Autorytet Jezusa pochodził z nieba
Popatrzmy
na kogoś, kto ma władzę, władzę zdobytą w legalny sposób. Na kogoś kto jest
pewny swojego autorytetu. Popatrzmy np. na rodziców jak wielki autorytet
posiadają wobec swoich dzieci jeśli tylko są go świadomi. Popatrzy na
urzędnika, policjanta któremu państwo nadało władze i autorytet, zazwyczaj
ludzie nie sprzeciwiają się mu. Popatrzmy na prezydenta wybranego przez naród,
że może przemawiać z pewnością w głosie, że może podejmować zdecydowane
działania w imieniu dobra narodu. Zobaczmy że ktoś taki ma wpływ.
Świadomość
autorytetu dodaje ogromnego poczucia pewności, a jeśli jeszcze za autorytetem
idzie zdecydowane działanie w mocy, to wtedy o kimś takim mówimy, że to
prawdziwy przywódca, że to ktoś kto ma prawdziwą faktyczną władzę.
I
tak było w życiu Pana Jezusa. Ludzie którzy mieli przyjemność choć raz z nim
się zetknąć nie mieli wątpliwości, że coś jest niezwykłego w tym człowieku. Gdy
tłumy Go słuchały to mówiły, że przemawia zupełnie inaczej niż uczeni w piśmie,
przemawia jako moc mający (Mat 7,29).
Wszystko
cokolwiek robił, to jak mówił, to jak się zachowywał, to jak pełnił służbę
wśród ludzi wskazywało na Jego autorytet i władzę. Było to tak ewidentne, że
gdy przemawiał, to ci którzy Go słuchali twierdzili, że jeszcze nigdy nie
słyszeli by jakiś człowiek przemawiał tak, jak On przemawia (Jan 7,46).
W
28 rodz. Ew. Mateusza Pan Jezus powiedział że ma nie tylko jakąś władzę, ale ma
wszelką władzę, władzę nad wszystkim, nad każdym autorytetem we wszechświecie
do tego stopnia że Imię Jezusa jest ponad wszelkie imię (Filip 2,9). Pan tą władzę
demonstrował, przez cuda, przez wypędzanie demonów, przez chodzenie po wodzie,
przez uciszenie Burzy, przez rozmnażanie żywności, przez wskrzeszanie ludzi z
martwych.
Gdy
mówimy o autorytecie Pana Jezusa to w Nowym Testamencie na określenie tego w
stosunku do Niego pojawiają się dwa słowa „dunamis”
od którego pochodzi słowo dynamit i oznacza ono moc, siłę lub zdolność. I
drugie słowo to „exousia” tłumaczone
jako wybór, możliwość coś uczynić, autorytet nadany z góry. To więc On miał
moc, siłę żeby coś zmienić, ale miał też poparcie Boga Ojca we wszystkich decyzjach
jakie podejmował. Bóg przznawał się do wszystkich Jego działań
Pan
Jezus mówił o sobie, że ma daną władze nad wszelkim ciałem, nad każdym
człowiekiem, ma moc dać życie wieczne, ale też moc sądzić człowieka (Jana 17,2; Jana 5,27). W rzeczywistości
to właśnie Pan Jezus wrzuci do piekła tych, którzy nie uwierzyli w Niego. On panował
też całkowicie nad swoim życiem, nad chwilą kiedy zostanie zabity. Wiemy że
stało się to nie wtedy, kiedy chcieli Jego prześladowcy, ale wtedy kiedy
nadeszła Jego godzina. Oznacza to, że On miał władzę nad wszystkimi
okolicznościami, wydarzeniami i ludźmi zaangażowanych w Jego śmierć.
Jeszcze
bardziej widzimy zakres władzy Pana Jezusa jak zdamy sobie sprawę, że On miał
władzę nad swoją śmiercią.
Zobaczmy
ew. Jana
Jana 10:17 Dlatego Ojciec miłuje mnie, iż Ja kładę życie
swoje, aby je znowu wziąć.
18
Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli. Mam moc dać je i
mam moc znowu je odzyskać; taki rozkaz wziąłem od Ojca mego.
Czyli
Pan miał władzę dać życie, ale miał też władzę podnieść się z martwych. Mówimy
że Bóg podniósł Go z martwych i to jest prawda, ale też On sam podniósł się z
martwych i to też jest prawda.
Na
początku Ew. Jana 2 rodz. gdy Pan oczyścił świątynie batem, to powiedział do
Żydów o swoim zmartwychwstaniu Żeby zburzyli świątynie, a On w trzy dni ją
odbuduje. Miał tam na myśli świątynie swego ciała. Miał na myśli to, że On podniesie
się z martwych i ofiara z Jego ciała stanie się miejscem na wzór świątyni gdzie
grzesznik dostąpi z pojednania Bogiem.
To
więc teraz gdy pojawia się w Jerozolimie, gdy robi porządek w świątyni
wywracając stoły i wypędzając tych, którzy ją profanują, gdy przyjmuje chwałę
od tych, którzy wołają na Jego cześć Hosanna Synowi Dawidowemu, to ówcześni
przywódcy religijni i polityczni mają z tym problem. Oni pytają Go skąd masz tą
moc, skąd masz tą władzę, kto ci to dał, dlaczego tak czynisz (Mat 21,23)? Oni uważają, że to oni
mają władzę, to oni decydują i nadają autorytet. A przecież Pan Jezus nie
przyszedł do nich i nie prosił ich o poparcie, o pozwolenie na cokolwiek. Nie
konsultował z nimi swojej doktryny ani żadnych swoich działań, a w nich
mniemaniu powinien to zrobić, bo byli przekonani, że prawda leży w ich ręku, że
władza należy do nich. Byli przekonani, że Bóg powierzył im autorytet wykładni
słowa, czy mianowania rabinów i nauczycieli. Mieli bardzo rozbudowany system
władzy i mocno utwierdzili ją w Izraelu. Na samej górze stali arcykapłani, Rada
najwyższa, Sanhedryn 71 członków. Później byli kapłani odpowiedzialni za
uroczystości tygodniowe, 24 kapłanów, następnie było 156 kapłanów, którzy byli
odpowiedzialni za ceremonie w ciągu dnia. A następnie byli kapłani zwyczajni,
odpowiedzialni za pomniejsze sprawy, później rabini i uczeni w piśmie. I tak
mieli całą hierarchę religijno polityczną, a tymczasem Pan Jezus ominął te
wszystkie stanowiska, zignorował ich i codziennie nauczał w świątyni bez ich
dyplomu i pozwolenia. To było dla nich nie do pojęcia, jak tak mógł? Za kogo On
się uważa? Dlaczego się z nami się nie liczy?
Jednak
On miał władzę od Boga i nie potrzebował ich pozwolenia. Miał władzę z samej
góry.
Oni
zignorowali Go, bo nie kształcił się w ich szkołach, nie zabiegał o ich poparcie,
nie liczył na ich pozwolenie, ale otwarcie z mocą głosił Bożą prawdę. Boży
autorytet jest ponad wszystkimi i On nie potrzebował ludzkiego polecenia. Jakiś
czas temu jeden z misjonarzy opowiadał mi jak podczas ewangelizacji zatrzymała
ich Straż Miejska i pytała się, czy mają odpowiednie pozwolenia. A jeden z
misjonarzy odpowiedział, tak mamy takie i mamy je z samej góry! Wtedy strażnik
powiedział żeby je pokazać, a ten misjonarz otworzył Ew. Mateusza 28 rozdz. i
przeczytał 19 wiersz
„Idźcie
tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i
Ducha Świętego”.
Musimy
być tego świadomi, że tak jak Pan Jezus miła autorytet z samej Góry, tak dał
nam byśmy szli bez obaw w Jego autorytecie i głosili światu dobrą wieść nie
bojąc się przeciwników naszych.
Sprzeciw religii wobec Bożego powołania
To prowadzi nas do drugiego wniosku, że to Bóg
nadaje autorytet, to Bóg powołuje ludzi do służby, to Bóg decyduje, a nie
człowiek, przez kogo chce wykonać swoje dzieło. Bóg na Chrystusie położył swoją
pieczęć, stąd była Jego moc. Bóg ustanowił Go pośrednikiem między sobą a
ludźmi, ale Jego własny naród odrzucił Go. Nie rozpoznali i odepchneli swojego
Mesjasza wydając Go na haniebną śmierć Krzyżową.
Drodzy
często ludzie się mylili w ocenie tego, kogo Bóg posyła i przez Kogo Bóg chce działać.
Pamiętacie Mojżesza jak poszedł do Izraelitów za pierwszym razem oferując im
ratunek, jak zabił Egipcjanina, a później skłóconych nakłaniał do zgody o czym
czytamy w Dziejach Ap 7,22-29
Dzieje Ap. 7:25 Sądził zaś, że bracia zrozumieją, iż Bóg przez
jego ręce daje im wybawienie, ale oni nie zrozumieli.
Mojżesz
40 lat wcześniej miał nadzieje na wybawienie swojego ludu, ale Go nie
rozpoznali jako Bożego wysłannika. Musiało minąć kolejnych 40 lat, a naród
musiał zostać bardziej uciemiężony by przyjęli Go jako Bożego wybawcę.
W
historii Kościoła znajdziemy podobnych Bożych wysłanników, których Bóg posyłał
by zreformować Kościół czy zawrócić z niewłaściwej drogi. Kościół Anglikański
nie rozpoznał Jana Wesleya jako Bożego reformatora i dar dla tej denominacji, to
więc odrzucili Go, szczuli na niego i prześladowali Go. Choć oficjalnie Wesley
nigdy nie wystąpił z kościoła Anglikańskiego, to nieoficjalnie usunięto Go. A
później z Jego działalności powstał Kościół Metodystyczny. Pomyślcie ile
wspaniałych rzeczy mogło się stać w Kościele Anglikańskim dzięki działalności
Jana Wesleya i tych którzy za sprawą Jego służby uwierzyli, ale nie stało się,
bo nie było to zgodne z nurtem oficjalnej religii oraz przepisów. Podobnie było
z Marcinem Lutrem. Luter nigdy nie zamierzał występować z kościoła i tworzyć
kościoła protestanckiego, chciał tylko zreformować Kościół Rzymskokatolicki i
głosił o tym, co było niezgodne ze Słowem Bożym i niszczyło kościół. Głosił
przeciw kupczeniu sakramentami, zbawieniem dzięki odpustom. Ale gdy zaczął to
czynić, to takie działania były sprzeczne z oficjalną strategią kościoła
Rzymskiego i to doprowadziło do Jego usunięcia.
Drodzy
chce powiedzieć, że musimy być ostrożni jako denominacja, jako kościół w
tworzeniu przepisów religijnych, trzymaniu się ślepo praw wewnętrznych, czy
uważaniu że tylko nasza denominacja i nasz kościół ma monopol na prawdę. Musimy
być ostrożni by nie tworzyć jakiejś sformalizowanej religii dla wąskiej grupy
ludzi, dla których w kościołach istnieje hierarchia i stanowiska, by im mogło
się dobrze powodzić. Wszystkie nasze struktury i prawa wewnętrzne powinny mieć
za zadanie nam służyć i budować kościół Pana Jezusa Chrystusa. Tam gdzie one
nam przeszkadzają lub z ich powodu nie możemy rozpoznać Bożego prowadzenia
powinny być zaniechane. Przepisy te, tak długo nam pomagają, jak długo nie
istnieją dla samych siebie, albo nie zaczniemy uważać, że One dają nam mandat
do istnienia. Jak widzimy to Bóg nadaje autorytet, to Bóg powołuje, to Bóg
przeznacza do służby. I ciągle musimy o tym pamiętać i być wobec tego pokorni,
żeby czasem nie okazało się, że odrzucamy to co Bóg chce uczynić. Tak samo z
seminariami, czy z koniecznością wyższego wykształcenia w kościołach, by być
kaznodzieją lub funkcjonować w służbie. Od razu zaznaczę, ze nie jestem przeciw
wykształceniu, sam skończyłem studia teologiczne i uważam, że powinno się dążyć,
by usługujący w kościele kształcili się. Jednak to nie może być główny i
decydujący warunek kwalifikujący do służby. Oczywiście, wyksztalcenie powinno
być brane pod uwagę, ale jeszcze ważniejsze jest Boże powołanie. Wykształcenie
można uzupełnić, ale powołania samemu sobie nadać nie można.
To
więc jeśli kościół przywiązuje bardzo dużą wagę do wykształcenia akademickiego,
to może tworzyć sytuacje, że odrzuci ludzi których powołuje Bóg, ale nie
spełniają warunków formalnych. Może też kwalifikować na pracowników kościoła
tylko tych, którzy mają wykształcenie formalne, a nie mają powołania. Co w
konsekwencji prowadzi Kościół do śmierci i skostnienia. Nie wiele rzeczy jest
gorszych dla kościoła niż przywódcy, którzy nie znają Pana i nie będący przez
Niego powołani.
Kościół
raczej powinien rozpoznawać powołanie i tych, którzy nie maja odpowiedniego
wykształcenia zachęcać by je uzupełnili.
Jak np. Paweł uczynił z Tymoteuszem kiedy pomimo młodego wieku rozpoznał w nim
powołanie, a później zachęcał Go do kształcenia się w Pismach i by wzrastał pod
każdym względem.
Oficjalny
denominacyjny Kościół nie może również twierdzić, że jest jedynie uprawniony do
głoszenia i wykładania prawdy jak np. dzieje się to w Kościele Rzymskim. W kościele Rzymskim przeciętny katolik boi się
Biblii i często uważa że nie należy jej samodzielnie czytać, bo dojdzie się do
jakiś herezji i błędów. Pogląd ten wynika z działań kontrreformacyjnych
kościoła Rzymskiego który zakazywał samodzielnego czytania Biblii i uzurpował
sobie jedynie słuszną i nieomylną jej interpretacje.
I
tak np. w roku 1634 synod katolicki w Warszawie wydaje oświadczenie, iż
samodzielne czytanie Biblii jest inspirowane przez samego szatana. Stanowisko
to zostaje zatwierdzone przez papieża. (Piąty wiek Biblii w języku polskim,
Henryk Dominik, Zwiastun 10/95).
Wszystkie
nauczania wtedy były w tym samym duchu, tak że zrodziło się powszechnie
przekonanie, że Biblia jest dla księdza, a każdego kto ją czyta prywatnie w
kościele uważano za sekciarza. Tymczasem samo Pismo zachęca nas do tego byśmy
je badali i czytali, bo przez nie wzrastamy w naszym chrześcijańskim życiu.
Były
też sytuacje w historii Kościoła, że jeśli nie miałeś wykształcenia
teologicznego to nie mogłeś głosić ewangelii i dzielić się z innymi Chrystusem,
czy prowadzić spotkań biblijnych.
Tak
więc widzimy jak sformalizowana religia może zaciemniać człowiekowi Boże
dzieło, a nawet powstrzymywać Boży rozwój, czy Boże przebudzenie. Jeszcze raz
powiem, nie jestem przeciwko strukturom, prawom wewnętrznym, liturgii, czy
nawet ceremoniom kościelnym. Mamy jednak pamiętać, że to wszystko ma
drugorzędne znaczenie i nie możemy dopuścić, by przez religię sprzeciwiać się
Bożemu prowadzeniu jak Żydzi z powodu swojej religii nie chcieli uznać
autorytetu Pana Jezusa.
Nie
możemy dopuścić by nasze sformalizowane prawa spowodowały że wyżej będziemy cenić od Bożego powołania i
Słowa Bożego nasze religijne ustanowienia, tradycje, przepisy, urzędy
kościelne, budynki, czy cieszące się wielkim autorytetem osoby.
Polityczna poprawność
Teraz
idźmy dalej, oni pytają Go o pochodzenie Jego mocy, o Jego autorytet. Wiemy że
nie pytają Go w tym celu żeby dowiedzieć się kim jest, czy szukają prawdy, ale
to pytanie ma na celu doprowadzić do Jego oskarżenia. Pan Jezus już
wielokrotnie mówił, że działa w imieniu Boga, swego Ojca. Więc jeśli szukaliby
prawdy, to mogli ją znać. Ale oni chcą, by publicznie w tej chwili przed całą
Radą powiedział, że pochodzi z Nieba i jest Synem Bożym, co oczywiście
doprowadziłoby do oskarżenia Go o bluźnierstwo i ukamienowania. Już bowiem od
dawna szukali argumentów, by Go zabić.
Jednak
Pan nie dał się sprowokować i jak często miał to w zwyczaju, co było też
rabiniczną praktyką, na ich oskarżające pytanie odpowiada pytaniem o którym
wiedział, że oni nie będą chcieli na nie odpowiedzieć.
To
dało Mu możliwość być wobec nich uczciwym, dać im szanse uzyskania odpowiedzi,
a jednocześnie nie dać im dodatkowych argumentów, by go ukamienowali.
I
On mówi do nich to niesamowite pełne mądrości pytanie, obiecując że jeśli oni
mu na nie odpowiedzią i On udzieli im odpowiedzi (w 24). Skąd był chrzest Jana? Z nieba, czy od ludzi? W ten sposób
pyta się ich o całą służbę Jana Chrzciciela. Czy Jan chrzciciel pochodził od
Boga, czy miał Boży autorytet, czy jednak był samozwańczym prorokiem?
Wiemy
że Jan chrzciciel był ostatnim prorokiem Starego Testamentu, był największym z ludzi
(Mat 11,11) i przemawiał z wielką
mocą. Prowadził również bardzo surowe, skromne ascetyczne życie. Był również
bezkompromisowy wobec prawdy, ta właśnie bezkompromisowość doprowadziła do Jego
śmierci, gdy upominał Heroda z powodu Jego niemoralności. Nawet Herod w jakimś
stopniu uważał Jana za proroka i obawiał się Go. Jan też wyznał w Jezusie
Chrystusie Baranka Bożego, złożył o Nim świadectwo, że to On jest Mesjaszem.
Tych których zgromadził podczas swojej służby odesłał do Pana Jezusa i
twierdził że on ma tracić na znaczeniu, a Chrystus ma zyskiwać. Wielki Boży
prorok, wielki Boży sługa, Jan chrzciciel.
I
przedstawiciele Rady Najwyższej doskonale o tym wiedzą, że Jan był wielkim
człowiekiem, ale nie chcą odpowiedzieć na pytanie Pana Jezusa, kim faktycznie
był. Wiedzą że jeśli odpowiedzą iż Jan
pochodził od Boga, to wtedy padnie pytanie dlaczego Jemu nie uwierzyli (w. 25)? Dlaczego teraz nie wierzą
Jezusowi skoro Jan składał o nim świadectwo i powiedział, że On jest barankiem
Bożym. A z drugiej strony kalkulują, że jeśli powiedzą iż Jan nie pochodził od
Boga, to ludzie którzy temu się przysłuchują w świątyni wpadną we wściekłość
mając Jana za proroka i odrzucą ich. Widzicie wyrafinowane kalkulacje? Oni nie
szukają prawdy, oni ciągle kombinują jak zachować władzę, pieniądze, pozycje,
jak zrobić by ich było na wierzchu. Oni gonią za tym co jest korzystne dla nich,
co służy im i ich celom, ich brzuchowi, a nie Bogu. Oni nie chcą dać jasnej
odpowiedzi i przyznać się do tego co naprawdę myślą i w co wierzą. Nie chcą z
rozmysłem powiedzieć prawdy, bo wiedzą że prawda mogłaby im zaszkodzić.
Jest
to bardzo niebezpieczny stan. Stan rozmyślnej ignorancji, tchórzostwa i
politycznej kalkulacji, że będziemy mówić i zachowywać się tak, by jak
najwięcej ugrać dla siebie, a prawda nie ma znaczenia. To jest stan, w którym
nie mówimy prawdy, bo prawda mogłaby zaszkodzić naszym interesom. Więc lepiej z
rozmysłem kręcić, być cynicznym politykiem. Są kościoły i ludzie o których mówimy,
że oni zawsze umieją się ustawić i zmieniają swoją retorykę w zależności od otoczenia,
są jak kameleon i chcą podobać się wszystkim. Jeśli przyjmujemy taką postawę
jak faryzeusze w naszych relacjach z innymi, w naszym świadectwie dla
Chrystusa, to nasza postawa nie będzie definiowana tym jak dać świadectwo
prawdzie, ale co powinienem teraz zrobić lub co powiedzieć żeby sobie nie
zaszkodzić. Człowiek taki przypomina kogoś kto chce płynąć na dwóch łódkach. Stoi
jedną nogą na jednej i jedną nogą na drugiej. Wszystko jest dobrze aż do
chwili, gdy łódki zaczynają się rozjeżdżać, wtedy też i upadek Jego pewny.
Pan
Jezus o takiej postawie powiedział w ten sposób:
Łukasza 6:26 Biada wam, gdy wszyscy ludzie dobrze o was
mówić będą; tak samo bowiem czynili fałszywym prorokom ojcowie ich.
Tak,
jest to cecha fałszywych proroków, w oczach wszystkich dobrze wypaść, nikomu
nie zaszkodzić, nikomu się nie narazić, zawsze mówić tak jak ludziom się podoba
i nie konfrontować ich z prawdą. Wszak otwarte komunikowanie prawdy powoduje napięcia,
a na tym możemy jedynie stracić. Tak i rzeczywiście tracimy w oczach tych,
którzy i tak nie chcą uwierzyć, a zyskujemy i jesteśmy zachętą dla tych co idą
za Panem i zyskujemy u Boga. Jakie jest nasze zachowanie w podobnych
sytuacjach, czy mamy odwagę otwarcie stanąć po stronie prawdy, po stronie
Chrystusa? Mówić jak Słowo Boże mówi, „tak, tak albo nie, nie”, bo co ponadto jest
od złego (Mat 5,37). Nasze
odpowiedzi mają być proste, zrozumiałe, intencje szczere bez politycznej
kalkulacji.
Podsumowując:
1.
Po pierwsze
autorytet Pana Jezusa pochodził z Nieba i wielokrotnie dawał tego dowody. Trzeba
być głupim albo ślepym z powodu zatwardziałej niewiary i pełnym uprzedzeń, by
nie widzieć że jeśli ktoś chodzi po wodzie, uzdrawia wszelką chorobę, ucisza
burzę, wskrzesza z martwych, wypędza demony i rozmnaża żywność nie ma władzy od
Boga.
2.
Po drugie,
religijne wąskie przekonania i przywiązanie do tradycji często zamykają
człowiekowi oczy na Boże dzieło do tego stopnia, że może mu się nawet
sprzeciwiać, a nawet z nim walczyć jak np. Apostoł Paweł przed swoim
nawróceniem.
3.
I po trzecie,
strzeżmy się politycznej poprawności jako chrześcijanie, by każdemu się
podobać, by z wszystkimi się zgadzać, by szukać własnego interesu kosztem
prawdy ewangelii. Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz