego kazania. W pierwszej natomiast poświęcę trochę czasu na
relacje rodzinne.
Prawdopodobnie
Maria i bracia Jezusa przyszli, by zabrać go do domu w obawie że postradał
zmysły (Mk 3,21). Była to swoistego
rodzaju misja ratunkowa. Dotychczas Jezus był zwykłym pobożnym cieślą, ale
teraz przemawia publicznie, uzdrawia, wchodzi w konflikty z przywódcami
religijnymi i naraża się im. A nawet jest przez nich oskarżany, że działa mocą
diabła. To wszystko z pewnością dotarło do uszu Marii i Jego braci, zaczęli się więc o Niego obawiać i przyszli
Go ratować. Wtedy pojawiła się okazja, by powiedzieć wszystkim zebranym jak
można wejść w grono rodziny Bożej, jak można stać się dzieckiem Bożym i co dla
Jezusa jest najważniejsze.
Musimy
sobie powiedzieć, że ten dzisiejszy nasz fragment nie oznacza, że Pan Jezus nie kochał swojej rodziny. Nie, nie
możemy wyciągnąć z tego takiego wniosku. Nie oznacza również, że my mamy nie
kochać swojej cielesnej rodziny. Pan Jezus wielokrotnie dał wyraz tego, że
kochał Marię i braci. Przecież jeden z Jego braci stał się przywódcą kościoła w
Jerozolimie, a o Marię zatroszczył się gdy wisiał na Krzyżu i kazał Janowi
zaopiekować się nią (J 19,26-27).
Jeśli umiłował wszystkich ludzi tym bardziej swoją matkę i swoich braci,
przecież również i za nich umarł.
Jednak
w tym momencie, gdy przyszła Maria i jego bracia były inne ważniejsze
obowiązki. W tym czasie On miał na sercu służbę swojemu Ojcu. W tej chwili to
było najważniejsze, to nie był czas na spotkania z rodziną, tym bardziej że
wiedział iż oni przyszli przeszkodzić mu w służbie. Nie, nie mógł na to pozwolić, priorytetem była dla
niego służba Bogu.
Dlatego
mówi:
Mateusza 12:48 Któż jest moją matką? I kto to bracia moi?
49
I wyciągnąwszy rękę ku uczniom swoim, rzekł: Oto matka moja i bracia
moi!
W
ten sposób Pan Jezus bardzo wyraźnie dał do zrozumienia, że więzy rodzinne
nigdy nie powinny przeszkodzić nam w podążaniu za Bogiem i wypełnianiu Jego
woli. Chociaż kochał swoją rodzinę, to nie pozwolił na to, by jego rodzinna w
jakikolwiek sposób stanęła miedzy Nim, a Bogiem. Z pewnością miał świadomość,
że takie postawienie sprawy mogło być
przykre dla Marii i jego braci. Ale lepiej żeby im teraz było przykro niż gdyby
Jezus miał nie dokończyć swojej misji i nie mieliby szansy zbawienia. Podobnie
w jak w sytuacji Pana Jezusa i w naszym życiu może się zdarzyć tak, że często
niewierząca rodzina nie będzie rozumiała naszego pragnienia podążania za
Chrystusem, pragnienia posłuszeństwa Bogu.
W związku z tym z tego powodu mogą pojawić się w twoim domu napięcia i problemy. Czasami twoja
niewierząca rodzina może czynić ci awantury o czytanie Biblii udział w
społecznościach czy angażowaniu się w służbę. Może próbować odwieść cię od decyzji
podążania za Chrystusem, mówić że zwariowałeś, że dałeś się zwieść. Niektórzy
poddają się tej presji. Chcąc uniknąć problemów i mieć spokój w domu rezygnują z
kroczenia za Panem.
Pan
Jezus wyprzedzał tego typu sytuacje i przestrzegał nas, że konflikt z rodziną w
podążaniu za Nim jest pewnym kosztem dla ewangelii jaki człowiek musi ponieść
jeśli chce być zbawiony.
Mateusza 10:37 Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie,
nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest
mnie godzien.
Posłuszeństwo
Bogu powinno być w naszym życiu
ważniejsze niż posłuszeństwo wobec rodziny, matki, ojca, siostry, brata, żony,
czy dzieci. Nawet jeśli podążanie za Jezusem miałoby sprawić, że twoja rodzina
odwróci się od ciebie, a nie są to rzadkie przypadki, naśladowca Chrystusa
powinien być gotowy ponieść taki koszt. Ja doświadczyłem wiele przykrości ze
strony moich bliskich i czasami nadal doświadczam, ale jak mówi pewna pieśń „postanowiłem iść za Jezusem nie wrócę już,
nie wrócę już”. Musimy również mieć świadomość, że idąc na kompromis i
wybierając posłuszeństwo wobec rodziny kosztem posłuszeństwa Bogu tracimy możliwość
pozyskania ich dla ewangelii. Czasami nie chcemy im sprawiać przykrości i
wolimy pozostawić uczniostwo dla Chrystusa, ale czyniąc w ten sposób sami
pozbawiamy się nadziei wejścia do Królestwa Bożego i pozwalamy na to, by nasi
bliscy nie poznali Pana Jezusa. Nie raz już w swojej drodze z Chrystusem byłem
świadkiem podobnych sytuacji kiedy jakiś mężczyzna lub kobieta po pewnym czasie
rezygnował/ła ze społeczności z powodu awantur w domu. Czyniąc tak sprawiamy
także przykrość Panu Jezusowi Chrystusowi dając Mu w ten sposób do zrozumienia,
że nie jest najważniejszy w naszym życiu, że nie jest na pierwszym miejscu. A On
zasługuje na to, by być w naszym życiu na tronie, On oddał siebie samego, by
wykupić nas dla siebie na własność.
Musi
być to dla nas jasne, że sprzeciw Jezusa wobec swojej matki i braci dotyczy
służby Bogu. Człowiek wierzący nie szuka i nie powinien szukać konfliktu ze swoimi
bliskimi, ale wtedy gdy ich żądania wkraczają w granice naszego posłuszeństwa
Bogu musimy się sprzeciwić, to z kolei wywołuje agresje z ich strony.
Jednak
niezrozumienie ze strony rodziny jest przykre również i dla nas, żyjemy wtedy w
pewnym rozdwojeniu i z bólem serca. Wrogość naszych bliskich wobec nas z powodu
naszego podążania za Jezusem jest o wiele bardziej dla nas bolesna niż wrogość
ludzi spoza kręgu naszej rodziny. Na naszej rodzinie zależy nam często w
szczególny sposób i pragnęlibyśmy, by dzielili z nami radość zbawienia i
poznania Pana, ale nie zawsze to jest
możliwe. Nosimy więc smutek na sercu, że nasi bliscy
nie akceptują naszego wyboru i robią nam przeszkody w podążaniu za Chrystusem.
Ale tracąc cielesną rodzinę zyskujemy o wiele więcej. Zyskujemy Królestwo Boże,
życie wieczne, rodzinę duchową, stając się częścią kościoła Jezusa Chrystusa i
jesteśmy nazwani Bożymi dziećmi.
Pan
Jezus mówił o tym w ten sposób
Marka 10:29 …Zaprawdę powiadam wam, nie ma takiego, kto
by opuścił dom, albo braci, albo siostry, albo matkę, albo ojca, albo dzieci,
albo pola dla mnie i dla ewangelii,
Mar 10:30 Który by nie otrzymał stokrotnie, teraz, w
doczesnym życiu domów i braci, i sióstr, i matek, i dzieci, i pól, choć wśród
prześladowań, a w nadchodzącym czasie żywota wiecznego.
Teraz
przechodzimy do pytania jakie postawiliśmy na początku. Jak możemy stać się częścią
tej Bożej rodziny?
Zauważmy,
że cielesne więzy nie sprawiają, że wchodzimy do Bożej rodziny. Pan Jezus
prawdziwą swoją rodziną nazwał tych, którzy słuchają Słowa Bożego i wypełniają je. Chociaż miał przed sobą swoją matkę i
braci nie powiedział, że oni są jego prawdziwą rodziną. Nie powiedział, że z
powodu urodzenia się w tej samej rodzinie mają oni lepsze względy u Boga i są
bliżej Boga niż inni. Nie powiedział tego co się dzisiaj tak często podkreśla,
że Maria ma jakieś szczególne łaski u Boga, bo urodziła Pana Jezusa i należy
się modlić do Jezusa przez nią, bo Jezus nigdy nie odmówi swojej matce. Takie postawienie
sprawy jest zupełnym zaprzeczeniem Ewangelii. Właśnie w naszym dzisiejszym
ewangelicznym tekście czytamy, że Jezus odmówił swój matce. On powiedział jej i
swoim braciom w ten sposób, - że jeśli chcecie być moją prawdziwą rodziną
musicie się nawrócić, musicie uwierzyć we mnie. Do Bożej rodziny nie wchodzimy
też przez sam fakt urodzenia się w rodzinie wierzących ludzi. Twoi rodzice i
bliscy mogą być szczerze wierzącymi nowonarodzonymi ludźmi, ale to nie znaczy
że ty też jesteś takim człowiekiem. To że urodziłeś się w wierzącej rodzinie
nie czyni z ciebie wierzącego. Sam osobiście każdy musi się nawrócić i poznać
Boga. Również sama przynależność do chrześcijańskiego kościoła nie sprawa, że
stajemy się Bożymi dziećmi. Ludzie z różnych powodów nie zawsze wynikających z
nawrócenia mogą chodzić do kościoła. Mogą być członkami kościoła z powodu
tradycji, towarzystwa, atmosfery, rytualnej religijności. Nic zewnętrznego nie
jest w stanie uczynić nas Bożymi dziećmi, nic cielesnego jak zewnętrzne
praktyki, rytuały, sakramenty, ofiarność, wpisywanie się na listy itp. rzeczy,
nie mogą przybliżyć nas do Boga i sprawić, że Jezus powiedziałby o nas, iż
jesteśmy Jego rodziną. W takim razie co
może to sprawić, że będziemy mieć z Bogiem relacje? Co może sprawić, że Bóg
nazwie nas swoimi wybranymi, swoimi umiłowanymi? Pan Jezus powiedział, że to co
czyni nas Bożymi dziećmi to wypełnianie
woli Jego Ojca. Widzimy bardzo wyraźnie, że relacje z Bogiem uzyskujemy dzięki
duchowym środkom, a nie staraniom cielesnym.
A
co w takim razie jest wolą Ojca? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie musimy
powrócić do Ew. Mateusza 3, 17
Mateusza 3:17 I oto rozległ się głos z nieba: Ten jest Syn
mój umiłowany, którego sobie upodobałem.
Bóg
Ojciec podczas chrztu Jezusa wyraził swoją aprobatę dla swego Umiłowanego Syna.
W czym ma Bóg upodobanie? Byśmy zwrócili się w stronę Jego syna, w stronę
Jezusa Chrystusa, wierząc w Niego i uznając Go swoim Panem i Zbawicielem.
Podobna
sytuacja ma miejsce podczas przemienienia Jezusa w Ew. Mateusza 17,5. Takie tam oto Bóg wystawia świadectwo swojemu Synowi
wobec uczniów:
Mateusza 17:5 …oto obłok jasny okrył ich i oto rozległ się
głos z obłoku: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem, jego
słuchajcie!
To
jest właśnie wola Boża o której mówił Pan Jezus. Chcesz stać się częścią Bożej rodziny? chcesz mieć prawdziwą
relacje z Bogiem? Chcesz by Bóg nazwał cię swoim dzieckiem, a ty będziesz mógł
zwracać się do Boga Ojcze, nie tylko z
powodu wypowiadanych słów, ale w wyniku prawdziwej więzi z Bogiem? To przyjmij
Pana Jezusa Chrystusa. Przyjąć znaczy uwierzyć w Niego, stać się Jego uczniem,
Jego naśladowcą. Uwierzyć, że On zapłacił za twoje grzechy na krzyżu swoją
własną krwią, że w miejsce twojego życia położył własne. W wyniku takiej wiary
zostaniesz przyjęty w krąg Bożej rodziny, a twoje grzechy zostaną przebaczone,
ty natomiast otrzymasz życie wieczne i dar Ducha Św.
Inny
ważny i wspaniały fragment rzuca jeszcze więcej światła co jest wolą Ojca.
Jan 6:40
A to jest wola Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego,
miał żywot wieczny, a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym.
I
tutaj również wolą Ojca jest zbawienie ludzi przez wiarę w Pana Jezusa
Chrystusa. Wolą Ojca jest, by ci którzy przyszli do Jezusa zaznali przez wiarę
oczyszczenia ze swoich win! Wolą Ojca jest, by Pan Jezus zachował i zbawił
wszystkich, którzy do Niego przychodzą! Właśnie w tym celu Jezus został
posłany na świat, by szukać i odnaleźć
to co zginęło. On szuka dzisiaj każdego grzesznika, każdej zgubionej owcy,
każdej duszy i powiedział, że przyjmie każdą osobę, która do Niego przychodzi. On nie odrzuci
ciebie, jeśli postanowisz upamiętać się ze swoich grzechów i złożyć swą ufność
tylko w Nim. On cię przyjmie i zbawi, bo to jest wolą Jego Ojca, by nie zginął
każdy kto wierzy w Niego. Wiemy, że nasz Pan zawsze w doskonały sposób wypełnił
przykazania swego Ojca, tak będzie i w tym przypadku. Czy Słowo Boże może być
jeszcze bardziej wyraźne jak w dzisiejszym
naszym przesłaniu? Wydaje mi się, że Bóg już mówi tak jasno do nas, że jaśniej nie można.
Każda
inna droga dostania się do Bożej rodziny z góry skazana jest na niepowodzenie, bo
Bóg nie ma w tym upodobania. On dał tylko jedno imię przez które możemy być
Zbawieni, to Imię Jezusa Chrystusa (Dz
Ap 4,12).
Musimy
być bardzo ostrożni, by nie zrozumieć Słów Jezusa opacznie co się często
zdarza przy tym 50 wierszu. Co jest
Wolą Ojca? Co jest wolą Bożą? Idźmy i spytajmy się ludzi. Większość z nich
zacznie nam wymieniać Boże przykazania i moralne zasady. Wolą Ojca jest
powiedzą: być dobrym człowiekiem, nie kłamać, nie cudzołożyć, nie kraść, nie
mordować, pomagać bliźniemu. I na tym poprzestaną, całkowicie pominą Jezusa.
Ale ograniczając wolę Bożą tylko do zasad moralnych zachowamy się jak Faryzeusz
z 18 rozdz. Ew. Łukasza który przyszedł
do świątyni modlić się i mówił Boże dziękuje ci, że jestem dobrym człowiekiem,
że nie kradnę, nie zabijam, daje dziesięcinę, pomagam innym, chodzę do kościoła,
modlę się i spełniam twoją wolę. I co się dzieje później z tym faryzeuszem? On
odchodzi ze świątyni nadal potępiony i nie zostaje mu odpuszczone, bo widzi
sprawiedliwość w sobie samym. Jest zupełnie ślepy na Boże przebaczenie, które
Bóg darował ludziom z łaski w Jezusie Chrystusie. Faryzeusz owy reprezentuje
wszystkich moralistów, wszystkich którzy myślą, że spełniają wolę Ojca,
wszystkich którzy pomijają Jezusa. Każdy kto tak czyni, jest równie martwy
duchowo jak ten obłudny Faryzeusz. Ale w
tej świątyni jest jeszcze drugi człowiek, celnik. Jak wiemy on czuje się potępiony
i nie ma nawet siły modlić się. Wie że cała jego sprawiedliwość nic nie znaczy
wobec Bożej świętości i sprawiedliwości. Wie że żadne jego uczynki nie mogą
spowodować, że Bóg spojrzy na niego przychylnie. A jego grzechy obciążają go
tak bardzo, że nawet siły nie ma głowy podnieść do nieba. Jedynie ma siłę
powiedzieć, „Boże bądź miłościw mnie
grzesznemu” „Boże przebacz”, „Boże nie każ mnie w sprawiedliwości swojej”.
Owy celnik nie liczy na siebie, on liczy na Bożą łaskę, Boże miłosierdzie
okazane nam w Jezusie Chrystusie. I Co? I Bóg wystawia mu świadectwo, że
odchodzi usprawiedliwiony. On z tej świątyni odchodzi oczyszczony ofiarną krwią
Pana Jezusa Chrystusa.
Jakże
wspaniale znaleźć się w gronie dzieci Bożych, jakże wspaniale mieć świadomość,
że już nie jestem wrogiem Boga, ale jego domownikiem, współobywatelem świętych,
dziedzicem Bożych obietnic, częścią Bożej rodziny. Ale niech mnie Bóg broni bym
kiedykolwiek pomyślał we własnym sercu, że zostałem tam przyjęty dzięki własnym
zasługom, tradycji, religijnej gorliwości, przynależności denominacyjnej, wiary
moich ojców czy z racji sakramentów. Nie, nie mogę w ten sposób wejść do grona przyjaciół
Jezusa, jego bliskich krewnych. Ale mogę się tam dostać spełniając wolę Boga
Ojca, którą jest prosta szczera wiara w Jego Syna, Pana Jezusa Chrystusa. Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz